Święty Rafał Kalinowski Część I Zdjęcie z książki pt. Święty Rafał Kalinowski Księga pamiątkowa 1835*1907*1991, Praca zbiorowa, Kraków 1993. Tym razem, na naszą nocną pielgrzymkę zapraszamy świętego Rafała Kalinowskiego, którego w naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona Sybiraków. Nasz bohater urodził się 1 września 1835 roku w Wilnie, w szlacheckiej rodzinie herbu Kalinowa. Dziecku dano na imię Józef, podczas chrztu, który odbył się 9 września w kościele parafialnym pod wezwaniem świętego Jana. Kościół ten, został ufundowany jeszcze przez króla Władysława Jagiełłę. Ojcem Józefa był Andrzej Kalinowski, który pracował jako nauczyciel gimnazjalny w Wilnie, a który został „następnie nauczycielem matematyki w Instytucie Szlacheckim, z czasem zaś dyrektorem tegoż Instytutu. Józef był drugim dzieckiem w rodzinie, miał o dwa lata starszego od siebie brata Wiktora[1]". Matka, miała na imię Józefa, z domu Połońska, niestety umarła na gruźlicę płuc, kiedy malutki Józio miał ledwie dwa miesiące. Ojciec, otrzymawszy dyspensę papieską, ożenił się z siostrą swojej zmarłej żony, Wiktorią Połońską, która wychowywała w pobożności najpierw przybrane a później i własne dzieci. W wieku dziewięciu lat, rozpoczął Józef naukę w Instytucie Szlacheckim, do którego uczęszczał jego starszy brat Wiktor, a ich ojciec, jak już wspomniano, był tam dyrektorem. Niestety, gdy Józef miał dziesięć lat, zmarła druga żona jego ojca, Wiktoria. Z tego związku przyszło na świat troje dzieci, Emilia, Karol i Gabriel. Trzecią żoną Andrzeja Kalinowskiego, została dwa lata później, dziewiętnastoletnia Zofia Puttkamer, córka znanej Maryli Wereszczakówny, muzy naszego wieszcza Adama Mickiewicza. Z tego małżeństwa przybyła Józefowi jeszcze czwórka rodzeństwa, Maria, Aleksander, Monika i Jerzy. Łącznie, państwo Kalinowscy wychowywali wszystkich dzieci razem aż dziewięcioro. Ta, druga macocha była tylko o siedem lat starsza od naszego bohatera. Mimo niedużej różnicy wieku, a może właśnie dzięki niej, młody Józef i jego przybrana matka, bardzo dobrze się rozumieli i mieli ze sobą świetny kontakt. Zofia była bardzo religijną kobietą „szczególnie czciła Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie oraz Serce Jezusa. Tę miłość przekazała wszystkim swoim dzieciom[2]". Tym rodzonym i tym przybranym. Jednak podejście do wiary młodego Józefa w tym czasie, nie było zbyt gorliwe, sam tak o tym wspominał: „pod względem religijnym nic nam nie brakowało, chyba tylko naszej dobrej woli[3]".Ale pomimo braku tej dobrej woli, umiał już wtedy dostrzec różnicę między prawdziwym wiernym a zdrajcą wiary katolickiej. Świadczą o tym jego własne słowa, posłuchajmy: „W tak młodym wieku nie mogłem wówczas całości rzeczy pochwycić, lecz już odczuwał się nie dający pokonać się wstręt do odszczepieńca [znanego nam z konferencji o męczennikach unickich z Pratulina] , metropolity Siemaszki, który się przeniewierzył i z kilku innymi biskupami unickimi oderwał od Kościoła świętego na Litwie i w krajach do niej należących Unię Świętą [czyli Unię Brzeską]. Ten odstępca nieszczęsny żył wówczas i mieszkał w Wilnie[4]". W roku 1850 Józef ukończył Instytut Szlachecki „summa cum laude, ze złotym medalem, otrzymując patent dojrzałości[5]" i na prośbę ojca, zgodził się rozpocząć studia w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach w powiecie Orszańskim, na terenie dzisiejszej Białorusi. Szybko pożałował tej decyzji o czym świadczą jego późniejsze słowa: „naprawdę zważywszy niektóre dane, powinienem był starać się o przyjęcie do seminarium duchownego w Wilnie. Iżem tego nie uczynił, znaczna część życia, a głównie lata młodego wieku połamały się na nieskładane części, stały się bez pożytku dla mnie i dla bliźnich i w marność się obróciły[6]". Po dwóch latach, za zgodą ojca, przerwał te studia i przeniósł się do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, „której wyższe lata miały status Mikołajewskiej Akademii Inżynierskiej[7]". Tam też wstąpił do wojska. W tym czasie wybuchła wojna krymska, pomiędzy Rosją a koalicją państw, którą stworzyły Turcja, czyli Imperium Osmańskie, wraz z Anglią, Francją a później jeszcze z Sardynią. Wojnę tę toczył przez dwa lata, aż do swojej śmierci car Mikołaj I, natomiast w roku 1855 przegrał ją jego syn, następca na carskim tronie, Aleksander II. Józef Kalinowski, razem swymi akademickimi kolegami, przez krótki czas brał udział w tej wojnie, kiedy „ jako studentów klas oficerskich wysłano ich na wyspę Kronsztadt u ujścia Newy, gdzie mieli sypać szańce obronne. Za symboliczny udział w tej wojnie Józef dostał nawet brązowy medal. Nigdy jednak nie brał udziału bezpośrednio w walkach zbrojnych. Tamtejszy gorący klimat i osłabienie fizyczne przyczyniły się do tego, że poważnie zachorował. I mimo trwającej wojny (...) wysłano go na sześciomiesięczny urlop do domu[8]". Nasz bohater, chociaż zdrowie, miał raczej słabiutkie, to uczył się bardzo dobrze, nie miał żadnych kłopotów „z teorią i przedmiotami fachowymi[9]". Zdecydowanie gorzej było z wszelkimi pracami manualnymi czy fizycznymi. „Miał to, co się nazywa „dwie lewe ręce". Gdy na uroczyste otwarcie nowych warsztatów już po ukończeniu Akademii kazano wielce obiecującemu Józefowi Kalinowskiemu ociosać belkę, tenże zamachnął się tęgo i rąbnął siekierą we własną nogę. Krew, alarm, konfuzja i parę miesięcy szpitala. Był jednakowoż zdyscyplinowany i przez cały okres studiów karę stójki pod karabinem [kara polegała na staniu nieruchomo z karabinem, jak podczas warty, nawet przez kilka, czy kilkanaście godzin] oraz paki otrzymał tylko raz: za paradowanie po mieście w białych rękawiczkach, co elewom było zabronione. Lecz stał się wtedy niesłychanie popularny wśród kolegów jako męczennik elegancji i w pace dla pociechy skrapiano go pachnidłami[10]". Po ukończeniu, z wyróżnieniem szkoły, uzyskał tytuł inżyniera a „po złożeniu egzaminu wojskowego - został mianowany porucznikiem[11]" w wojsku rosyjskim. Wtedy „stosunki pomiędzy Rosjanami a Polakami były jeszcze znośne (...) [dlatego] nie brakło w armii rosyjskiej oficerów Polaków[12]". Następnie, przez półtora roku Józef Kalinowski pozostał „przy Szkole Inżynierii na posadzie adiunkta matematyki[13]". Po porażce w wojnie krymskiej, car znacznie zliberalizował swoje rządy, więc życie w stolicy, wśród ludzi prawosławnych, katolików oraz protestantów a nawet obojętnych jakiejkolwiek wierze, nie zachęcało do pobożności. A do tego młody Józef Kalinowski był w tym czasie „przystojnym, ujmującym, nader inteligentnym oficerem o smutnych oczach i doskonałych manierach, dla wielu kobiet był pociągający, bywał na zabawach, balach, operach, baletach, miewał przygody nie zawsze poważne, nie stronił od życia towarzyskiego i kulturalnego stolicy[14]". Wszystko to razem wzięte, doprowadziło wówczas do tego, że był to dla niego czas największych wątpliwości i zachwiania w wierze. „Przestał przystępować do sakramentów świętych, do kościoła chodził rzadko, przeżywał rozterki wewnętrzne, a także kłopoty związane ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim i zdrowiem[15]". Tak o tym po latach wspominał: „Praktyki kościelne zaniedbywałem, do pobożności jednak wewnętrznej popęd tu i ówdzie mocno, acz przechodnio w duszy się budził. Nie byłem temu jednak głosowi wierny. Przejeżdżając (...) przed kościołem świętego Stanisława, przyszła mi myśl zatrzymania się; ukląkłem, (...) przy konfesjonale; na nieszczęście był pusty, w kościele nikogo nie było i płacz mnie niezrozumiały ogarniał. Tęsknota jakaś pochłaniała całą istotę (...,) A z tym wszystkim nie umiałem odszukać punktu oparcia się i w ciągłej chwiejności bieg życia się toczył[16]". Szukając odpowiedzi na pytanie o sens życia, zaczął zaglądać również do dzieł filozofów, a czytał bardzo dużo. Także i europejską literaturę oświeceniową, w której jeżeli już pisano o wierze to, jako o starym przesądzie, który nie wytrzymywał krytyki ówczesnej nauki. Jak sam napisał: „upodobanie miałem w czytaniu książek- niekiedy nie bardzo budujących[17]". Ale trafił także na wyznania świętego Augustyna, które zrobiły na nim duże wrażenie i do których w późniejszym czasie wielokroć powracał Ciągle nie wiedział co miałby w życiu robić, o czym też pisał w liście do brata: „Tyle mam przed sobą dróg otwartych, że sam nie wiem, którą z nich wybrać; zapewne, że zbyt wybierając , trafię na najgorszą; owe ścieżki przede mną odkryte, jedne gwiazdami, drugie rublami, inne błyskotkami usłane, a wszystkie dostatecznie cierniami obdarzone[18]". W roku 1859 zrezygnował z wykładania w Szkole Inżynierii i podjął pracę przy projektowaniu i budowie kolei żelaznej Kursk - Kijów - Odessa. Podczas wykonywania dość ciężkich zadań, członkowie ekipy budującej ten kolejowy szlak, nocowali po kilku w przypadkowych wiejskich chatach. Józef Kalinowski miał za współtowarzysza, pobożnego chłopaka z Litwy, który był kreślarzem. Ten chłopak miał „książeczkę do nabożeństwa, gdzie był katechizm i porządek Mszy, i modlitwy a takoż i rozważania. Książeczka była prosta, lecz mądrze napisana. Przerzucił ją porucznik jakby od niechcenia, boć nie takie dzieła czytał. Aż przyłapał się kiedyś , że modli się do Pani Ostrobramskiej nie jak niegdysiejsze dziecko i nie jak sceptyk inżynier, lecz jak dorosły, co do domu wrócił. I zdumiał się nad sobą[19]". Tak, powoli zaczynała się przemiana duchowa naszego bohatera, który w tym czasie nocami, często powracał do Wyznań świętego Augustyna, „czując, że to ziarno chętnie przyjmowane zapada weń, lecz żywych kiełków nie widać[20]". Przynajmniej on ich wtedy jeszcze nie widział. Choć miał już okazję otrzymać łaskę pośrednictwa i opieki Matki Bożej, co tak opisał: „gdym się znalazł w największym niebezpieczeństwie utraty życia, odmówienie z gorącością ducha „Zdrowaś Mario" od zguby mię wybawiło. Jaką potężną bronią jest modlitwa. Jak wszechmocnym wstawiennictwo Najświętszej Panny. Jak zbawienne ku dobru naszemu środki podaje Kościół Święty przez nabożne książki, z których prawda Boża się przebija[21]". Kiedy zawieszono na dłuższy czas, budowę tej linii kolejowej, Józef Kalinowski wziął urlop i wrócił w rodzinne strony, do których lubił w miarę często wracać. Tu czuł się bardziej zdrowy a wypoczywając, szybko nabierał sił. Spędzał tam czas we dworach i majątkach wśród swoich bliskich. W trakcie jednego z tych pobytów, zdarzyła mu się historia, którą będąc już zakonnikiem tak opisał: „Pamiętam, jak ksiądz bernardyn konno, na dzielnym rumaku przybywał i podobnież wracał po odprawieniu Ofiary Świętej. Zawitał razu jednego i kwestarz, nikogo nie omijał, widząc mnie młodego oficera, przystąpił śmiało z wesołą postawą. Na nieszczęście nie bardzom co miał przy sobie, czym był mógł się podzielić, wyprosiłem się grzecznie od kwesty i dodałem, nie bardzo myśląc, co mówię, iż w miejsce ofiary pieniężnej osobą własną Kościołowi służyć będę. »Chwytam cię za słowo« - odrzekł braciszek -»pamiętaj wykonać, co przyrzekasz«. Rzecz się sprawdziła w lat z górą dwadzieścia. Bóg mnie powołał do służby w Kościele świętym - tylko, czy istotnie w duchu prawdy służę?[22]". Takie wątpliwości pojawiły się u naszego świętego, po ponad dwudziestu pięciu latach życia zakonnego i to wówczas, kiedy był już właściwie u kresu swego życia, bo pisał te wspomnienia w latach 1903 - 1904. Ale wróćmy do czasów, gdy jeszcze mocno żył światem, z małymi przerwami na przypominanie sobie o Bogu. W roku 1860 poprosił o przydział do Brześcia nad Bugiem. Tam, po przeniesieniu pracował przy umocnieniach i rozbudowie fortyfikacji twierdzy obronnej. W owym czasie, zaczął rozmyślać trzydziestopięcioletni Józef o małżeństwie. Wtedy też, kuzynka jego bratowej Marii, Ludwika Młocka postanowiła wyswatać go z Celiną Gruszecką, która była, nawiasem mówiąc, siostrą właśnie tej bratowej Marii, zwanej pieszczotliwie Masią. Podobała się naszemu bohaterowi Celina a i „panienka znała dobrze Józefa z wakacji i urlopów i wcale nie była przeciwna. (...) Wkroczyła jednak w sprawę mama Celiny. Orzekła, że nie chce mieć zięcia hołysza [biedaka, nędzarza], choć przystojny; dostał zatem rekuzę [z łaciny recuso - odmawiam; odrzucenie propozycji małżeństwa] od niedoszłej teściowej. Przeżył to boleśnie, lecz jakoś przeżył[23]". W roku 1862 został awansowany na stopień kapitana sztabowego. Niedługo później, bo 22 stycznia 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe, które spowodowało wewnętrzny konflikt w duszy kapitana Kalinowskiego. Gdy słyszał o przelanej krwi powstańców z rosyjskim zaborcą, to jego dotychczasowa chęć pozostania w carskim mundurze zaczęła ulegać zmianie. Czarę goryczy przelała przemowa dowódcy wojska znajdującego się w Twierdzy Brześć, generała barona Iwana Nostitza, którą, zanim wyruszył przeciwko niewielkiemu powstańczemu oddziałowi Romana Rogińskiego, wygłosił do wszystkich obecnych wojskowych urzędników i stojących pod bronią żołnierzy. Ta „przemowa tchnęła nienawiścią i skierowana była na ucisk i nieoszczędzanie nikogo, z wyjątkiem starców i kobiet, jakby istotnie ludność cała okoliczna powstała lub powstać miała[24]". Zrobiło to takie wrażenie na kapitanie Kalinowskim, że złożył prośbę o dymisję z rosyjskiego wojska, i otrzymał ją ale dopiero w maju 1863 roku. Naówczas, car mianował na Litwie swojego przedstawiciela, Michaiła Murawiowa, jako generała-gubernatora Litwy. Został on przezwany „wieszatielem", prawdopodobnie z powodu swojego okrucieństwa i pokazowych egzekucji powstańców. Józef Kalinowski nie wierzył w skuteczność powstania, był przecież kapitanem armii rosyjskiej, stąd „znając stan wojsk carskich oraz widząc słabość polskiej armii i entuzjazm oparty na emocjach, słusznie przeczuwał iż przyszłe powstanie zakończy się klęską[25]". Jednak nie chciał stać biernie, gdy jego rodacy będą walczyć o wolność, postanowił dołączyć do powstańców. Kiedy Rząd Narodowy w Warszawie postanowił utworzyć Wydział Wykonawczy Litwy, na którego czele stanął, kuzyn i przyjaciel Józefa, Jakub Gieysztor, to naczelnikiem Litewskiego Wydziału Wojny mianowano właśnie jego, Józefa Kalinowskiego. On przyjmując tę funkcję, od razu zastrzegł, że nie będzie wydawał wyroków śmierci ani zajmował się terroryzmem. Zdjęcie z książki pt. Święty Rafał Kalinowski Księga pamiątkowa 1835*1907*1991, Praca zbiorowa, Kraków 1993. Pod koniec roku 1863, wspomniany wcześniej Jakub Gieysztor został aresztowany i skazany na zesłanie . Gdy Józef, jako krewny, odwiedził go w więzieniu, ten poprosił go o krzyż z relikwiami. Taki właśnie krzyż miała młodsza siostra Józefa, Maria. Ta rezolutna czternastolatka obiecała, że da Józefowi ten krzyż pod warunkiem, że pójdzie on wreszcie do spowiedzi. Zgodził się na to, nasz bohater, co później tak wspominał: „po tej umowie musiałem być słownym i w dzień Matki Bożej Wniebowzięcia przystąpiłem do Sakramentu Pokuty w kościółku pomisjonarskim. Co się Bogu podobało wykonać w mej duszy w czasie chwil spędzonych u stóp spowiednika (...) może wypowiedzieć tylko ten, kto podobnych chwil doświadczył[26]". Jego kierownikiem duchowym, został ksiądz Felicjan Antoniewicz, profesor Seminarium Duchownego w Wilnie. Zaczął też codziennie uczestniczyć we Mszy Świętej chodząc do pobliskiego kościoła Świętej Elżbiety, co tydzień spowiadał się i często przyjmował Komunię Świętą, „z rąk świątobliwego starca, księdza Eymonta, ostatniego Lazarysty i to mu dawało ten niezmącony spokój, który w zdumienie wprowadzał wrogów[27]". Te praktyki, jak sam uważał, „odradzały ducha i utrzymywały [go] w trzeźwości[28]". O tej swojej duchowej przemianie napisał do swojej dobrej znajomej, wspomnianej już Ludwiki Młockiej: „Jedyna zmiana we mnie zaszła - po 10 latach odstępstwa, wróciłem na łono Kościoła: byłem u Spowiedzi i bardzo mi z tym dobrze; chwalę się przed Panią, gdyż uważam ten zwrot mój w pojęciach religijnych, jako ważny wypadek w życiu moim wewnętrznym[29]" W marcu 1864 roku, po zdradzieckim donosie Parafianowicza, jednego z młodych powstańców, który wtedy był już etatowym konfidentem[30] carskiej ochrany, Józef Kalinowski został we własnym mieszkaniu aresztowany i przewieziony do więzienia. Tam był poddawany przesłuchaniom, najczęściej nocnym, podczas których, próbowano dowiedzieć się od niego jak najwięcej o innych uczestnikach powstania. „Całymi godzinami dręczono go, lecz na próżno. Znosił spokojnie - katusze i tortury śledztwa, ale ani jednego faktu, ani nazwiska nie wyjawił. Jedną tylko na wszystkie pytania miał odpowiedź: „Jam winien, nikt inny"!. Śledztwa takie powtarzały się niemal codziennie, a trwały trzy miesiące; wyczerpały one wprawdzie fizycznie Kalinowskiego, ale jego ducha nie złamały[31]". W więzieniu narzucił sobie porządek dnia, który tak, w jednym ze swoich listów, opisał: „rano o 5 wstawałem, modlitwa, potem rozmyślanie, kiedym dostał do nabożeństwa książkę. Msza święta, tę mogłem co dzień słuchać, wprawdzie trochę odlegle, lecz dość dokładnie. Okno celi patrzyło na podwórze klasztorne, w czworobok ujęte; jednym bokiem był sam kościół Świętego Ducha, a w kościele wotywa codzienna śpiewana o rannej godzinie.(...) W czasie popołudniowym (...) pokonywałem siebie, jak mogłem, aby nie zasnąć. Później śpiewałem litanię o Najświętszej Pannie, odbywałem gimnastykę pokojową. Żołnierze warty, stojący na korytarzu, przez okienko we drzwiach przyglądali się , przysłuchiwali się , naśmiewali się, ale na to jużem nie zważał[32]". W maju 1864 roku został skazany przez sąd wojenny na karę śmierci, wyrok podpisał generał - gubernator Murawiow. Jednak, rodzina Józefa odwołała się od tego wyroku do „przewodniczącego Audytoriatu Polowego (...) generała Aleksandra Wiatkina. Przypuszcza się, że to właśnie on w rozmowie z (...) [Michaiłem Murawiowem], wywarł znaczący wpływ na zmianę wyroku[33]". Prawdopodobnie, generał Wiatkin wytłumaczył gubernatorowi, „że Polacy takie o Kalinowskim mają przekonanie, a nawet i znający go Moskale, że jeśli go powieszą, to będą mieli za świętego męczennika[34]", i to przekonało gubernatora, który zmienił wyrok śmierci na dziesięć lat katorgi, czyli przymusowych robót w kopalniach na Syberii. Przyszło mu to, tym łatwiej, iż uważał Kalinowskiego za szaleńca, „a to z przyczyny otrzymanego odeń memoriału, w którym Kalinowski pisał o konieczności pojednania i unii prawosławia z Rzymem. Nikt dotąd nie próbował wieszatiela nawracać i mógł to zrobić tylko jawny wariat[35]". 11 lipca 1864 roku Józef Kalinowski, „z ogoloną połową głowy i brody, skuty ciężkimi kajdanami[36]", wyruszył z Wilna, wraz z wielką liczbą skazanych, specjalnym pociągiem w podróż do miejsca swego zesłania. Pociąg zawiózł skazańców przez Petersburg, Moskwę do Niżnego Nowgorodu. Stąd popłynęli statkiem parowym po Wołdze i rzece Kamie, przez Kazań aż do Permu. Z Permu, który był punktem zbiorczym, rozsyłano więźniów w różne rejony Rosji. Józefa Kalinowskiego wraz ze sporą grupą jego współtowarzyszy wysłano do znajdującego się za Uralem Tobolska. Pojechali tam kibitkami, czyli trzyosobowymi, służącymi do przewozu przestępców, krytymi wozami ciągniętymi przez konie. Noclegi dla nich przygotowane były w chatach okolicznych mieszkańców lub „w budynkach ciasnych bez wentylacji, brudnych i pełnych robactwa. Noce spędzane w takim pomieszczeniu były najprzykrzejsze. Dusił brak powietrza i wielu nawet mdlało"[37]. Przed Tobolskiem trzeba było jeszcze pokonać rzekę Irtysz, gdzie do przeprawy służyła tylko jedna tratwa i dlatego ta przeprawa ciągnęła się niemiłosiernie długo. Z Tobolska wysłano naszego bohatera do Irkucka. Józef Kalinowski w drodze na Sybir (mal. Jerzy Kumala) Zdjęcie z książki pt. Święty Rafał Kalinowski Księga pamiątkowa 1835*1907*1991, Praca zbiorowa, Kraków 1993. Ta cała podróż, trwająca prawie dziewięć miesięcy, dokonała bardzo dużych zmian we wnętrzu Józefa Kalinowskiego, nauczyła go uczynności, przyjaźni i miłości do bliźniego, wytrzymałości i cierpliwości w trudach, olbrzymiej pokory a przede wszystkim, szukania wsparcia w modlitwie oraz zupełnej ufności w łaskę Bożą. Pisał o tym do ojca: „Jestem spokojny i całą ufność pokładam w Bogu, że nam wszystkim da męstwo potrzebne do zniesienia wszelkiego doczesnego nieszczęścia[38]", a także do swej przybranej matki: „w modlitwie szukam wsparcia (...) jedna tylko wiara w Łaskę Bożą, która sama przychodzi w potrzebie, utrzymać może w spokoju ducha[39]". Józef Kalinowski uważał to swoje zesłanie i położenie w jakim się przez to znalazł, za Bożą karę i pokutę dla niego za jego wcześniejsze grzechy. Z Irkucka miał się udać do miejsca docelowego, którym było zabajkalskie miasto Nerczyńsk, gdzie znajdowały się kopalnie złota. Było to „jedno z najstraszniejszych miejsc, o którym sami Rosjanie mówili ze zgrozą, bo Nerczyńska nie sposób przeżyć[40]". Dlatego, będąc jeszcze w Irkucku, „poszedł do kościoła i gorąco błagał Boga o zmianę miejsca przeznaczenia[41]". Tak tę swoją prośbę wspominał: „powstając od stołu Pańskiego, czułem jak oczy zwilżały się łzami, i błagałem Boga o pomoc. O cudzie Opatrzności; Bóg prośby nie odrzucił[42]". I rzeczywiście, w tym czasie, gubernator Irkucka, generał Szałacznikow, który wcześniej otrzymał list od rodziny Józefa z prośbą o wstawiennictwo za nim, bez żadnych dodatkowych pytań czy wyjaśnień, zamienił Nerczyńsk na oddalone tylko o 70 km od Irkucka, Usole Syberyjskie. Natomiast zdecydowana większość współtowarzyszy Józefa, z którymi tyle czasu przemierzał Rosję, trafiła za Bajkał, do takich kolonii katorżniczych jak w Nerczyńsku. Będąc już zakonnikiem, jako ojciec Rafał, gdy już patrzył na to z perspektywy czasu, tak to oceniał: „przeznaczenie mnie do Usola uważam za jedną z tych chwil, które stanowią o przyszłości człowieka w tej pielgrzymce ziemskiej. Była to łaska miłosierdzia Bożego, którą po Bogu muszę zawdzięczać tym, przez których ona mi zjednaną została. Poznałem też wówczas potęgę modlitwy. Lecz jednocześnie w miarę otrzymanych dobrodziejstw stałem się też dłużnikiem przed Bogiem, jak za to dobrodziejstwo, tak również i za wszystkie inne, które jedne po drugim następowały. Zamiast jednak wdzięczności bez miary cierniem czarnej niewdzięczności serce Zbawiciela przebijałem. Zostaje mi więc błagać o ostateczne miłosierdzie, o łaskę niesienia ofiary ze siebie Zbawcy mojemu[43]". Prawie całą drogę z Irkucka do Usola, garstka skazańców wraz z Józefem Kalinowskim, przeszła na piechotę. Przybyli tu 15 kwietnia 1865 roku. https://www.ipsb.nina.gov.pl/a/foto/poranek-tytulowany-rowniez-poranek-w-kopalni-w-drodze-do-katorgi-jutrznia-i-ranek#text [Fragment] obrazu z 1897 roku przedstawiającego katorżników idących do pracy. Obok strażnika stoi Józef Kalinowski (później święty Rafał Kalinowski). Obraz znajduje się w Muzeum X Pawilonu w Muzeum Niepodległości w Warszawie. W Usolu, na wyspie leżącej pomiędzy dwoma ramionami rzeki Angary, znajdowały się warzelnie soli, do pracy w których został przydzielony nasz bohater. Znajdowały się tam również koszary więzienne w których mieszkali zesłańcy, ale tylko mężczyźni samotni, którzy pracowali w tych warzelniach. Żonaci mieszkali w mieście. Każdy zesłaniec miał nosić, skuwające ręce i nogi, kajdany, ale „zakładano je najczęściej tylko wtedy, gdy który przepustkę dostał na brzeg, po wyspie chodzili swobodnie[44]". Tak przedstawił rodzicom Józef Kalinowski swój pobyt w tym miejscu: „na wyspie znajdują się warzelnie soli, w których pracujemy i źródła słone, bardzo podobne do tych, w których kąpałem się w Ciechocinku. Korzystając z tej zręczności (...) już dziesięć wanien w tutejszym Zakładzie Mineralnych Kąpieli wziąłem. Życie nasze niczym w przebyciu czasu dnia od dnia nie odróżnia. (...) Wstaję z rana przed piąta i ruszam prosto do kąpieli; za posiłek dzienny mamy obiad wspólny dwa razy herbatę dziennie, tę ostatnia piję całkiem bez cukru, który tu jest bardzo drogi, ale za to z wielką obfitością mleka i mam się, dzięki Bogu, dobrze ...(...)[45]". Nasz bohater, przez wielu ludzi był uważny za świętego. Pod koniec roku, przed świętami Bożego Narodzenia, zgodnie z polską tradycją urządzono w Usolu, na terenie więziennych koszar, uroczystą wigilię. Tę uroczystość, po latach opisał ojciec Wacław Nowakowski, który w tym czasie jako kleryk, również przebywał na zesłaniu i był stróżem znajdującej się tam katolickiej kaplicy. Ta kaplica zachowała się do dzisiaj. Ojciec Wacław, w swoim opowiadaniu, opisał również obecnego na tej wigilii Józefa Kalinowskiego, który „ze wszystkich najwięcej był kochanym. Niewymownej słodyczy i uprzejmości, prawdziwie anioł dobroci[46]". A kiedy wszystko już do wigilii zostało przygotowane i obecni „księża wśród ciszy odmówili jakimś dziwnie wzruszającym głosem słowa modlitwy po łacinie, zaczęto łamać się opłatkiem i składać sobie życzenia. Nastał ruch ogromny i wrzawa gwarna - przeszło 300 osób. Każdy mówi głośno, żeby był słyszany. Wołają jeden na drugiego, szukając gdzie ten, z którym się pragnie przełamać opłatkiem. Najwięcej się skupiano koło Kalinowskiego Józefa którego nadzwyczaj wszyscy nie tylko kochali, lecz i uwielbiali; każdy chce koniecznie z nim się przełamać opłatkiem, - w myśli, że to szczęście przyniesie. Kalinowski wykręca się na wszystkie strony, do każdego słodko się uśmiecha, każdego całuje. A tu na wszystkie strony chwytają, ściskają, aż go znowu panie proszą, żeby przyszedł do nich. Znowu księża od pań go odbierają. On księży w ręce całuje, a księża ręce chowają albo za szyję go obejmują[47]". Jak już zauważono, długotrwała podróż na Syberię zmieniła wnętrze Józefa Kalinowskiego i tak to opisał w dalszej części wcześniej cytowanego listu do rodziców: „Jeżeli w listach moich przeszłych mogliście wyczytać jaki niepokój i niepewność względem utrzymania się w przyszłości, pochodziło to ze stanu trochę gorączkowego, w jakim każdy z nas znajdował się, przy niepewności, co go czeka na miejscu, a jeszcze bardziej z bojaźni cierpienia i małej ufności w Opatrzność. - Bóg łaską swoją teraz mnie oświecił: wyuczył kochać się w cierpieniu i ufać Jego Opiece. Dokładniejsze zaś poznanie nędzy mojej wewnętrznej wymaga nie unikać, ale szukać cierpienia dla zgładzenia win grzesznej mojej przeszłości, w czym mi Boże dopomóż[48]". O swojej przemianie a nawet o rodzącym się już powołaniu kapłańskim napisał w liście do swojej dobrej znajomej, wspomnianej wcześniej Ludwiki Młockiej: Bóg w miłosierdziu swoim podźwignął mnie ze stanu niewiary (...) Dzisiaj, ogrzany uczuciem religijnym, w cierpieniu widzę pokutę za przeszłość, spokojnie patrzę w rzeczywistość, i w przyszłości światłą upatruję nadzieję dla siebie, we wszelkim położeniu, w jakim spodoba się Opatrzności mnie doświadczać. (...) Położenie moje obecne tak rozumiem: w powołaniu kapłana widziałbym najwięcej pożytku dla siebie i dla bliźnich[49]". Cały czas, korzystał ze swojej, coraz bardziej poszerzającej się biblioteki dzieł religijnych, które na jego prośbę, przysyłano mu z kraju. Czytał takie dzieła jak Ćwiczenia duchowne świętego Ignacego Loyoli, a oprócz tego: „Historię Kościoła Józefa Epifaniusza Darrasa, dzieła Fryderyka Ozanama, Konferencje ojca Celestina Josepha Felixa, jezuity, Kazania wielkopostne o Męce Pańskiej, a także Niewiasty Ewangelii ojca Gioacchino Ventury di Radlica, teatyna, Jerozolimę wyzwoloną Torquato Tassa, Katechizm Franciszka Guillore, Jana Gaume'a, Teologię Jana Perrone'a oraz Boską komedię Dantego, a także inne dzieła z zakresu historii i literatury. Lektury teologiczne traktował jako przygotowanie do stanu kapłańskiego i zakonnego. W Księdze Żywotów ks. Piotra Skargi po raz pierwszy w życiu natrafił na wzmiankę o Karmelu. Dowiedział się z niej o tym, że historia tego zakonu rozpoczęła się na wschodzie, a następnie przeniosła na zachód. Było to dla niego bardzo ważne wydarzenie: [o czym tak napisał w swoich wspomnieniach] »Przyszło mi na myśl, otóż właśnie zakon, który ma zjednoczyć odpadłych do schizmy z Kościołem świętym. Nie mogłem bowiem pozbyć się wewnętrznego pragnienia widzieć Moskwę nawróconą. Dziwną drogą Opatrzności prowadzony, do tego zakonu w 10 lat później wstąpiłem«[50]". Dzięki takim książkom rozwijał własną duchowość i coraz mocniej tlące się powołanie kapłańskie oraz pogłębiał swoją wiedzę religijną. Dlatego tak pisał w kolejnym liście do rodziny: „czytam teraz konferencje o Męce Pańskiej ojca Ventury; czytając je, poznałem całą nieświadomość moją w rozumieniu tajemnicy odkupienia świata, oczy moje się rozwarły na wiele rzeczy dotąd zupełnie dla mnie zakrytych. (...) W (...) wybranych godzinach zwykle staję myślą przed Ofiarą Świętą, zagłębiam się w siebie i, o ile mogę, (...) biorę do rozmyślania coś z dogmatu albo Męki Zbawiciela. Posilony Komunią Duchowną wstaję z usposobieniem przyjmowania wszelkich wrażeń z jednakowym spokojem, jednocząc się ciągle myślą z Bogiem. Wieczorem zwykle odczytuję żywot jednego świętego, co jest dla mnie z wielkim pożytkiem [51]". Po takim wyznaniu, a było to już prawie dwa lata po skazaniu Józefa, rodzina musiała zacząć się obawiać o jego zbytnią ascezę i oderwanie się od świata, bo w następnym swoim liście tak się tłumaczył: Chcąc wypowiedzieć Wam wszystko, co grało we mnie, (...) zaczepiłem struny, których nie powinienem był , być może ruszać i niechcący nabawiłem Was trochę niepokoju o mój umysł[52]". I tu dodał, że mógłby im przesłać nawet urzędowe świadectwo o dobrym stanie swojego umysłu, gdyż już prawie od roku pracował jako kasjer i z tego tytułu, jak napisał: „przy małej nawet nieprzytomności mógłbym w niemałe wprawić kłopoty i siebie i innych, a tych jeszcze [oczywiście kłopotów], dzięki Bogu, dotychczas nie było[53]". Ponoć jednak mylił się przy wydawaniu pieniędzy, ale zawsze na swoją niekorzyść, więc „skutek tego był taki, że musiał dokładać ze swych oszczędności[54]". Również swojej bratowej, wspomnianej już wcześniej Masi Kalinowskiej, która także musiała obawiać się o kondycję psychiczną Józefa, w taki sposób odpowiedział: „Droga Siostrzyczka uważa za przesadne moje usposobienie religijne, a jakże ja nie mam cały się oddać temu uczuciu religijnemu, które mnie w najtrudniejszych chwilach życia ratowało i przeistoczyło mnie całkiem, wskazując mi prawdziwą drogę życia. Bóg się cały nam oddał za nas, jakże mam nie poświęcić się Bogu? - Ta myśl jest teraz głównym kierownikiem moim, ona Masi wytłumaczy usposobienie moje obecne, które przy Łasce Boga, zachować mam nadzieję wiecznie[55]". To zdarza się bardzo często u wielu ludzi, że gdy zauważą, że jakiś ich krewny czy znajomy, który od pewnego czasu, nie zważając na swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, zaczyna sią coraz bardziej oddawać Bogu, wtedy natychmiast zaczynają się o niego martwić, podejrzewając, że musiał on albo postradać zmysły albo przynajmniej mieć jakieś problemy z własną osobowością. „W Usolu była (...) [wspomniana już wcześniej] kapliczka katolicka, ale nabożeństwo odprawiano bardzo rzadko, bo parafia irkucka obejmowała wówczas parę tysięcy wiorst [w Imperium Rosyjskim wiorsta była troszkę dłuższa niż 1 kilometr] i była obsłużona tylko przez dwóch księży. Stróżem kaplicy był brat Nowakowski, późniejszy świątobliwy Kapucyn, znany Krakowianom, jako ojciec Wacław z Sulgosłowa[56]", którego także żeśmy już wspominali. Kiedy przeniesiono wszystkich kapłanów z Usola do Tunki, gdzie stworzono kolonię kapłanów, między pozostałymi zesłańcami zaczęło być coraz więcej nieporozumień. Powodem ich była „różnica, i wieku i byłych stanowisk, kultury wychowania i wykształcenia [a, to] wnosi zawsze trudność współżycia, zwłaszcza na zamkniętym terenie więziennym, gdzie z konieczności jeden drugiemu przeszkadza[57]". Niemniej jednak, nigdy nie doszło do jakiegoś poważniejszego konfliktu, a to za przyczyną właśnie Józefa Kalinowskiego, który potrafił przekonać i uspokajać co bardziej nerwowych współwięźniów. Uważano go za duży autorytet a nawet, jak już wcześniej zauważono, prawie za świętego, skoro modląc się, w ułożonej przez nich Litanii, prosili Boga, takimi słowami: „Przez modły Kalinowskiego - wybaw nas Panie![58]". W maju 1868 roku car swoim ukazem, zmienił Józefowi Kalinowskiemu i wielu jego współtowarzyszom niedoli, karę katorgi na swobodne osiedlenie się na terenie guberni irkuckiej. Przestał więc być katorżnikiem i został posieleńcem, uwolnionym od robót[59]. W tym samym czasie zmarła, z powodu przeziębienia odry, jego najmłodsza siostra przyrodnia, Monika Kalinowska. W sierpniu Józef zamieszkał w Irkucku. Tu najpierw zajął się nauczaniem młodzieży, pomimo zakazu dla zesłańców uprawiania tej profesji. Opisał to również w swoich wspomnieniach: „wielu z nas znalazło w nauczaniu młodzieży szkolnej, nie zważając na ścisły zakaz, lecz na ten ostatni i sam pułkownik żandarmerii, bardzo prawy i chętny dla nas człowiek, nie zważał, podobnież i obywatele miasta , kupcy i sami nauczyciele gimnazjum dla swoich uczniów w pensjonatach do nas się uciekali[60]". Przez sporą część swojego pobytu w Irkucku mieszkał nasz bohater, na plebanii księdza Krzysztofa Szwermickiego, marianina, który zarządzał Parafią irkucką. Rano i wieczór, a także w ciężkich chwilach udawał się do kościoła parafialnego na adoracje Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie. Tak pisał: „Sionka [mała sień] oddziela mnie tylko od zakrystii. Mogę dzień i noc chronić się u stóp ołtarza przed Zbawicielem moim. Tak mi tej pociechy potrzeba było - bom rozłączony ze wszystkim, co miłuję[61]". Wtedy też zauważył, że „niemoc osobista wobec zewnętrznych okoliczności, ubezwładniając wolę, czyni ja poddaną Bogu w takiej zupełności, że każda chwila jest ciągłym polecaniem się Opatrzności[62]". Dużo pomagał księdzu w pracy na tej olbrzymiej parafii irkuckiej. Wzajemnie się wspierali łowiąc dusze dla Boga. „Współzawodniczyli ze sobą w ostrości życia i pełnieniu czynów miłosierdzia. Wszędzie szli we dwóch: »Znały ich szpitale, ochronki i szkoły - znali biedacy głodni, i grzesznicy, i najbardziej litości godni umysłowo chorzy. Stawali przy łożach śmierci, nieraz bój zacięty wiodąc z duchem ciemności, aby nie była zatracona dusza, za którą Chrystus umarł. Szli we dwóch, czy w pojedynkę, jeden drugiemu sygnalizując coraz to nową placówkę«[63]". Na plebanii uczył pan Józef również dzieci przestępców kryminalnych. Zaopiekował się także chłopcem, który popadł w melancholię. Nazywał się on Józek Wasilewski i był siostrzeńcem kleryka, brata Wacława, wspominanego już kapucyna. Pomoc Józefa, który sam a czasami wespół z klerykiem Wacławem czuwał przy chorym, okazała się bardzo skuteczna, chłopak wyzdrowiał a później wstąpił do Jezuitów. Po tych wspólnych czuwaniach podczas choroby Józefa Wasilewskiego, nasz bohater razem z bratem Wacławem, bardzo się polubili i zostali przyjaciółmi do końca swoich dni. Tu może warto, tak na marginesie dodać, że w roku 1900, ojciec Wacław udzielał ślubu Lucjanowi Rydlowi i Jadwidze Mikołajczykównie, które to wydarzenie stało się później podstawą do napisania przez Stanisława Wyspiańskiego, dramatu „Wesele". W kronice krakowskiego Czasu z listopada 1900 roku znajdujemy taką notkę: - Obrzęd ślubny znanego poety Dra Lucyana Rydla, współpracownika naszego pisma, a panną Jadwigą Mikołajczykówną, córką włościanina z Bronowic - odbył się dzisiaj o godzinie 9ej rano w kaplicy Najświętszej Maryi Panny w kościele Maryackim. Od ołtarza przemówił do państwa młodych w krótkich , ale serdecznych wyrazach O. Wacław Kapucyn, poczem udzielił ich związkowi błogosławieństwa kościelnego. Ślubowi towarzyszyło, obok grona najbliższych krewnych i przyjaciół państwa młodych, liczne grono znajomych, między którymi zauważyliśmy Eksc. Tarnowskiego, prof. Browicza, Rostafińskiego, Rosnera i wielu innych. - Jak wiadomo siostra panny młodej jest żoną głośnego malarza p. Włodzimierza Tetmajera[64]". [1]Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia 1835-1877, Kraków 2013, s.5. [2] Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski Przyjaźń i miłość w życiu św. Rafała Biografia, Poznań 2017, s. 6. [3] Tadeusz Żychiewicz, Rafał Kalinowski, Kraków 2007, s11. [4] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s.41-42. [5] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s12. [6] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s. 51. [7] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s16. [8] Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski..., s. 50. [9] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s22. [10] Tamże. [11] O. Franciszek Świątek C.Ss.R.,Świętość Kościoła w Polsce w okresie rozbiorowym i porozbiorowym, Kielce 1930, s. 190. [12] Feliks Koneczny, Święci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937, s. 596. [reprint wydawnictwa Antyk] [13] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s. 76. [14] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s. 22 - 23. [15] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-20a.php3 [16] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s.75-76. [17] Święty Rafał Kalinowski, Kartki z księgi mojego życia, oprac. Czesław Gil OCD, Kraków 2007, s. 20. [18] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s. 23. [19] Tamże, s. 28. [20] Tamże, s. 27. [21] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s.100. [22] Tamże, s.80-81. [23] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s.31. [24] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s.113. [25] Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski..., s. 82. [26] Święty Rafał Kalinowski, Kartki z księgi..., s. 40. [27] [28] Tamże. [29] Józef Kalinowski, Listy, T.I, cz. I 1856-1872, Lublin 1978, s. 103. [30] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s.44. [31] O. Franciszek Świątek C.Ss.R., Świętość Kościoła...s. 192. [32] Święty Rafał Kalinowski, Kartki z księgi..., s.42 - 43. [33] Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski..., s. 103. [34] Ks. Wacław Nowakowski, Wilia w Usolu na Syberyi 1865 roku, Kraków 1894, s. 5. Dost. w int. na str.: https://polona.pl/item/wilia-w-usolu-na-syberyi-1865-roku,ODk3NjQ4NjM/2/#info:metadata [35] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s.49. [36] Ks. dr A. Marchewka, Ks. dr K. Wilk, dr C. Wilczyński, Gwiazdy katolickiej Polski żywoty wielkich sług Bożych, Tom II, Mikołów 1938, s. 175. [37] Teresa Lubińska, Życiorys W.O. Rafała od św. Józefa (Kalinowskiego) Karmelity Bosego, Kraków 1932, s. 48-49. [38] Józef Kalinowski, Listy, T.I, cz. I 1856-1872, Lublin 1978, s. 111-112. [39] Tamże, s. 134. [40] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s .53. [41] Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski..., s. 115. [42] Teresa Lubińska, Życiorys W.O. Rafała od św. Józefa (Kalinowskiego) Karmelity Bosego, Kraków 1932, s. 65. [43] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s.161. [44] Tadeusz Żychiewicz, Rafał..., s. 54. [45] Józef Kalinowski, Listy, T.I, cz. I 1856-1872, Lublin 1978, s. 162-163. [46]Ks. Wacław Nowakowski, Wilia w Usolu na Syberyi 1865 roku, Kraków 1894, s. 5. Dost. w int. na str.: https://polona.pl/item/wilia-w-usolu-na-syberyi-1865-roku,ODk3NjQ4NjM/2/#info:metadata [47] Ks. Wacław Nowakowski, Wilia w Usolu na Syberyi 1865 roku, Kraków 1894, s. 9-10. Dost. w int. na str.: https://polona.pl/item/wilia-w-usolu-na-syberyi-1865-roku,ODk3NjQ4NjM/2/#info:metadata [48] Józef Kalinowski, Listy, T.I, cz. I 1856-1872, Lublin 1978, s. 162-163. [49] Tamże, s. 173. [50] Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski..., s. 122. [51] Tamże, s. 177. [52] Tamże, s. 183. [53] Tamże. [54] Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski..., s. 120. [55] Józef Kalinowski, Listy, T.I, cz. I ..., s. 186-187. [56] Teresa Lubińska, Życiorys W.O. Rafała..., s. 73. [57] Tamże. [58] Helena Romer-Ochenkowska, Rycerz Chrystusowy Więzień, wygnaniec i zakonnik, Wilno 1931, s. 13. dost. w intern. https://polona.pl/item/rycerz-chrystusowy-jozef-kalinowski-wiezien-wygnaniec-i-zakonnik,NzI1NTQxODY/0/#info:metadata [59] Józef Kalinowski, Listy, T.I, cz. I ..., s. 245. [60] Święty Rafał Kalinowski, Wspomnienia..., s.174. [61] Teresa Lubińska, Życiorys W.O. Rafała..., s. 89. [62] Józef Kalinowski, Listy, T.I, cz. I ..., s. 297. [63] Ks. dr A. Marchewka, Ks. dr K. Wilk, dr C. Wilczyński, Gwiazdy katolickiej..., s. 176. [64]„Czas" nr 284 Kraków wydanie wieczorne z wtorku 20 listopada 1900 roku . dost w int. str. : http://mbc.malopolska.pl/dlibra/publication?id=38500&tab=3 Powrót |