Święty Florian 4 maja u nas 7 maja Przeł. III i IV w. (odczytana na Wykrocie 4-5.11.2017 i 6-7. 04. 2024) Cz.I http://www.ekspedyt.pl/p141,obraz-swiety-florian.html Święty Florian, męczennik żyjący na przełomie III i IV wieku po Chrystusie, jest najstarszym świętym, którego znajdujemy w naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego. W tej Litanii wzywamy go jako patrona Krakowa, ale w czasach jagiellońskich był on również, obok świętego Wojciecha (956-997), św. Stanisława (1030-1079) i świętego Wacława (907-935) jednym z czterech patronów Królestwa Polskiego. Ciekawostką jest to, że w tym gronie tylko święty Stanisław był Polakiem, natomiast święty Wojciech razem ze świętym Wacławem byli Czechami a święty Florian był najprawdopodobniej Rzymianinem, choć niektórzy uważają, że pochodził z Niemiec (był Teutonem). Natomiast tych wszystkich czterech historycznych patronów Polski łączy jeszcze to, że zakończyli swoje życie śmiercią męczeńska. Nie wszyscy też wiedzą, że dwóch świętych spośród nich jest do dziś ze sobą bardzo związanych. I wcale nie chodzi tu o dwóch rodaków pochodzących z Czech. Ani w tym wypadku, nie chodzi tu o dwóch patronów katedry wawelskiej św. Stanisława i św. Wacława, ale o dwóch bardzo związanych ze sobą patronów, którymi są: święty Florian, jednocześnie patron kościoła na Kleparzu, który miał w średniowieczu bronić Krakowa od północy oraz święty Stanisław, który miał pełnić taką samą rolę po południowej stronie Krakowa, w kościele na Skałce. Ale o tym, jak bardzo są ze sobą powiązani ci dwaj święci, dowiemy się w dalszej części tego opracowania. Święty Florian był za czasów cesarza Dioklecjana (244 - 313) i rządzącego wspólnie z nim Maksymiana[1] (250 - 310), oficerem Cesarstwa Rzymskiego w prowincji Noricum Ripense (Noryk Ripeński czyli Nadbrzeżny) lub na jej pograniczu. Prowincja ta była najbardziej wysuniętym na północ terenem Cesarstwa Rzymskiego, natomiast już dalej na Północ rozciągała się Germania. Od wschodu graniczyła z prowincją o nazwie Panonia. Nasz bohater będąc dowódcą oddziału wojskowego, stacjonował w miejscowości Lauriacum, czyli w dzisiejszym Lorch, położonym niedaleko Linzu w Austrii. Ksiądz Jan Kracik (1941- 2014) z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie napisał, że: „Nie ma żadnych dokumentów dotyczących Floriana z jego czasów. Powstała dopiero cztery i pół wieku od jego śmierci passio stanowi kompilację różnych wątków hagiograficznych, wziętych zwłaszcza z pasji biskupa Ireneusza z Sirmium (ur. ? - 304). Legendarny charakter owego compositum (złożenia, zestawienia) skłaniał ongiś historyków (a na ich czele stał samże Bruno Krusch (1857-1940), znakomity wydawca Monumenta Germaniae Historica) do kwestionowania samego istnienia Floriana. Ich wątpliwości rozwiało odkrycie Martyrologium Hieronimiańskiego [Martyrologium Hieronymianum[2]], będącego kalendarzowym zapisem (Galia, około 600 r). Jego krótka wzmianka o utopionym 4 maja męczenniku Florianie używa topograficznych i urzędowych określeń z czasów Dioklecjana (Noricum Ripense, Lauriacum, ex principe officii praesidis), nieznanych już w czasach karolińskich. Potwierdziło to historyczne jądro miejscowej tradycji i główne okoliczności śmierci Floriana[3]". Tłumaczem a jednocześnie współautorem, obok świętego Hieronima (347-420) tego Martyrologium Hieronimiańskiego był benedyktyński mnich Beda Czcigodny (673-735), doktor kościoła katolickiego. Można go uznać za współautora lub, jak chcą niektórzy, nawet za autora tego dzieła, gdyż poszerzył on je o znaczną liczbę świętych, których Kościół katolicki uznał już po śmierci świętego Hieronima. Stąd też często Martyrologium to, nazywane jest Martyrologium Bedy. „Posłużyło [ono] później do przygotowania wykazów świętych Kościoła"[4]. Większość publikowanych w Polsce żywotów dotyczących świętego Floriana zostało opartych przede wszystkim na Męczeństwie Świętego Floriana, które napisał Ks. Piotr Skarga (1536-1612). A on z kolei korzystał, jak sam zaznaczył: „ze starych pisarzów męczeńskich i u Bedy, Uswarda[5] i Adona[6], powtórzone od Wicencjusza[7] in Speculo historiarum [Zwierciadło historii] i w legendach, i kronikach polskich"[8]. My, chcąc nadać trochę dynamiki temu opracowaniu, skorzystamy z historii o życiu świętego Floriana napisanej przez Annę Zahorską (1882-1942). Dialogi, uwagi oraz opisy, które tu zostały zamieszczone, są zbliżonymi do tych, które znajdziemy w „Passio Sancti Floriani" (pasji świętego Floriana) z prawdopodobnie IX wieku. Użył ich również ksiądz Piotr Skarga w opisie życia naszego bohatera w swoim Męczeństwie Świętego Floriana oraz wielu innych hagiografów. Różnią się one od siebie nieznacznie w zależności od tłumaczenia a także języka, który w ciągu wieków podlegał przecież ciągłym zmianom. Warto tu jeszcze dodać, że „na podstawie tej (...) [„Pasji świętego Floriana"], pod bazyliką w Lorch archeolodzy odkryli fundamenty późnoromańskiego kościoła, a w nim - na centralnym miejscu - szczątki ok. 40 osób, najprawdopodobniej chrześcijan zamordowanych wraz z męczennikiem. Obecnie wznosi się tam ołtarz główny bazyliki w Lorch, nieopodal zaś opactwo świętego Floriana[9]". Męczeństwo świętego Floriana miało miejsce w czasie ostatniego, prawdopodobnie najsroższego prześladowania Chrześcijan. Wówczas to, po ogłoszeniu przez Dioklecjana kilku edyktów, zakazano chrześcijanom gromadzenia się, konfiskowano ich mienie oraz Pismo Święte a także nakazano zburzenie świątyń chrześcijańskich. Wszystkich dworzan i urzędników oraz żołnierzy zmuszono do oddawania hołdu ówczesnym bóstwom rzymskim. Z początku karą za niepodporządkowanie się temu edyktowi, była utrata urzędu lub wydalenie z wojska, ale bardzo szybko karę tę zamieniono na ciężkie roboty lub na karę śmierci. „Rozkaz prześladowania otrzymał [w Noryku] prefekt Akwilin [Aquilinus (b.d.)], zagorzały poganin. (...) nienawidził [on] chrześcijan, gdyż powstawali przeciwko jego bogom. A on z czcią dla bogów rzymskich łączył wiarę w siłę państwa. (...) Akwilin (...) prześladował chrześcijan ideowo, uważając ich szczerze za wrogów społeczeństwa, gdyż rozrywali jedyną więź świata starożytnego -zmurszały, obalony już w wielu sercach kult bogów. Prześladował ich z wielką gorliwością. Wyszukiwał ich w domach, wlókł przed swe sądy, karał z niesłychaną surowością, nie mogąc zmusić do odstępstwa. Przybył do warowni Laureaku [Lauriacum] i tu rozpoczęło się prześladowanie. Już wielu ludzi kazał torturować, a nie wyrwawszy z nich słów odstępstwa, jednych skazywał na śmierć, drugich okropnie skatowanych wtrącał do więzienia. Pomiędzy uwięzionymi było czterdziestu żołnierzy Floriana, którzy służyli pod jego wodzą. Florian zawsze był na czele w każdej walce, w każdej bitwie, dając przykład swym żołnierzom. Dowiedziawszy się, że oto jego podkomendni mają stoczyć bój o swe sumienie, powiedział: - Zawsze ich prowadziłem, czyż teraz także nie stanę na ich czele? Florian był wtedy w twierdzy Cetia, [na której ruinach wznosi się teraz osada zwana Cecilmauer (Zeiselmauer)] - Prawdopodobne miejsce urodzin Floriana]). Pożegnał [więc] swych żołnierzy. - Dokąd udajesz się, wodzu? - pytali żołnierze. - Muszę pośpieszyć do [Lauriacum] Laureaku, muszę być z moimi żołnierzami, choćbym razem z nimi miał ponieść śmierć męczeńską - odpowiedział Florian. (...) Jechał wzdłuż rzeki Ennsy [po polsku zwanej Anizą], wpadającej do Dunaju. (...) Ponura twierdza nad brzegami bystrej rzeki wydawała się groźna i niebezpieczna. Inna to rzecz walczyć w polu, inna - w rękach bezlitosnych ludzi oddać ciało na poszarpanie, na tortury... Na chwilę ścisnęło się serce rycerza. Ale już z wesołą twarzą wjeżdżał na most wiodący przez rzekę do Laureaku. Na most z drugiej strony wjeżdżał zbrojny oddział żołnierzy. Zatrzymano się na środku mostu. Żołnierze znali Floriana jako dzielnego dowódcę. Powitali go z szacunkiem. - Dokąd jedziecie? - zapytał Florian. - Prefekt Akwilin wysłał nas, byśmy szukali i aresztowali chrześcijan. Wszak słyszałeś o edykcie naszych cesarzy? Ci, co nie wyrzekną się swego chrześcijańskiego zabobonu, mają być męczeni i na śmierć skazani. Nikomu teraz nie wolno być chrześcijaninem. Szukamy chrześcijan! - Nie trzeba szukać daleko - wesoło powiedział Florian - oto ja jestem chrześcijaninem. - Być, że to może - zawołał dowódca oddziału - ty, Florianie? Taki zawsze dzielny żołnierz, wierny Rzymowi! - Przez wszystkie te lata byłem dzielnym żołnierzem, byłem wierny Rzymowi. A jednak wciąż byłem chrześcijaninem. Zatem wiara moja nie przeszkadza mi być dobrym żołnierzem! Wszyscy żołnierze niezmiernie lubili Floriana. Ale rozkaz prefekta był wyraźny. Florian sam wydał sią w ich ręce. Wiedli go więc do Akwilina. Florian jechał teraz pośród oddziału już jako więzień. Modlił się w duchu: - Daj wytrwać, Chryste, dla świętego Imienia Twego! Żołnierze stawili Floriana przed Akwilinem. (...) Prefekt zdziwił się i zawołał: (...) - Ofiaruj bogom i wyrzecz się twych błędów! - rozkazał. - Tego nie uczynię - odparł święty - a ty postępuj, jak ci kazano. Akwilin namawiał go jeszcze, żeby ofiarował głównemu bogu pogan, Jowiszowi. - Cesarze nakazali wyznawać naszą wiarę, jeżeli nie usłuchasz, będziesz uważany za buntownika! Florian mężnie odpowiedział: - Nie będę czcił boga rzezanego z kamienia, któremu nie należy oddawać czci należnej samemu Bogu! Prefekt powstał, drżąc z uniesienia. Kazał gwałtem wlec Floriana przed posąg Jowisza, by zmusić go do złożenia ofiary. Poganie, chcąc zatriumfować nad niezłomnością chrześcijan, domagali się często rzeczy bardzo małej: zapalenia kadzidła, złożenia pokłonu. Ale nawet Tej drobnej oznaki hołdu odmawiali chrześcijanie. Ze zdumieniem czytamy o ich sile charakteru, my, którzy dla kariery, dla korzyści, nawet tylko dla spokoju tyle codziennie popełniamy kompromisów, ustępstw dla złego, dla nieprawdy. Przemilczamy nasze przekonania, jeżeli one na służbie szkodzić nam mogą, znosimy ludzi żyjących niemoralnie i aby się im nie narazić, nie śmiemy ich upomnieć i może wpłynąć tym na ich zbawienie. Co dzień popełniamy drobne przemilczenia, pozwalając panoszyć się złu dokoła! Nigdy nie za mało jest dla współczesnych przypominać sobie męstwo pierwszych męczenników, by je zestawić z naszą słabością, z naszym nikczemnym uleganiem złu dla korzyści, dla chleba, dla awansu, dla powodzenia w towarzystwie lub przy pracy. Przyciągnięty do świątyni Jowisza Florian nie oddał hołdu jego posągowi. Wtedy znów go stawiono przed Akwilinem, a ten kazał go bić kijami. (...) Szarpać żelaznymi hakami tak, że miał całe ciało poorane ranami. Dokoła stał lud. Wśród niego słabi i chwiejni chrześcijanie, już zastraszeni torturami i wyrokami śmierci, które miały miejsce poprzednio. Florian, znosząc straszliwą męczarnię, starał się nie zmienić wyrazu twarzy. Kiedy opływał krwią, kiedy zwisały z niego płaty oddartego ciała, twarz jego w nadludzkim wysiłku zachowywała wyraz radości. Może zresztą w tej chwili otworzył mu się zaświat i doznał tak wielkiego szczęścia duchowego, że w nim zamilkła na chwilę męka ciała? Dość, że tłum był wstrząśnięty wytrzymałością męczennika. (...) Prefekt jeszcze mocniej kazał go szarpać żelazami. Kusił go przy tym: - Florianie, ofiaruj bogom, zaszczycę cię wielkimi dostojeństwami i darami! (...) Florian odpowiedział, słabnąc i oblewając się krwią: - Oto w tej chwili z krwi mojej składam prawdziwemu Bogu ofiarę! Wywyższył On mnie w tej chwili do największej godności, jaką może osiągnąć dusza człowieka. Akwilin przekonał się, że nie złamie tego bohatera. Westchnął głęboko i powiedział: - Człowiek ten pokazał się wyższym od nas. Teraz, jeżeli nie umrze ciężką śmiercią, przeciągnie cały lud na stronę chrześcijan. Jego upór ugruntuje odwagę innych wyznawców tej sekty. Kazał więc (...) odczytać wyrok skazujący Floriana na śmierć przez utopienie. Miano go zaprowadzić na most na rzece Ennsy, uwiązać mu kamień u szyi i zrzucić z mostu. Florian szedł wesoło, jakby do kąpieli, choć trudno mu było stąpać. Udręczonego, okrytego ranami i krwią męczennika zaprowadzono na most. Obstąpili go żołnierze. Przywiązano mu do szyi ciężki kamień. Florian poprosił, by mu pozwolono pomodlić sią przed śmiercią. Ukląkł, zwrócony twarzą ku wschodowi i pogrążył się w modlitwie. Twarz jego rozjaśniła się nadziemską radością, wpadł w zachwycenie. Widok ten tak przejął oprawców, że stali, nie śmiąc mu przerwać rozmowy z Bogiem. Jeden z żołnierzy, młody jeszcze człowiek, rozzłościł się na ociąganie się kolegów, którzy dziwną cześć odczuli i nie śmieli podnieść ręki na skazańca. (...) Florian wymawiał w tej chwili słowa: - Jezu Chryste, racz przyjąć duszę moją! Zuchwały i zły żołnierz podskoczył ku Florianowi i pchnął go z całej siły. Florian spadł do rzeki i pogrążył się natychmiast w wodzie, gdyż ciężki kamień pociągnął go na dno. Ale w tejże chwili żołnierz ten oślepł. Ciemność spadła na jego oczy, z jękiem słaniał się, szukając dokoła siebie oparcia. Tej kary Niebios nie udało się zataić poganom, a chrześcijanie skłaniali głowy przed wszechmocą Bożą. Wrzuceniem do rzeki ciała świętego chciał Akwilin przeszkodzić, by chrześcijanie kiedykolwiek otrzymali relikwie tego świętego, o którego niesłychanej stałości i dobrowolnym wydaniu się poganom już rozbiegła się wieść dokoła... Stało się inaczej: rzeka wyrzuciła ciało Floriana na brzeg skalisty Ennsy. Ciało leżało na skale, a nad nim unosił się ogromny orzeł, rozciągnąwszy skrzydła na kształt krzyża. Bronił on zwłok od zwierząt i ptaków. Święty Florian, męczennik. Rys. z Żywotów Świętych Pańskich, ks. Władysława Hozakowskiego, Poznań 1908. Następnej nocy po męczeństwie świętego Floriana długo przed snem rozmyślała o nim pobożna chrześcijanka, Waleria i modląc się, zasnęła. We śnie ukazał się jej Florian. Objawił jej, że zwłoki jego leżą na skale nadbrzeżnej i poganie nie wiedzą o tym. Polecił jej zwłoki stamtąd przewieźć i pochować w miejscu, które jej wskazał. Waleria, która była wieśniaczką pracującą na roli, wzięła wóz z końmi i udała się nad rzekę. Tam złożywszy na wóz ciało, przykryła je wikliną, udając, że wiezie ją na naprawę płotu, otaczającego jej zagrodę. (...) Konie zmęczyły się od długiej podróży i nie chciały iść dalej. Był wielki upał, zwierzęta spragnione nie miały siły ciągnąć wozu. Waleria zaczęła się modlić, by Bóg pomógł jej do końca doprowadzić przedsięwzięcie i zwłoki świętego dowieźć na miejsce, przez niego obrane. Wtedy nagle przed nią wytrysnął strumień świeżej wody. Konie napiły się i dalej raźno pociągnęły wóz, który przybył szczęśliwie na miejsce. W miejscu tym dotąd płynie źródło. Przybywszy na miejsce, Waleria pochowała zwłoki. Chrześcijanie podczas prześladowania skrycie odwiedzali grób, przy którym działy się liczne uzdrowienia i inne cuda. Kiedy skończyło się prześladowanie i wiara chrześcijańska zatriumfowała, grób świętego szeroko zasłynął. Wtedy już jawnie schodzili się do niego wierzący[10]". A teraz posłuchajmy jeszcze, jak to się stało, że nasz święty znalazł się w Polsce: „Różne są podania o tym, w jaki sposób relikwie świętego Floriana z Noriku Rypeńskiego, czyli z (...) Górnej Austrii, trafiły do Rzymu. Relikwie spoczywały w Austrii w klasztorze Benedyktynów pod wezwaniem świętego Floriana. Sąsiadami Austrii stali sią wtedy dzicy Hunowie, zwani później Węgrami. Byli oni wtedy poganami. Nękali Europę swymi napadami, raz po raz najeżdżając najbliższą od nich Austrię. Podczas jednego z tych napadów zniszczyli klasztor świętego Floriana. Benedyktyni, ratując się przed Węgrami, zabrali ze sobą relikwie świętego Floriana wraz z aktami Jego męczeństwa i odwieźli Ojcu świętemu do Rzymu. Sokołowski [Stanisław (1537-1593), który ułożył lekcje do brewiarza o patronach polskich, pisze, że, kiedy relikwie świętego Floriana przywiezione zostały z Laureaku [Lauriacum] do Rzymu i tam, we Włoszech, trwała zawierucha. Napady barbarzyńców pustoszyły całe Włochy. Wszędzie widać było pożogi, ludność zabijano i łupiono. Skoro relikwie przywieziono i ze czcią przyjęto, barbarzyńcy odeszli z Włoch, napady ustały, ludność zaczęła zażywać spokoju. Ciało świętego Floriana złożono w katakumbach, między grobami świętego Szczepana i świętego Wawrzyńca, diakonów i męczenników[11]". Następnie musiano je przenieść do kościoła (dzisiaj bazyliki) świętego Wawrzyńca za murami w Rzymie, gdzie spoczywały do XII wieku. Jan Długosz (1415-1480) w swoich Kronikach Królestwa Polskiego pod datą roku 1184 napisał, że papież Lucjusz III (1097-1185) chcąc zadośćuczynić ciągłym prośbom naszego księcia Kazimierza Sprawiedliwego (1138-1194) postanowił przekazać mu relikwie świętego Floriana. Warto w tym miejscu przypomnieć, że ten wspaniały książę był dziadkiem błogosławionej Salomei (1211 lub 1212- 1268) i Bolesława Wstydliwego (1226-1279), męża świętej Kingi (1234-1292). Wybór tego świętego dla Polski poprzedził „cud przez Boga objawiony. Papież bowiem Lucjusz, jak głosi stare podanie, które dotarło aż do naszych czasów, wszedłszy do kaplicy kryjącej ciała wielu męczenników, zapytał, kto ze spoczywających tam świętych pragnie przenieść się do Polski. Na te słowa wypowiedziane przez papieża - nie wiadomo - na serio, czy dla żartu, z grobowca, w którym pochowano czcigodne zwłoki świętego Floriana, ukazała się papieżowi wyciągnięta ręka [świętego], który wzywał, wyznaczał, wskazywał i tym wyciągnięciem ręki dawał znak, żeby jego dano Polakom i katedrze krakowskiej. Papież Lucjusz napomniany tym objawionym mu wtedy cudem, natychmiast przeznaczył ciało świętego męczennika Polakom i katedrze krakowskiej. Na większą cześć zarówno świętego, jak Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa [w tym czasie legata] Modeny Idziego (b.d.), Ten przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października [1184 r.], został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedeona [Gedko (?-1185)], wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które mu wyszły naprzeciw siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom za zmiłowaniem Bożym przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika[12]". W napisanej około trzystu lat później pieśni Konfederatów Barskich „Do Patronów Polski" znajdujemy takie słowa: „Kwiecie niezwiędłej chwały, Floryjanie, niech przez Cię Polska upadła powstanie. Podnieś tę rękę, którąś ofiarował, gdyś się Polakom patronem darował[13]". Ale dlaczego nasz książę Kazimierz Sprawiedliwy poprosił o te relikwie? Są domysły, że zrobił to właśnie za radą biskupa Gedki. A żeby zrozumieć tę prośbę i sam jej pomysł, posłuchajmy profesora Kazimierza Dobrowolskiego (1894-1987), który tak napisał o relikwiach w tamtych czasach: „W wyobrażeniach średniowiecznych stanowiły one najpotężniejszy zastaw pomocy Boskiej. Szczególną wagę przywiązywano do posiadania całego ciała świętego, którego grób stawał się ośrodkiem kultu. Realistycznie pojmujący umysł średniowieczny wierzył bowiem, że święty, którego bezcenne zwłoki na jakimś miejscu spoczywały, nadal tamże mieszka, że jest pośrednikiem między Bogiem i ludźmi i chroni kraj przed nieszczęściami, zsyła powodzenia i dobrodziejstwa. Relikwie posiadały olbrzymią moc przyciągającą, a obecność ich dawała prawo udzielania odpustu[14]". Nie dziwi więc, że w średniowiecznej Europie, powstał bardzo silny ruch pątniczy i wielu ludzi udawało się do miejsc uświęconych świętymi relikwiami, wierząc w ich uzdrowieńczą i cudowną moc. Profesor Dobrowolski postawił taką tezę: „Powyższe zjawisko (...) pielgrzymek, (...) musiało ogromnie wzmocnić chęć posiadania własnych skarbów relikwialnych i stworzenia rodzimych placówek pątniczych; swojskich cudownych miejsc. Katedra krakowska nie miała żadnych większych zasobów relikwialnych, żadnego ciała świętego. Jakże ubogim w szczątki świętych był też jej skarbiec. Stąd myśl podniesienia blasku stolicy biskupiej przez uzyskanie znakomitych relikwii była zupełnie uzasadniona. Mogła ona zrodzić się przede wszystkim w głowie [biskupa] Gedki, pasterza dbałego o dobro i sławę swego kościoła, który już na 19 lat przed translacją zasiada na krakowskim tronie biskupim. O żadnym ze swych poprzedników, pomijając świętego Stanisława, nie mówi Wincenty z takim zachwytem, tylko jego imię uznaje[15]". Błogosławiony Wincenty Kadłubek (1150-1223) tak go w swojej Kronice Polski nazwał: „Wielce świątobliwy biskup Krakowian Gedeon, którego imię należałoby złotym wyryć rylcem[16]". I jeszcze jeden powód tej prośby o relikwie świętego podaje profesor Dobrowolski, chodziło o przyznanie przez papieża biskupom krakowskim, pierwszego miejsca i głosu po arcybiskupie gnieźnieńskim. Taki przywilej otrzymał od papieża Urbana III (1120-1187), biskup krakowski Pełka [Fulko (? - 1207)], kilka miesięcy po śmierci biskupa Gedki. Również profesor Feliks Koneczny (1862-1949), w swojej książce „Święci w dziejach narodu polskiego" wysnuwa porównywalne wnioski. Kazimierz Sprawiedliwy był księciem w Małopolsce, natomiast Wielkopolską rządził jego brat i konkurent do tronu, Mieszko Stary (1122 lub 1125-1202). Między braćmi, ale także między ich prowincjami zaczęła narastać ambicjonalna zazdrość. W Wielkopolsce było Gniezno z Prymasem, a w Krakowie urzędował tylko biskup. Z kolei Kraków był stolicą całego państwa, siedzibą wielkich książąt, a Poznań pamiętał, że dawniej (do 1038 roku) tam w Gnieźnie była stolica, no i w Gnieźnie był grób świętego Wojciecha z jego relikwiami. Chociaż w 1038 Brzetysław I (1002-1055), książę czeski napadł na Gniezno w celu zrabowania tych relikwii i wprawdzie ten rabunek powiódł się, bo wywiózł on do Pragi relikwie i świętego Wojciecha i jego brata Radzyma Gaudentego (ur. między 960-970 - zm. 1006 lub 1018), pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego, a także relikwie pięciu braci męczenników, to jednak część relikwii udało się ukryć i ocalić, w tym relikwiarz głowy świętego Wojciecha. W Krakowie, prawdopodobnie nie było żadnych relikwii [mogły gdzieś być zapomniane relikwie św. Wacława] i choć święty Stanisław biskup już nie żył, to był czczony tylko lokalnie, a na jego kanonizację trzeba było jeszcze poczekać wiele lat. Wielkopolanie dolewali jeszcze oliwy do ognia, mówiąc, że święty Wojciech jest patronem tylko Wielkopolski, a Kraków i cała Małopolska nie ma żadnego patrona. A więc najszybszą metodą obrania patrona dla Krakowa było sprowadzenie na katedrę wawelską relikwii któregoś z kanonizowanych świętych katolickich. Oczywiście miejscem, gdzie było najwięcej relikwii i skąd najłatwiej można było je otrzymać, był Rzym, który miał pod swą pieczą wszystkie chrześcijańskie państwa i narody. Po otrzymaniu relikwii świętego Floriana złożono je na Wawelu w specjalnie przygotowanym grobowcu. Zaś na dzisiejszym Kleparzu, który w tamtych czasach był osadą handlową, znajdującą się na północ od Krakowa, wielki książę Kazimierz Sprawiedliwy wystawił wspaniały kościół pod wezwaniem świętego Floriana i umieścił tam ramię z ciała świętego męczennika. Od początku kościół ten został ustanowiony jako kolegiata, aby znajdujące się w nim kolegium kapłańskie uświetniało swymi modlitwami tę świątynię. Król Kazimierz Wielki (1310-1370) „uposażył kolegiatę w 4 prałatów, 4 kanoników i 8 wikariuszów[17]. Na zdjęciu, kościół świętego Floriana w Krakowie na Kleparzu. Fot. M. Jurkowski Stare podania mówią, że woły ciągnące wóz z relikwiami świętego Floriana właśnie (na dzisiejszym Kleparzu) w miejscu późniejszego wybudowania kościoła jakby cudem zostały zatrzymane i za nic nie chciały iść dalej. Kościół został konsekrowany w 1216 roku przez biskupa krakowskiego, błogosławionego Wincentego Kadłubka. Kazimierz Wielki na mocy przywileju lokacyjnego w roku 1366 ustanowił tę handlową osadę jako samodzielne miasto, które zwano początkowo od imienia świętego, Florencją, zaś później Kleparzem. Od XVIII wieku Kleparz stał się dzielnicą administracyjną Krakowa. Ksiądz Bolesław Przybyszewski (1908-2001), na stronie internetowej Bazyliki świętego Floriana w Krakowie opisał, jak wielką estymą zaczęło cieszyć się to miejsce. „Każdy wędrowiec, który odwiedzał Kraków, nie omieszkał wstąpić do białego kościoła świętego Floriana. Nawet książęta, biskupi, odprawiający wjazd do Krakowa, wstępowali tutaj, aby po przywitaniu przez kapitułę świętofloriańską polecić się opiece świętego Floriana. Tędy jechała ze Sandomierza święta Kinga, aby wraz mężem Bolesławem Wstydliwym objąć księstwo krakowskie. (...) Wszystko duchowieństwo wychodziło z kościoła, by powitać dostojne osoby udające się do Krakowa. Dlatego drogę, która prowadziła od kolegiaty świętego Floriana przez ulicę Floriańska, Rynek, Grodzką aż do Wawelu nazwano drogą królewską (via regia)[18]". Po śmierci królowej Jadwigi (1374 -1399), której życzeniem była reaktywacja uniwersytetu w Krakowie, jej mąż król Władysław Jagiełło (1362 lub 1352-1434) to życzenie spełnił. Król, „który był patronem kolegiaty, fundowanej przez władców polskich, oddał prałatury i kanonie w kościele świętego Floriana do obsady przez uniwersytet, ale sobie i następcom swoim zostawił do dyspozycji obsadę prepozytury, czyli najwyższej godności w kolegiacie świętego Floriana[19]". Dopiero król Zygmunt August (1520-1572) [inne źródła podają, że to król Stefan Batory (1533-1586)] w 1599 r. „na sejmie w Piotrkowie odstąpił tego prawa wszechnicy [uniwersytetowi], którego do (...) [1780 roku używała i wówczas] proboszczem bywa[ł] profesor wydziału teologicznego"[20]. Na zdj. Brama Floriańska w Krakowie. Fot. M. Jurkowski „W ciągu dalszych wieków kolegiata św. Floriana przeżywała wszystko to, co dotyczyło losów Polski: klęski i zwycięstwa, urządzając modły i procesje na intencję ojczyzny. Ile razy przyjeżdżali do stolicy królowie czy hetmani wracający z wojny, cały uniwersytet z rektorem na czele witał ich przed kościołem świętego Floriana u początku drogi królewskiej. Ile razy królowie czy biskupi zmarli poza Krakowem, kolegiata przyjmowała ich ciało do swego kościoła i odprawiała egzekwie i stąd wyruszał kondukt pogrzebowy na Wawel. W roku 1683 kolegiata wraz z całym uniwersytetem miała szczęście witać bohaterskiego króla Jana III Sobieskiego (1629-1696), który po rozgromieniu Turków wracał do Krakowa 23 grudnia tegoż roku. Król zostawił w kościele zdobyczną chorągiew turecką i odbył wjazd triumfalny drogą królewską[21]". „Tragicznym dla kolegiaty był rok 1780. Wysłany z Warszawy przez Komisję Edukacji Narodowej do reformy Akademii krakowskiej Hugo Kołłątaj (1750-1812) samowolnie zniósł kolegiatę, czyniąc to bez zgody Stolicy Apostolskiej i zwrócenia się do miejscowego biskupa Kajetana Sołtyka (1715-1788). Członkowie kolegiaty musieli udać się na parafie. Majątek kolegiaty obrócono na uposażenia uniwersytetu, który wtedy nazwano Szkołą Główną. W świetle przepisów prawa kościelnego zniesienie kolegiaty św. Floriana było nieważne, lecz po likwidacji majątku kolegiackiego już ona nie mogła wrócić do dawnego stanu, choć kościół ma prawo nazywać się kolegiatą. Przy kolegiacie pozostał tylko prepozyt, który prowadził parafię[22]". Ostatnim prepozytem kapituły przy kościele świętego Floriana był profesor i rektor Akademii Krakowskiej ks. Antoni Krząnowski (1702-1798). Na zdjęciu, wnętrze kościoła świętego Floriana w Krakowie. Fot. M. Jurkowski Kolegiata, jak napisał ksiądz Bolesław Przybyszewski, wydała 15 biskupów, z jej murów wyszedł pierwszy prymas Polski Mikołaj Trąba (1358?-1422), pierwszy kardynał polski Zbigniew Oleśnicki (1389-1455). Wydała ona również pięciu prymasów Królestwa Polskiego, ośmiu kanclerzy państwa, cały szereg uczonych, profesorów i teologów. W latach 1949-1951 wikariuszem w kościele świętego Floriana w Krakowie był ksiądz Karol Wojtyła (1920-2005). W roku 1999 kościół został przez swojego dawnego wikariusza, a wtedy już papieża Jana Pawła II, podniesiony do godności bazyliki mniejszej. Imię Florian pojawiło się w Polsce razem z kultem świętego Floriana, a więc już w XII wieku. „Wywodzi się ono z języka łacińskiego, od imienia Florus. Utworzone zostało za pomocą sufiksu [przyrostka dodanego po rdzeniu] ‑ ianus tworzącego między innymi cognomina [przydomki, nazwiska rodowe]. Zatem Florianus to pierwotnie należący do Florusa. Imię Florus (...) jest (...) przymiotnikiem (...) najpierw oznaczającym kolor płowy [bladożółty z szarawym odcieniem], a później kwitnący. (...) W XIII wieku obok (...) formy Florianus pojawia się (...) polska forma Tuorian(us), Tworian(us). (...) [Później] po metatezie (przestawce głosek i uproszczeniach) powstała forma Tworzyjan. W XV wieku poczucie identyczności imion Florian(us) i Tworzyjan było [już] powszechne, w dobie późniejszej Tworzyjan ulega zapomnieniu, a upowszechnia się lekko spolonizowana forma Florian. Obok formy Tworzyjan była też w Polsce w użyciu forma skrócona Tworek[23]". Ta forma już przypomina nam popularne zdrobnienie Florek. Na zdjęciu figura św. Floriana na fasadzie kościoła. Fot. M. Jurkowski Święty Florian zazwyczaj przedstawiany jest jako uzbrojony żołnierz rzymski. Jego atrybuty to: chorągiew, a na niej czerwony lub biały krzyż, kamień młyński, miecz, naczynie z wodą, orzeł, palma męczeństwa, płonący dom. Chorągiew i miecz to atrybuty żołnierza, krzyż to oczywiście symbol wyznawanej przez świętego wiary chrześcijańskiej, kamień młyński to nawiązanie do śmierci męczeńskiej w rzece Anizie. „Święty Florian został patronem strażaków oraz pogorzelców dopiero w XVI wieku. (...) [po tym, jak] wybuchł ogromny pożar na Kleparzu w 1528 roku. Płomienie szczęśliwie ominęły kościół, w którym przechowywano relikwie świętego Floriana. Mieszkańcy Kleparza i Krakowa przypisali ten cud wstawiennictwu świętego. Jak głoszą legendy, niektórzy mieszkańcy widzieli postać Floriana, jak unosząc się nad kościołem, zalewał języki ognia mające zająć świątynię. Na zdjęciu, święty Florian na Bramie Floriańskiej w Krakowie. Fot. M. Jurkowski Do tego wydarzenia nawiązuje kolejny atrybut - naczynie z wodą. Od tego czasu święty [Florian] uważany jest za patrona strażaków i hutników oraz wzywany jest podczas pożarów[24]". Święty Florian, jak już wcześniej wspomniano, jest historycznym patronem Polski, ale jest on także patronem Górnej Austrii oraz Krakowa, Chorzowa, Bolonii i archidiecezji wiedeńskiej oraz pierwszym patronem miasta Linz, gdzie rozwinięty jest przemysł hutniczy. Nasz święty jest również patronem wykonawców zawodów wiążących się z ogniem i wodą: strażaków, hutników i koksowników, kominiarzy, garncarzy i piekarzy. Z pewnością należy jeszcze wyjaśnić, jak to się stało, że święty Florian obok świętego Wacława, świętego Wojciecha i świętego Stanisława stał się patronem Polski. Czterech świętych patronów Polski: Św. Wacław, św. Wojciech, św. Stanisław biskup i św. Florian. Ryc. z książki ks. dr K. Wilka i dr C. Wilczyńskiego, Gwiazdy katolickiej Polski T. I, Mikołów 1938 r., s. 60. Otóż stało się to w 1436 r. w Krakowie podczas synodu, który zwołał kardynał Zbigniew Oleśnicki, ówczesny biskup krakowski. Wówczas to, na podstawie jednego z postanowień tego synodu „podniesiono ryt obchodów św. Floriana, wpisując męczennika »między innych tego królestwa świętych patronów, czyli Wojciecha, Stanisława i Wacława męczenników«"[25]. Biskup krakowski „w statutach diecezjalnych określił świętego Floriana mianem »patronus noster«"[26] i wspólnie z pozostałymi był otoczony „jednakową czcią i kultem w liturgii oraz brewiarzu całej diecezji"[27]. Warto też zwrócić uwagę na to, „że w drugiej połowie XIII wieku w katedrze krakowskiej obchodzono cztery święta: św. Stanisława, św. Wacława, poświęcenia kościoła i św. Floriana (bez oktawy). Były to tzw. festa fori a więc święta obchodzone nie tylko w katedrze, ale i w mieście. W każdym z tych świąt odwiedzający relikwie i kościół mogli uzyskać odpust sześćdziesięciodniowy (...) Lecz nie były to święta jednakowej rangi. W statutach biskupa [Jana] Nankera (1270- 1341) z 1320 roku dzień św. Floriana zaliczony został do świąt kategorii semiduplex (św. Stanisław miał wyższą rangę - duplex), a więc obchodzony był jedynie w katedrze krakowskiej. Florian też nie został zaliczony do jej patronów"[28]. [1] Maksymian został powołany jako współrządca przez Dioklecjana i był cesarzem razem z nim w latach 286 - 305. [2] Autorstwo tego powstałego przed rokiem 400 po Chrystusie Martyrologium przypisano św. Hieronimowi stąd jego nazwa. [3] http://osfm.pl/index.php/pl/swiety-florian [4] Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl/index.php/wiara-kosciol-na-swiecie/276673,patron-dnia-swiety-beda-czcigodny.html [5] Święty Usuard (?- zm. ok. 875-877) mnich benedyktyński. [6] Święty Adon z Vienne (800-875), francuski hagiograf. [7] Wincenty z Beauvais (ok. 1194- 1264), dominikanin. [8] Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty świętych polskich, Kraków 1987, s. 57. [9] http://niedziela.pl/wydruk/22166?ra= [10] Anna Zahorska, Ilustrowane żywoty świętych polskich, Potulice 1937, s. 76-80. [11] Tamże, s. 80. [12] Jan Długosz, Roczniki, czyli kroniki sławnego królestwa polskiego, Księgi V i VI. Dost. w Intern. na str.: https://polona.pl/item-view/a0cb037c-6f7c-4ce8-ba0e-9d9565012f0d?page=177 oraz na str.:https://polona.pl/item-view/a0cb037c-6f7c-4ce8-ba0e-9d9565012f0d?page=178 [13] Ks. Kazimierz Bukowski, Słownik Polskich Świętych, Kraków 1995, s. 13. [14] Prof. Kazimierz Dobrowolski, Dzieje kultu św. Floriana w Polsce do połowy XVI wieku, Warszawa 1923, s. 19-20. [15]Tamże, s. 21. [16] Wincenty Kadłubek, Mistrza Wincentego Kronika Polska, Warszawa 1974, s. 183. [17] Święte pamiątki Krakowa, Kraków 1883, s. 321. [18] https://www.swflorian.net/index.php/historia/800-lecie-kolegiaty-sw-floriana-w-krakowie-1184-1984 [19] Tamże. [20] Święte pamiątki Krakowa..., s. 321. [21] https://www.swflorian.net/index.php/historia/800-lecie-kolegiaty-sw-floriana-w-krakowie-1184-1984 [22] Tamże. [23] Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię..., Kraków 1982, s. 231-232. [24] Józef Marecki, Lucyna Rotter, Jak czytać wizerunki świętych, Kraków 2013, s. 257-258. [25] Piotr Kołpak, Kult świętych patronów Królestwa Polskiego w czasach Jagiellonów, Kraków 2020, s. 5-6. [26] Święty Florian 1700 lat obecności, red. Jacek Kurek, Chorzów 2004, s. 23. [27] Tamże. [28] Tamże, s. 22. Powrót |