Święty Jan z Kęt część I 23.pielgrzymka.diecezja.tarnow.pl/ http://www.niedziela.pl/artykul/3652/nd/Sw-Jan-Kanty Tym razem na naszą Nocną Pielgrzymkę zapraszamy świętego Jana z Kęt, którego w Litanii pielgrzymstwa Narodu polskiego wzywamy jako patrona profesorów i studentów. Jest więc on patronem zarówno tych, którzy nauczają jak i tych, którzy są nauczani. Jest on również jednym z historycznych patronów Polski (w 1737 roku został ogłoszony przez papieża Klemensa XII patronem Polski i Litwy), a oprócz tego, jest patronem Archidiecezji Krakowskiej oraz miast Krakowa i od niedawna Kęt, a także uniwersytetu Jagiellońskiego[1], szkół katolickich, młodzieży, i charytatywnej instytucji„Caritas". Jan Kanty, bo tak też nazywano naszego bohatera, urodził się w roku 1390, we wspomnianej już miejscowości Kęty, niedaleko Oświęcimia. Od nazwy swojej rodzinnej miejscowości został nazwany Janem z Kęt. A Janem Kantym nazywano go, ponieważ na sporządzonych przez niego dokumentach, widnieją napisane po łacinie takie autografy jak: Johannes de Kanti, Johannes de Kanty, Johannes Kanti i Joannes Canthy[2]. Dokumenty te zachowały się do dzisiaj, część z nich znajduje się w Bibliotece Jagiellońskiej a część w Archiwach Watykańskich. Nasz święty pochodził z zacnej rodziny mieszczańskiej, matka miała na imię Anna a ojciec nazywał się Stanisław i był burmistrzem (według X. Pękalskiego był ławnikiem miejskim[3]). W książce pt. W cieniu legendy św. Jana z Kęt jej autor, dr Jan Rodak, przedstawia przekonujące argumenty co do wiarygodności daty i miejsca urodzenia a także nazwiska naszego świętego bohatera. Otóż pod koniec XIX wieku oraz w XX wieku pojawiły się opinie, że Jan Kanty miał na nazwisko Wacięga i pochodził ze wsi Malec (która była inaczej nazywana Martą). Otóż, według Jana Rodaka źródłem nieporozumień była „niefortunna publikacja Władysława Wisłockiego..., [który]natknął się w jednym z rękopisów na podpis »Joannes de Marta« i na podstawie tychże zapisów wysunął błędne wnioski co do nazwiska rodowego - Wacięga[4]". Również obecnie, jak zauważa dr Jan Rodak, w wielu opracowaniach, które znaleźć można w uniwersyteckich bibliotekach, czy też w internecie, znajdują się informacje o Malcu jako miejscu urodzenia Jana Kantego. Podobnie błędnie jest podawana data 1412 jako rok urodzenia świętego Jana. Taką datę znajdujemy w żywocie ks. Piotra Skargi oraz w „dokumentacji drugiego procesu kanonizacyjnego Mistrza z Kęt[5]". Także jeden z pierwszych autorów życiorysu naszego bohatera, Adam z Opatowa podał „błędną datę narodzin przyszłego świętego - rok 1397[6]" i taka data pojawiła się nawet w bulli kanonizacyjnej z roku 1767. Adam Opatowczyk jednak w późniejszym i dokładniejszym swoim opracowaniu, poprawił się i podał już właściwą datę, czyli 24 czerwiec 1390 roku. Święty Jan dosyć późno, bo mając 23 lata rozpoczął naukę na wydziale artium, gdzie studiował sztuki wyzwolone (artes liberales) w Akademii Krakowskiej[7]. Sztuki wyzwolone dzielono na dwie grupy: pierwsza humanistyczna Trivium (czyli gramatyka, dialektyka, retoryka), i druga matematyczna Quadrivium (czyli arytmetyka, geometria, astronomia, muzyka). Ciekawostką jest to, że Jan Kanty wstępując do Akademii uiścił sześć groszy wpisowego, a więc całą należność. Większość studentów albo wcale nie wpłacała wpisowego (starając się o zwolnienie z niego), albo wpłacała tylko część, a więc jeden, dwa lub trzy grosze. Można stąd wnioskować, że albo w tym czasie nie miał problemów z pieniędzmi albo, że żył bardzo oszczędnie i potrafił odłożyć sobie tych „parę groszy" na swoje wykształcenie. Jan Kanty po trzech latach nauki uzyskał tytuł bakałarza, który wtedy odpowiadał dzisiejszej maturze. Natomiast ukończył Akademię, po następnych dwu latach, już jako magister sztuk wyzwolonych. Po zakończeniu nauki, podejmował się różnych prac na uczelni W tym też czasie został wyświęcony jako kapłan, a po trzech latach objął kierownictwo szkoły klasztornej u Bożogrobców w Miechowie, położonym około 40 kilometrów od Krakowa. Na zdjęciu: Kopia Grobu Bożego w Miechowie (Bożogrobcy to zakonnicy Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie; w Polsce zwani Miechowitami). Tam kształcił przez osiem lat (1421-1429) kleryków zakonnych oraz głosił kazania w przyklasztornym kościele kanoników regularnych. Wtedy też zaczął przepisywać pierwsze księgi. W tych czasach książek się jeszcze nie drukowało, były one przepisywane ręcznie, stąd ich cena była bardzo wysoka a ich nakłady niewielkie. Druk został wynaleziony dopiero około dwudziestu lat później. W 1429 roku powrócił na Akademię Krakowską jako wykładowca w katedrze filozofii. Zamieszkał naprzeciw kościoła na ulicy świętej Anny pod numerem 8, w należącej do Akademii kamienicy Collegium Maius (Kolegium Większego). Tam, oprócz izby wspólnej, sal wykładowych, auli, skarbca i biblioteki znajdowały się również rezydencje, czyli mieszkania profesorskie[8]. Jedno z nich przypadło świętemu Janowi, było ono w tamtych czasach dwuizbowe. Dzisiaj, w tym miejscu, na parterze znajduje się, przekształcona z dawnej celi, kaplica świętego Jana Kantego, w której modlił się nasz papież, święty Jan Paweł II[9]. W kaplicy tej znajduje się, przeniesiony w XVI wieku z kolegiaty świętej Anny pomnik nagrobny naszego Świętego księdza profesora[10]. Na zdjęciu: Kaplica świętego Jana Kantego w Collegium Maius Święty Jan Kanty mając trzydzieści dziewięć lat, zaczął równolegle ze swoją pracą na uczelni, studiować teologię. Profesorem, którego sam sobie wybrał, był bardzo znany w Krakowie mistrz „Benedykt Hesse, uczony filozof, teolog i kanonista[11]". Ponieważ były to studia bardzo trudne, kosztowne i czasochłonne, nie może budzić zdziwienia więc to, że nasz święty poświęcił im aż czternaście lat. Przeciętnie takie studia trwały od siedmiu do dziesięciu lat. On ukończył je w 1443 roku również ze stopniem magistra. Nasz bohater był człowiekiem bardzo zajętym, oprócz pracy na uczelni, gdzie kilkakrotnie był dziekanem wydziału filozofii, został także kanonikiem i kantorem kapituły przy kolegiacie świętego Floriana w Krakowie oraz proboszczem w Olkuszu. Jednakże, nie mogąc, na te nowe obowiązki znaleźć dodatkowego czasu, dość szybko „zrzekł się [i tej] kanonii i probostwa (...). Rozumiał, że nie godzi się pobierać dochodów z parafii, na której się nie pracuje[12]" i w niej nie przebywa. Natomiast, „fakt, że został wybrany na kantora, świadczy [o tym], że musiał znać się na muzyce. Urząd ten nakładał bowiem obowiązek opieki nad muzyką i śpiewem liturgicznym[13]". Nasz Święty znaczną część swojego czasu poświęcał, o czym już wspomniano, na przepisywanie rękopisów. Jak uważa ksiądz Prałat Władysław Gasidło, kustosz[14] i prepozyt[15] Kapituły Kolegiackiej Świętej Anny w Krakowie, święty Jan Kanty będąc człowiekiem bardzo skromnym, przeważnie „nie pisał dzieł oryginalnych. Devotio moderna - niderlandzka szkoła mistyczna, pod której wpływem był Święty, nie sprzyjała pisaniu traktatów teologicznych czy mistycznych, ale raczej zachęcała do pokornego milczenia i wyrzeczenia się próżnej chwały[16]". Zazwyczaj przepisywał wykłady czy też dzieła tych profesorów, lub uznanych teologów, o których akurat nauczał swoich studentów. „Przy czym nigdy nie był bezmyślnym kopistą. Przepisywane przez siebie teksty często poprawiał i opatrywał erudycyjnymi uwagami (glosami) na marginesach[17]". Ale można znaleźć wśród jego rękopisów, również jego własne pisma, na przykład zbiór zatytułowany „Podręczna księga kazań niedzielnych Wielebnego Jana Kantego[18]", a także, napisane przez niego, pomniejsze dziełka filozoficzne jak np. „Druga część logiki[19]". Łącznie wszystkie przechowywane do dzisiaj rękopisy, liczą około 18 tysięcy stron. Tej pasji poświęcił się aż do późnej starości, pisząc zazwyczaj wieczorami, ale zdarzało się, że potrafił pisać całą noc aż do świtu. „Kopiowanie było dlań prawdziwą służbą Bożą. Rozpoczynał manuskrypt słowami: >W imię Boże<, kończył zaś dziękczynieniem Bogu, Maryi i świętym[20]". Jedną z prób wyjaśnienia tej pasji przepisywania, jest hipoteza, że święty Jan tworzył jakby własną bibliotekę dzieł wielkich autorów, gdzie „wśród zachowanych kopii są pisma Ojców Kościoła, [św. Jana z Damaszku, św. Grzegorza, świętego Hieronima, świętego Ambrożego],św. Augustyna, św. Tomasza, a także Arystotelesa[21]". Ale możemy też przypuszczać, że skoro w tamtych czasach rękopisy były bardzo drogie, to kto wie, czy nie był to też sposób na zarabianie pieniędzy przez naszego świętego. Warto jednak przy takim przypuszczeniu mieć na uwadze to, że „pamięć o Janie Kantym przeszła do tradycji jako o wielkim jałmużniku. (...) Mistrz Jan wszystko co zarobił, rozdawał[22]". Ksiądz dr hab. Janusz Królikowski sądzi, że zarobione w ten sposób pieniądze, święty Jan Kanty przeznaczał na pomoc dla ubogich studentów. Jest to o tyle wspaniałe, jak twierdzi ksiądz Królikowski, że ta pomoc „w uzyskaniu wykształcenia to jeden z najwznioślejszych uczynków miłosierdzia, ponieważ okazując go, pomaga się człowiekowi nie tylko doraźnie, ale wpływa na całe jego życie[23]". Uważano powszechnie, że postępował on dokładnie tak, jak sam nauczał, starając się naśladować niedościgłego Mistrza, jakim był dla niego Jezus Chrystus. Jak przeszedł do pamięci potomnych święty Jan, może świadczyć utwór napisany przez jednego z absolwentów Akademii Krakowskiej a zarazem, najprawdopodobniej, jednego ze słuchaczy świętego księdza profesora. Był nim kaznodzieja z kościoła Mariackiego w Krakowie, , Mikołaj Tauchen z Nysy. Ułożył on epitafium, które umieszczone zostało w kościele Świętej Anny „o następującym brzmieniu: Tu leży Ślązak [autor pomylił miasto Kęty z podwrocławską miejscowością Kanth, dzisiejszymi Kątami Wrocławskimi] Jan z Kęt, wśród luminarzy przesławnej uczelni krakowskiej wiekowy starzec, chwalebny cnotami, siedmiu sztuk [wyzwolonych] i świętych dogmatów [czyli teologii] profesor. On jako chłopiec, a także [będąc już] w latach dojrzałych, zadowalał się chętnie skromnym dochodem, chodził z czołem pokornie pochylonym. Gardził korzyściami [płynącymi z] należnych mu zaszczytnych stanowisk. Nie znosił sądowych waśni. Łagodny względem wszystkich, nie miał w zwyczaju [kogokolwiek] krzywdzić, a sam skrzywdzony [zawsze był] gotów do pojednania [i] pierwszy wychodził naprzeciw nieprzyjacielowi, czyniąc pokój. Ileż to razy widział przesławny żłobek biednego Dzieciątka [Jezus] i ustami pielgrzyma całował Grób Pański. [Chodzi najprawdopodobniej o Bazylikę Grobu Bożego w Miechowie gdzie znajduje się pochodząca z dwunastego wieku kopia jerozolimskiego Grobu Jezusa Chrystusa]. Wiesz dobrze jak ukrywał [to], że obywał się bez mięsa, jak [skromne] było jego pożywienie, jak mało spał, ile nocy wypełniał modlitwą wśród łez. Bóg świadkiem, jak wielkich rzeczy dokonał w [swojej] zamkniętej samotni[24]". Również późniejsze modlitwy, jak te z czasów pierwszego procesu kanonizacyjnego, a więc z roku 1628, w podobnym duchu opisują świętego Jana. Niestety, nie zachowały się te najstarsze teksty o naszym świętym bohaterze, które zaczęto tworzyć zaraz po śmierci i wieszać przy grobie jako wota dziękczynne, wiemy o nich tylko tyle, że istniały. Posłuchajmy więc wezwań z samego wstępu jednej z tych późniejszych modlitw, które się zachowały, gdzie w dalszym ciągu wychwalana jest skromność i wielkoduszność naszego Świętego: „O, przezacny i wielki przykładzie prawdziwej pokory, nader gorący wzgardzicielu świata, Błogosławiony Janie Kanty, doktorze pokoju i uspokojenia życia chrześcijańskiego, sprawco miłosierdzia i ubolewania nad nędzą bliźniego...[25]". Przez ówcześnie żyjących był nazywany magister bonus czyli dobry nauczyciel. Być może chodziło określenie wytrawny nauczyciel, ale „Jan był jednak człowiekiem dobrym w znaczeniu bardziej prostym i bardziej ludzkim. Wokół jego dobroci i miłosierdzia rozsnuto wiele legend[26]". Ale zanim przejdziemy do tych legend, przypomnijmy sobie ponownie, czym była legenda w czasach średniowiecza. Otóż „legenda od łacińskiego legens [czytanie], oznacza[ła] pismo przeznaczone do głośnego, publicznego czytania podczas liturgii godzin, podczas posiłków w refektarzu zakonnym, albo w innych oficjalnych okolicznościach związanych z bohaterem dokumentu. Nie była więc utworem nieprawdziwym czy fantazją literacką, ale oficjalnym pismem (od XIII wieku na potrzeby kanonizacji i rozszerzenia kultu nowego świętego), powstałym bardzo często z polecenia papieża, kurii rzymskiej czy wyższego przełożonego zakonu. Legenda średniowieczna przedstawiała czytelnikowi opis życia osoby świętej w sposób chronologiczny od narodzin po śmierć, używała określonej metryki (cursus), i posiadała określone sekcje podporządkowane kanonom redakcyjnym. Pismo to, w pełnej wersji redakcyjnej, dzieliło się na: prolog, opis życia protagonisty od narodzenia do nawrócenia, opis nawrócenia jako przełomowy w egzystencji bohatera, opis życia po nawróceniu, opis śmierci i kanonizacji, pośmiertne cuda, epilog. Nie wszystkie elementy są obecne w poszczególnych dokumentach hagiograficzych, ale nieodzownymi dla tego gatunku są: conversio, conversatio, mors et miracula. Perspektywa przedstawienia życia osoby świętej w legendzie była zawsze chrystologiczna, gdyż Chrystus był najważniejszym referentem przedłożenia czytelnikowi historii zbawienia ukazanej w indywidualnej historii bohatera dokumentu. Stąd też odnajdujemy w legendzie stałe powtarzalne przejawy zachowania się osoby świętej, które obejmują: rygor życia i ascezy cielesnej, nieprzerwany dialog modlitewny z Bogiem, dobre i szczere relacje z bliźnimi, hojność i szczególna uwaga dla ubogich i cierpiących, inteligencja i mądrość życiowa, cierpliwość, czystość zachowań, pracowitość i sumienność, równowaga i harmonia wewnętrzna i zewnętrzna, etc. Średniowieczne legendy celebrowały świętość protagonisty oraz były ukazaniem możliwego wzorca i ideału do naśladowania, czyli posiadały celowość dydaktyczną, katechetyczną i apologetyczną[27]". Te legendy, które jeszcze w dziewiętnastym wieku nazywano również zdarzeniami lub po prostu cudami, a które za chwilę usłyszymy charakteryzują się tym, że wszystkie zdarzyły się za życia naszego świętego i były opisane przez „najbliższych owych czasów życiopisarzy[28]". Natomiast te cuda , które zostały wzięte pod uwagę przy kanonizacji wydarzyły się już po śmierci Jana Kantego a więc zdarzyły się za jego wstawiennictwem. Te opiszemy troszkę dalej a teraz posłuchajmy kilku legend: „Pewnego razu gdy święty Jan obiadował wraz z uczniami , przybył ubogi i przez okno refektarza błagał dla miłości Pana Jezusa o kawałek chleba. Gdy Jan posłyszał to Imię dla siebie najsłodsze, zaniósł mu natychmiast swój obiad. (...) uczniowie (...) zaniepokoili się (...), że ich mistrz ukochany zazna głodu i zwrócili się do niego z lekką wymówką. Święty Jan uśmiechnął się na to łagodnie a niewidzialnie, tajemnicza ręka postawiła przed nim takiż obiad, jaki on był ubogiemu oddał. Żywy rumieniec okrył twarz jego i odezwał się z uśmiechem wdzięczności: - Cóżeś uczynił, o Boże! Zapanowało ogólne milczenie, nikt nie śmiał słowa się odezwać z wielkiego zdumienia i zachwytu. Cud ten wywarł na wszystkich głębokie wrażenie: aby nie zatarł się w pamięci, zaprowadzono zwyczaj, że przy każdym stole w kolegium była część przeznaczona dla ubogiego i nie zaczynano obiadu, dopóki on jej nie dostał. Obyczaj ten przechował się aż do czasów reformy akademii przez Kołłątaja, to jest do roku 1782. Ten co siedział pierwszy przy przewodniczącym u stołu, mówił: - Pauper venit. Ubogi przybył. Na co odpowiadał przewodniczący: - Christus venit. Chrystus przybył.Po tych słowach ubogi otrzymywał część swoją[29]". Jest jeszcze inna opowieść o miłosierdziu świętego Jana. Otóż w Noc Bożego Narodzenia, gdy po odprawionej o północy Mszy Świętej wracał do siebie, spotkał „ pół nagiego człowieka, leżącego na śniegu i drżącego z zimna. Do mieszkania nie mógł go zabrać, gdyż otrzymał pod tym względem zakaz; a nie mogąc mu w niczym ulżyć , zdjął z siebie płaszcz , okrył nim biedaka[30]" a także pomógł mu znaleźć bardziej zaciszne miejsce i zaprosił rano do siebie na ciepły posiłek. Po przyjściu do Kolegium, gdy go ujrzano w samej sutannie, usłyszał wymówki, że może się przeziębić chodząc bez płaszcza w taki mróz. Wtedy, święty Jan upadł na kolana i zaczął się modlić, tak gorliwie, że wpadł w „zachwycenie i zobaczył przed sobą twarz Chrystusa , oraz usłyszał wyraźny głos: - Mój synu! Oddaję ci to, coś mi pożyczył , aby okryć nagość moją! Na te słowa zalał się łzami i pozostał na klęczkach aż do świtu[31]". Kilka przepięknych, średniowiecznych legend wspaniale opisuje także Wincenty Pol w swoim zbiorze legend o naszym świętym, tu przytoczymy dwie z nich. Ta pierwsza ma tytuł „Święta toga". Jest ona troszkę inną, ale barwniejszą i także ładniej oraz bardziej szczegółowo przedstawioną wersją zdarzenia ze zmarzniętym, półnagim człowiekiem. Jest ona bogatsza także o epizod z innym, bosym nieszczęśnikiem, któremu święty Jan podarował buty: „Jak zakonowi był Jan Kanty wierny, Tak był i dla nędzy ludzkiej miłosierny. Raz gdy z Kolegium spieszył do kościoła, Mróz był straszliwy; - patrzy, człowiek leży Skostniały wszystek, prawie bez odzieży, Siność twarz całą obeszła od czoła. Strapił się Kanty- nie było nikogo, A więc zziębłego, co leżał nad drogą. Jak mógł otulił własną swoją togą. A gdy mszę cichą w kościele odprawił Na tę intencyę zziębłego żebraka, Uprosił ludzi, by znieśli biedaka. Ale Bóg cudem dla Kantego sprawił, Że gdy w to miejsce spojrzał, ponad drogą Miejsce na śniegu znacznie odtajało, Lecz na ulicy nie było nikogo: Znać ktoś go podjął, i dobrze się stało. Lecz gdy Jan Kanty do swej celi wrócił, Toga wisiała w swem miejscu na ścianie. To się zatrwożył zrazu i zasmucił I wielkie było ludzi zadziwienie: Bo cela była pod kluczem zamknięta, To skąd się wzięła w celi toga święta? Po dziś dzień jeszcze ta toga się chowa U świętej Anny, i w dziejach Krakowa Słynie łaskami. I był zwyczaj stary: Kiedy po Kantym obrano dziekana, To po wyborze i mszy świętej z ranu Odwieczną togę na niego wkładano, Aby Duch Święty zlał na niego dary, Jakie Jan Kanty dał szkole na wiano. Wskazują jeszcze miejsca na ulicy, W których mąż boży w miłosierdziu stawał, I gdzie, spotkawszy bosego człowieka, Własne obuwie bez namysłu dawał: Więc i oddawszy pospiesznie ucieka, Nagie swe stopy przysłoniwszy togą, Aby to jeszcze nie gorszyło kogo; Bo się to działo w zimie i po śniegu; I wtedy tylko widziano go w biegu. I lata biegły i rosła nić złota W cichym zakryciu świętego żywota[32]". Na zdjęciu: Dziedziniec Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie I druga przepiękna legenda, z tego samego zbioru legend Wincentego Pola, która jest zatytułowana: „Wskrzeszenie dziecka": "Była Wielkanoc: i święty bohater, Jako był zwyczaj onej Almy Mater, W dziedzińcu Almy żaczków uweselał, Bo ich i chlebem, i pisanem jajem Na Zmartwychwstanie Pańskie poobdzielał. I żaczki z sobą dzieliły się wzajem. Tedy nadbiegła ulicą od miasta W śmiertelnej trwodze strapiona niewiasta. A gdzie mąż święty? tak u chłopiąt pyta, W rozpaczy serca miota się i chwyta. Jan Kanty siedział w swej celi na ziemi I dzielił radość świętą z maluczkiemi. Niewiasta przed nim na kolana padła I jako chusta tak straszliwie zbladła. "O ratuj, ojcze! jam jest biedna wdowa, Dziecię mi kona! Gdy cieszysz szczęśliwych. Nie żałuj dla mnie modlitwy i słowa, A może jeszcze powróci do żywych Dziecię, co we łzach matki ukąpane I na pociechę wdowie było dane!" Powstał Jan Kanty od maluczkiej rzeszy I za niewiastą, ile zdoła, śpieszy. Dziecię nie żyło, gdy weszli do progu; I rzekł Jan Kanty: "Ofiaruj je Bogu!" Niewiasta padła w wielkiej serca męce, A Kanty ukląkł - Wziął dziecię na ręce I wzniósł do nieba - i jest ożywione, I do pierwszego zdrowia powrócone. A gdy dom wdowy Kanty rozweselił, Tedy dopiero jajem się podzielił I z onem dzieckiem, i z oną niewiastą; Bo choć Wielkanoc święci całe miasto, Uważał sobie, że wdowa w żałości Nie pamiętała na ten dzień świętości. I tak lata biegły, i rosła nić złota W cichem zakryciu świętego żywota[33]". Ksiądz Karol Antoniewicz, żyjący w dziewiętnastym wieku, autor między innymi przepięknej, do dzisiaj śpiewanej w maju pieśni Chwalcie łąki umajone, napisał również przepiękne utwory o świętym Janie Kantym, oparte oczywiście na średniowiecznych legendach. Jeden z nich, zatytułowany „Święty Jan Kanty" znaleźć można w zbiorze pism ks. Antoniewicza zatytułowanym „O świętych polskich": „Błysnęła na wschodzie jutrzenka złota, Gwiazdy w nieznane mkną światy. Z rosą poranną - łzami sierota Nadwiślańskie skrapia kwiaty. Nie dla niej piękny świeci poranek, Świat w szatę światła ubiera; Żałośnie trzyma w swej dłoni dzbanek, A drugą łezkę ociera! Już Krakowiaków gromadka wesoła Na targ do miasta się spieszy; Lecz na sierotkę nikt nie zawoła, Sierotki nikt nie pocieszy. Wtem mąż sędziwy wolnym idąc krokiem, Jan Kanty, chluba Krakowa, Rzewnem sierotkę zmierzywszy okiem W te do niej ozwał się słowa: >Dlaczego płaczesz, dziecino droga? Bóg widzi te łezki twoje; Wyznaj mi szczerze, ja w imię Boga Może twą żałość ukoję!< A Krakowianka w błękitnem oku Fartuszkiem łezkę ociera, I kornie stojąc przy jego boku Drżące swe usta otwiera. >Jestem sierotą - u mieszczki z Łobzowa Służę, ach ostra to pani! Nigdy dobrego nie da mi słowa, Lecz zawsze gromi i gani; Zaledwie piękny błyśnie poranek, Na Kleparz na targ wysyła, Abym sprzedawszy tam mleka dzbanek, Krupek i soli kupiła. A że to jutro święto Boskiej Matki! Chcąc przybrać obraz jej w wianek; Idąc po drodze wonne zbierałam kwiatki, Wtem z ręki wymknął się dzbanek! I śnieżne mleko spłynęło drogą, Ot, ślady widać z daleka - Któż się nade mną użali niebogą? Ach, wiem, co w domu mnie czeka!< >I czemuż, dziecię, tak rzewnie szlochasz I główkę kryjesz w twej dłoni? Ty Matkę Boską tak szczerze kochasz, Ona cię pewnie obroni. A gdy powrócisz do twej zagrody, Boska cię Matka pocieszy! Pospiesz do Wisły, zaczerpnij wody!< Sierota ufa i spieszy. Przyniosła dzbanek - rączki złożyła I klęcząc pacierz odmawia; Główkę ku ziemi kornie schyliła, Przed Kantym dzban z wodą stawia. Jan Kanty krzyżem dzban błogosławił, Modlił się długo i szczerze; A gdy modlitwę swoją odprawił, Do ust swych dzban wody bierze. Lecz woda w mleko się zamieniła. >Dziecino, Maryi złóż dzięki. Ona cię w smutku twym pocieszyła, Dzban mleka masz tu z jej ręki!< Na twarzy dziecka płonął rumieniec, Do nóg się Jana rzuciła; Boga-Rodzicy odtąd już w wieniec Obraz codziennie stroiła![34]" Bardzo znany obraz przedstawiający tę historię znajduje się w kościele świętego Floriana w Krakowie. Namalował go, z okazji kanonizacji świętego Jana, gdzieś około roku 1767, osiemnastowieczny malarz Tadeusza Kuntze. Druga wersja autorska tego obrazu znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie. Ale szacuje się , że w Polsce istnieje około dwudziestu różnych kopii tego dzieła. Ołtarz boczny w bazylice św. Floriana; święty Jan Kęty cud zespojenia rozbitego dzbana z mlekiem. https://swflorian.net/images/galeria/DSC_0062.JPG W zbiorze pt. „O świętych polskich" można znaleźć jeszcze jedną legendę napisaną przez księdza Antoniewicza. Historia poniższa miała przydarzyć się naszemu Świętemu podczas jednej z czterech pielgrzymek do Rzymu. Bo nasz bohater uwielbiał pielgrzymować i tak to uzasadniał: „Drogi moje do Rzymu czyśćcem mi są i nimi swoje grzechy oczyszczam[35]". Ale wróćmy do wspomnianej legendy: „Było to w maju. Na nieba lazurze Księżyc się wdzięcznie przymilał naturze, Gwiazdy w nieznane gdzieś mknęły światy: W srebrzystej rosie kąpały się kwiaty, Barwnych motylków igrały roje, Szumiały lasy, mruczały zdroje, I gdzie cyprysy blady cień rzucały, W różanych krzakach słowiki śpiewały, A w wonnych cytryn spoczywając gaju, Człowiek na ziemi już dumał jak w raju. Ach! bo nad inne we włoskiej krainie Miodem i mlekiem potok życia płynie. Lecz i tam radość nie wszędzie panuje, Bo czegoż w sercu ludzkiem wróg nie struje? A tam, gdzie szczęście zakwita swobodnie, Piekło zazdrosne czarne knuje zbrodnie. Wśród tej tak pięknej, powabnej natury Wznoszą się groźnie abruzyjskie góry, Od których każdy z przestrachem ucieka, A gdy je ujrzy, żegna się z daleka. Już z blizkich wiosek odbite od skały Na Anioł Pański dzwony się rozbrzmiały. Ale na głos ten nikt tu nie uklęka, Żadna w znak krzyża nie wzniesie się ręka, Chyba ptaszyna chwiejąc się na drzewie Hołd Matce Boskiej niesie w tkliwym śpiewie I strzepnie skrzydłem, wzniesie się w obłoki. Lecz cicho; ludzkie zatętniły kroki. Idzie wędrownik znużony, nieśmiały, To w niebo patrzy, to na głuche skały Zwraca wzrok pełen bojaźni i trwogi. Ach! pewnie zbłądził i szuka swej drogi. Pielgrzym z północnych idzie świata krańców Szukać pociechy w krainie pohańców, I postać obca, obca jego mowa. Imię pielgrzyma Jan Kanty z Krakowa. To słodkie imię w którejż czułej duszy Świętych pamiątek przeszłości nie wzruszy? Do kto się cnotą i mądrością wsławi, Tego wiek późny jeszcze błogosławi. Poznawszy próżność i złość świata tego Wyszedł Jan Kanty z domu rodzinnego; W sercu zranionem przez długie cierpienie Niósł łzy pokuty i żalu westchnienie. Morzem i lądem przez różne krainy Zwolennik krzyża szedł do Palestyny, A nie żałując przydłużyć swej drogi, Chciał Apostolskie w Rzymie uczcić progi, I w tych to górach dziś go noc zastaje, Gdzie się bandytów przechowują zgraje. W myśli straszliwe snują się powieści, Gdy wiatr zaszumi, gdy liść zaszeleści, Gdy ptak spłoszony rozpuści swe skrzydła, Krwawe mu trwoga przedstawia mamidła. Gdy tak się męczył i myślami gonił, Nagle u pasa różaniec zadzwonił. »Daruj, żem uległ płochych myśli mocy, »Daruj, żem Twojej nie wezwał pomocy.« I jakby chatki rodzinnej mieszkaniec, Spokojnie zaczął odmawiać różaniec. Idzie. Wtem znagła płomyczek zabłysnął, Zadrżał, paciorki do serca przycisnął: »Maryo, ratuj, bo już śmierć ma blisko, »Maryo, ratuj, to zbójców siedlisko!« Gdzie mchem obrosłe szumią stare dęby, Czarnego dymu unoszą się kłęby, Smolne łuczywo z dzikiem płonąc trzaskiem Krwawym noc ciemną rozwidniało blaskiem, A przy ognisku już na pół podpici Gór tych mieszkańców zasiedli bandyci. A postać groźna, chęć mordów w ich oku, Ostre sztylety błyszczą się przy boku. I miecze ludzkiej krwi jeszcze nie syte, Nowych czekają ofiar w ziemię wbite. »Kto tu?« straszliwym głosem zawołali I wszyscy tłumno z miejsc swoich powstali. »Kto tu?« jak tygrys herszt bandytów ryczy l porwał pistolet wiszący na smyczy, »Ach, biedny pielgrzym, obcy w okolicy; Idę do Rzymu, do świata stolicy.« »Pielgrzym? Ha, tobie nic to nic pomoże, Mamy i dla was wyostrzone noże. Patrzaj ten sztylet krew twoją wysączy, pod nim się twoja pielgrzymka zakończy.« Jan Kanty jeszcze; »Maryo!« zawołał i więcej mówić i prosić nie zdołał. »Bogarodzicy kiedyś wezwał imię, Już Tobie życie daruję pielgrzymie. Ale pieniądze składaj w ręce nasze; Inaczej spojrzyj na gołe pałasze.« »Ach wszystko, wszystko, co niosę przy sobie, wdzięczny za życie chętnie daję tobie.« »Lecz czyś dał wszystko? Pielgrzymie mów szczerze.« »Wszystko« »Idź dalej, słowu twemu wierzę.« Jan Kanty złożył Bogu szczere dzięki I wziął przerwany różaniec do ręki. »Maryo!« westchnął,- tyś matką miłości, Ty dzisiaj okaż cudo twej litości; Od śmierci moje wybawiłaś ciało, Wybaw i jego duszę zatwardziałą. On na Twe imię życie mi darował. On się nad biednym pielgrzymem zlitował, Zlituj się, Matko, i Ty nad grzesznikiem. Oświeć mu serce Twej łaski promykiem.« Wyrzekł i nagle stanął jakby wryty. Zdrój łez z ócz jego wylał się obfity. »Matko! ma prośba daremną nie była Stracona o nim nadzieja odżyła.« I kroki zwrócił gdzie zbójców zostawił; Bogarodzicę idąc błogosławił. »Ha, po cóż do nas, pielgrzymie, spieszycie? Czyż bez pieniędzy ciężarem wam życie? Lecz jeśli jeszcze żywot tobie drogi, Wara, już dalej nie posuwaj nogi!« »Chociaż pod mieczem może waszym zginę, Powiem wam mego powrotu przyczynę. Rzekłem, iż tobie do ręki oddałem Pieniądze wszystkie, co przy sobie miałem. Patrz na ten talar, na którym wyryty Obraz Maryi, przypadkiem ukryty;Tobie rzetelnie teraz go odnoszę, O przebaczenie za niepamięć proszę.« »Pielgrzymie, tyś mię przezwyciężył cnotą. Pokaż ten pieniądz, a weź swoje złoto.« I herszt bandytów wlepił w pieniądz oko I dumał długo i wzdychał głęboko. »Talar zatrzymam, nie pytaj, dlaczego, Błagaj Maryę za mnie nieszczęsnego.« Odtąd był pokój w abruzyjskich górach; Ale w klasztornych gdzieś Kartuzów murach Po długich leciech pokutnik umierał. Gdy pot śmiertelny brat z piersi ocierał Ujrzał zdziwiony; talar w szkaplerz wszyty, A na nim obraz Maryi wyryty[36]". [1] http://www.archiwum.uj.edu.pl/kartki-z-dziejow-uniwersytetu-jagiellonskiego/-/journal_content/56_INSTANCE_25Bq/1445705/135835583 [2] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-20.php3 [3] http://www.ultramontes.pl/zywoty_jan_kanty.htm [4] Jan Rodak, W cieniu legendy św. Jana z Kęt,Kraków 2017, s.36-37. [5] Tamże, s. 42. [6] Tamże, s. 43. [7] Akademia Krakowska została założona przez Kazimierza Wielkiego w 1364 roku, niestety po sześciu latach, jej działalność mocno osłabła, z powodu śmierci króla Kazimierza. Ponownie, jej aktywność została ożywiona trzydzieści lat później, kiedy umierająca święta Jadwiga, przekazała w testamencie własne szaty, znaczną sumę pieniędzy oraz całą swoją królewską biżuterię na rozwój tej uczelni. Władysław Jagiełło, rok po śmierci swojej świętej żony, wypełnił jej testament. Stąd też, jakby w podzięce Jagiellonom, wzięła się późniejsza nazwa: Uniwersytet Jagielloński. [8] Zob. http://www.maius.uj.edu.pl/muzeum/historia [9] Zob. http://www.maius.uj.edu.pl/wystawy/stale/mieszkanie-kantego [10] Michał Rożek, Przewodnik pielgrzyma po sanktuariach i kościołach Krakowa, Wieliczki i okolic, Kraków 2016 [11] Hagiografia Polska, t. I, red. O.Romuald Gustaw, Poznań 1971, s. 538-539. [12] Hagiografia Polska, dzieło zbiorowe pod red. O. Romualda Gustawa OFM, Poznań 1971, Tom I, s. 539. [13] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-20.php3 [14] Ks. Władysław Gasidło, Wokół Konfesji świętego Jana z Kęt w Kolegiacie św. Anny w Krakowie, Kraków 2003, notka biograficzna o autorze na okładce. [15] http://kolegiata-anna.pl/duszpasterze/ks-infulat-wladyslaw-gasidlo/ [16] https://adonai.pl/swieci/?id=72 [17] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997, s. 115. [18] Domicjan Mieczkowski, Opis życia i cudów świętego Jana Kantego, Kraków 1867, s.18. [19] Tamże, s. 18. [20] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych..., s. 116. [21] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-20.php3 [22] Hagiografia...s. 541. [23] Kajetan Rajski, Prawdziwy święty...czyli kto? Tom I, Sandomierz 2015, s. 147-148. [24] Roman Maria Zawadzki, Staropolski konterfekt świętego Jana z Kęt, Kraków 2002, s. 52. [25] Roman Maria Zawadzki, Staropolski..., s. 196. [26] Hagiografia Polska, t. I, red. O.Romuald Gustaw, Poznań 1971, s. 543. [27] https://www.franciszkanie.pl/artykuly/gatunki-literackie-zrodel-hagiograficznych [28] Domicjan Mieczkowski, Opis życia i cudów świętego Jana Kantego, Kraków 1867, s.29. [29] Święty Jan Kanty,[brak autora], Warszawa 1911, s.29-30. [30] Tamże, s. 41. [31] Tamże, s. 42. [32] Wincenty Pol, Legendy o świętym Janie Kantym, Kraków 1868, s. 31-32. [33] Wincenty Pol, Legendy o świętym Janie Kantym, Kraków 1868, s. 33-34. [34] Ks. Kazimierz Bukowski, Święci polscy, Kraków 1996, s.56. [35] Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Polskich, Kraków 1987, s.176. [36] O świętych polskich, Wiązanka zebrana z pism Ks. Karola Antoniewicza, Kraków 1906, s. 239-244 Powrót |