Błogosławiony Edmund Bojanowski cz. I Edmund Bojanowski[1] Tej nocy w naszej pielgrzymce towarzyszyć nam będzie błogosławiony Edmund Bojanowski, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako świętego apostoła ludu. Edmund Bojanowski urodził się 14 listopada 1814 roku we wsi Grabonóg, położonej około trzech kilometrów od Gostynia, w ówczesnym Wielkim Księstwie Poznańskim. Rodzicami jego byli, Walenty, pochodzący ze zubożałej ziemiańskiej szlachty, herbu Junosza i Teresa z Umińskich, herbu Cholewa. Matka była wdową po Wincentym Wilkońskim i miała z tego małżeństwa syna Teofila. Była siostrą znanego z wojen napoleońskich i z powstania listopadowego generała Jana Nepomucena Umińskiego. Jako ciekawostkę można podać, że w znanym wierszu Adama Mickiewicza Reduta Ordona adiutantem, który opowiada nam o walce żołnierzy polskich pod wodzą Ordona, jest adiutant właśnie generała Umińskiego a i sam Jenerał w kilku wersach jest wymieniony, posłuchajmy: Pociemniało mi w oczach - a gdym łzy ocierał, Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał. On przez lunetę wspartą na moim ramieniu Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu. Na koniec rzekł; Stracona. - Spod lunety jego Wymknęło się łez kilka, - rzekł do mnie: Kolego, Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale, Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest? - Jenerale, Czy go znam? - Tam stał zawsze, to działo kierował. Warto jeszcze, zwłaszcza dzisiaj przypomnieć sobie zakończenie tego utworu: Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze. Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze, Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona Obleją, jak Moskale redutę Ordona - Karząc plemię zwycięzców zbrodniami zatrute, Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę. Grabonóg był wsią należącą do parafii Strzelce Wielkie i w tamtejszym kościele, 20 listopada nasz bohater „przyjął sakrament chrztu świętego, którego udzielił mu proboszcz parafii - ksiądz Jakub Ostrowski. Rodzicami chrzestnymi byli dziadkowie - Wojciech Bojanowski ze swą żoną Apolonią z Kęszyckich. Dziecku nadano imiona: Edmund Stanisław Wojciech[2]". Edmund jest to „imię germańskie, złożone: ed- 'majątek, dziedzictwo', - mund 'opieka'. Edmund zatem to 'opiekun dziedzicznej posiadłości'. W Polsce imię poświadczone zostało w Kodeksie Małopolskim w roku 1365 (frater Edmundus, prior Andreoviensis - brat Edmund, przeor klasztoru w Jędrzejowie...) Święci, którzy w dziejach chrześcijańskich pojawili się pod tym imieniem, nie są zbyt liczni (około siedmiu) i reprezentują właściwie jeden tylko region geograficzny - Wyspy Brytyjskie[3]". Nasz bohater jako dziecko był wątły i niezbyt zdrowy. W wieku czterech lat ciężko zachorował i właściwie był bliski śmierci. Lekarze, uznawszy jego stan za beznadziejny, nie dawali już dziecku nawet małych szans na przeżycie, a gdy na przyłożonym do jego ust zwierciadle nie zauważono nawet śladu oddechu, wtedy domownicy zaczęli przygotowania „do złożenia ciała w trumnie. Oszalały z bólu ojciec (...) »przesiedział całą noc na grobli między stawami i dopiero Anioł Pański wyrwał go z odrętwienia«[4]". W Kronikach Świętogórskich znajduje się opisany przez samego Edmunda Bojanowskiego fakt jego uzdrowienia, posłuchajmy: „Natenczas w żalu nieutulona matka, z osobliwą jeszcze w ufności klęka i gorące zanosi modły do Matki Boskiej Gostyńskiej o wskrzeszenie gasnącego dziecięcia; - aż omdlewająca i zalana łzami, widzi naraz przed sobą, jakoby wznoszącą się w górze postać Najświętszej Bogarodzicy, w tym samym kształcie, jak cudowna figura Gostyńska i trzymającą obiema rękoma dzieciątko w bieli ubrane, które zdawała się spuszczać, ku klęczącej matce. Ta na ten widok uszczęśliwiona matka wydaje głośny okrzyk radości, wyciągała ręce do góry, jak gdyby z łona Najświętszej Panny swe ukochane dziecię odebrać chciała. - Wtem znikło widzenie. Matka porywa się z modlitwy, biegnie do drugiego pokoju, gdzie konające dziecię leżało - i zastaje je jakby ze snu obudzone i wesoło ku matce spoglądające. - Od tej chwili tak nagle przybywało zdrowia dziecięciu, że w kilka dni powstało ze śmiertelnego łoża[5]". Matka, z wielkiego szczęścia za cudowne uzdrowienie dziecka, ufundowała jako votum dziękczynne dla kościoła, wykonane ze srebra „Oko Opatrzności Bożej". Złożyła je w bocznym ołtarzu, u stóp figury Matki Bożej Bolesnej. Pieta Świętogórska Jednak zdrowie Edmunda było prawie przez całe życie bardzo delikatne, miał kłopoty z płucami i niestety, będąc często schorowanym nie mógł w pełni realizować swoich zamierzeń. Kościół był w tym czasie pod opieką księży filipinów. Filipini, inaczej zwani oratorianami, to stowarzyszenie księży katolickich założone przez świętego Filipa Neri. Ich pełna nazwa to Kongregacji Oratorium Świętego Filipa Neri. W roku 1876 nastąpiła decyzją rządu pruskiego kasata zakonu trwająca aż do roku 1919. „Czasy kasaty były okresem dla Sanktuarium bardzo trudnym - kościół bywał zamknięty, zamieniony na magazyn[6]". Później pełnili posługi w nim księża diecezjalni. Rok po odzyskaniu niepodległości przez Polskę Kongregacja zaczęła odzyskiwać swoje klasztory. W tym czasie oratorianie wrócili również do kościoła Świętogórskiego, gdzie posługują do dzisiaj. W roku 1826 Bojanowscy przenieśli się do miejscowości Płaczkowo około 20 kilometrów od Rawicza. Cała rodzina była bardzo religijna a także starannie pielęgnowała tradycje patriotyczne. „Ojciec Edmunda - Walenty Bojanowski, jego przyrodni brat Teofil Wilkoński oraz brat matki - generał Nepomucen Umiński, [o którym już wspominano] byli uczestnikami powstania listopadowego, a ojciec za obronę twierdzy Modlin został odznaczony krzyżem zasługi[7]". W dzieciństwie Edmund nie chodził do szkoły, natomiast pobierał nauki w domu, gdzie uczyła go najpierw matka a później starszy, przyrodni brat Teofil Wilkoński. Niestety, nie zachowały się dokumenty o pierwszej Komunii Świętej naszego bohatera. Jednakże o bierzmowaniu Edmunda wiemy z jego dziennika, w którym pod datą 7 kwietnia 1853 roku, znajdujemy opis kilku spotkań z biskupem Janem Kantym Dąbrowskim, między innymi w miejscowości Krobia, gdzie biskup udzielał sakramentu bierzmowania. Zdanie kończące opis wydarzeń z tego dnia, tak brzmiało: „z rąk tego czcigodnego biskupa i ja dawniej tenże sakrament święty otrzymałem[8]". Ale jak zauważyła siostra Manfreda Kornacka, musiało to nastąpić dosyć późno, gdyż „ks. Jan Dąbrowski sakrę biskupią otrzymał w 1843 roku[9]", a więc wtedy, gdy Edmund Bojanowski miał już 29 lat. Kiedy był jeszcze w wieku gimnazjalnym jego edukacją zajęli się nauczyciele prywatni „a główny kierunek jego naukom nadawał ks. Jan [Jakub] Siwicki (...) gorliwy kapłan i gorący patriota, [który] (...) wywarł duży wpływ na kształtowanie się duchowe i umysłowe dorastającego Edmunda[10]". Potrafił on „umiejętnie (...) rozbudzić zamiłowanie do systematycznych, wnikliwych studiów samodzielnych[11]". Ksiądz Siwicki uważał Bojanowskiego za swojego przyjaciela, i jak sam przyznał pół żartem pół serio, miał być tym, który młodego Edmunda „być mądrym ośmielił[12]". To on, w tym czasie podsuwał mu bohaterów oraz lekturę, która według tego księdza była dla niedojrzałego jeszcze umysłu najlepsza. Wtedy też, nasz młody bohater zaczął pasjonować się historią Polski oraz wykreowanymi w dobie oświecenia bohaterami narodowymi. Między innymi: „zbierał (...) różne wiadomości o życiu i czynach Kościuszki, Kołłątaja, Krasickiego. Zamierzał nawet wydać żywoty sławnych ludzi w Polsce...[13]". W tym też czasie nasz bohater korespondował z różnymi ludźmi, między innymi z powieściopisarzem i poetą a w czasach insurekcji adiutantem Tadeusza Kościuszki: „Julianem Ursynem Niemcewiczem, zachęcającym go do pielęgnowania języka ojczystego i pamiątek przeszłości[14]". W liście od księdza Kazimierza Lerskiego z 15 listopada roku 1830, który skierował on do Edmunda czytamy: „Cieszę się bardzo, że swój literacki zawód rozpoczynasz przez korespondencję z tak wielkimi mężami, jakim jest Niemcewicz. Trzymaj się tego chwalebnego planu i dalej, bo tylko przezeń trafisz najpewniej do zamierzonego celu - stać się uczonym i literatem[15]". Jak dziś wiemy, w zamyśle Boga ten zamierzony cel dla Edmunda Bojanowskiego okazał się zupełnie inny. Tu warto wspomnieć jeszcze parę słów o księdzu Lerskim, który był bardzo uczciwym i skromnym duchownym, a który pod koniec swego życia stał się prawdziwym bohaterem, gdyż „za odmowę dania świadectwa przeciwko księdzu arcybiskupowi Marcinowi Duninowi w związku z jego sporem z rządem na temat małżeństw mieszanych, Lerskiego osadzono w więzieniu[16]". W tym konflikcie chodziło o to, że Prusy jako państwo protestanckie nakazywały wychowywanie dzieci w małżeństwach mieszanych, czyli katolicko -protestanckich, w religii ojca. A to było „niekorzystne w prowincjach katolickich, ze względu na liczny napływ na te tereny urzędników pruskich. (...) Władze pruskie nakazywały także księżom błogosławienie małżeństw mieszanych niezgodnie z prawem kanonicznym [ostatecznie] udało się arcybiskupowi uzyskać zgodę Prus na nieprzymuszanie księży do błogosławienia małżeństw mieszanych wbrew prawu kościelnemu i własnemu sumieniu[17]". Pod koniec listopada roku 1830, kiedy Edmund miał szesnaście lat wybuchło powstanie listopadowe. Jednakże jego młody wiek jak i nad wyraz wątłe zdrowie nie pozwoliło mu na uczestnictwo w tej rewolucyjnej walce. Po klęsce powstania majątek w Płaczkowie został skonfiskowany przez zaborcę. W tym czasie państwa zaborcze współpracowały ze sobą, więc ci mieszkańcy Księstwa Poznańskiego, którzy wzięli udział w powstaniu byli poddawani represji ze strony niemieckich władz. Edmund bardzo przeżył upadek powstania, ale po jakimś czasie doszedł do wniosku, że „walka zbrojna nie jest jedynym sposobem służenia sprawie polskiej[18]". Wtedy też, „zdecydował raz na zawsze stanąć w szeregu tych, którzy służyć będą Ojczyźnie nie w ogniu walk powstańczych i zrywów wolnościowych, lecz w pracy na co dzień, w poświęceniu jej swych sił, zdolności i majątku[19]". Na postawę ideową młodego chłopca na pewno jakiś wpływ miał również „jego bezpośredni kontakt z Adamem Mickiewiczem, który gościł we wrześniu 1831 roku u wuja Edmunda - Kaliksta Bojanowskiego w sąsiednich Krzekotowicach[20]". Gdy nasz bohater miał osiemnaście lat zamieszkał we Wrocławiu. Tam uzupełniał swoje średnie wykształcenie a także rozpoczął studia na Uniwersytecie Wrocławskim. Na początku został wolnym słuchaczem, tak zwanym hospitantem, więc mógł „poświęcić dużo czasu studiom samodzielnym (...) W następnych latach, już jako student immatrykulowany wydziału nauk filozoficznych, chłonął ideologię modnego wówczas słowianofilstwa[21]", a więc kierunku, który propagował polityczne i kulturalne zjednoczenie Słowian z wiodącą rolą Polski. Całe „uniwersyteckie środowisko wrocławskie pogłębiało w Bojanowskim miłość tego, co polskie[22]". Dlatego też, Edmund został członkiem grupy ludzi, która w przyszłości weszła w skład Towarzystwa Literacko - Słowiańskiego, którego nazwa „była w dużym stopniu obliczona na zmylenie władz pruskich i cenzury[23]". Całą tą grupą młodych Polaków, a po roku 1836 oficjalnie już założonym przez siebie Towarzystwem, opiekował się profesor Jan Ewangelista Purkinie, z pochodzenia Czech. To on „z ramienia Uniwersytetu, inspirował poczynania jego członków, nadawał im kierunek[24]". Nie dziwi więc to, że nasz bohater przetłumaczył Pieśni serbskie, które poprzedzone jego obszernym wstępem o dziejach Serbii, zostały wydrukowane w roczniku literackim o nazwie „Marzanna", którego sama pogańska nazwa „nawiązuje już do starych słowiańskich wierzeń[25]". Jeszcze w roku 1833 jako pierwszy przetłumaczył na nasz język, wydany dwa lata później, poemat Lorda Byrona zatytułowany Manfred. Ksiądz Siwicki, kiedy przeczytał to tłumaczenie, starał się przekonać Edmunda, że marnuje on swój talent dla rzeczy mało istotnych a powinien zwrócić swe „uczone pióro do celów daleko ważniejszych[26]". Chciał go również namówić do tego, by został poetą, a może nawet wieszczem uświadamiającym swój naród i tak o tym, w swoim liście do naszego bohatera napisał: „Bitwy Grochowska i Ostrołęcka aż nadto nastręczają Ci materiałów do przedsięwzięcia jakiej ważnej podróży - do nieśmiertelności. Dał Ci dobry Bóg talent, umiej go użyć w początkach....(...) ...bądź przede wszystkim Polakiem i katolikiem, nie zaniedbuj obok cudzoziemszczyzny czytać to, co nas robi poszanowania godnymi w świecie politycznym - poświęcenie bez granic dla wolności wielkiej części narodu. Potrzeba Ci się z tym obeznać gruntownie przed czasem, bo jak przyjdzie czytanie rewolucji polskiej, uzbrój się w wiadomości i charakter, żeby prostować opinię, a to będzie dopiero wielka praca dążąca do celu, u którego ja Cię zawsze mieć chciałem[27]". Sam Edmund Bojanowski, mając już ponad czterdzieści lat, w liście do Romana Moraczewskiego tak ocenił swoją młodzieńczą działalność literacką: „Że w młodości pochopnej do pisania wierszy, rzuciłem się zbyt śmiało i niebacznie na tłumaczenie Byrona i co gorsza, że tę niedołężną robotę na widok publiczny wydałem, to chyba posłużyć by mogło tylko za przestrogę dla młodzieży, aby podobnego junactwa literackiego unikała. Winę tę młodości mojej gorzko już odżałowałem[28]". Edmund Bojanowski w czasie studiów „słuchał wykładów historii nowożytnej XVIII i XIX wieku, historii Niemiec, historii literatury nowożytnej oraz teorii światła i ciepła[29]". Te ostatnie prowadził profesor Pohl, którego córka Maria zawładnęła młodzieńczym sercem Edmunda. „Jej »postać, gracja i niezwykły wyraz twarzy« ściągały jego wzrok. Zachwycał się jej pięknem, zdolnościami, dobrocią, gospodarnością, stosunkiem do schorowanego ojca. Obserwował podczas koncertów muzycznych podziwiając jej przejęcie się muzyką[30]". Trudno powiedzieć, czy nasz bohater miał okazję poznać osobiście, tę piękną dziewczynę, która unikała raczej towarzystwa, czy też tylko z oddali darzył ją swoim uczuciem. Wiadomym jest to, że Edmund „po 20 latach żywo ją jeszcze wspominał (...) z radością dowiedział się, że Maria przeszła z protestantyzmu na katolicyzm, mimo że sprawiła tym ból ukochanemu ojcu[31]". Ale przed swoją śmiercią również i ojciec dzięki niej zdążył się nawrócić. Tak to opisał w swoim Dzienniku nasz bohater: „Ojciec kochał w niej najlepszą córkę i uwielbiał ideał poświęcenia. (...) [Niedaremne[32]] były usiłowania jej, aby i jego nawrócić. Czuł się zupełnie już ku temu skłonnym. Ale w zbliżających się chwilach śmierci utracił mowę, całował tylko ustawicznie wizerunek Zbawiciela i podając ręce córce i kapłanom katolickim (...), którzy śmiertelne jego łoże otaczali, oddał Bogu ducha skruszonego i nawróconego. (...) Po śmierci ojca, Maria (...) została Siostrą Miłosierdzia w Poznaniu. (...) Nie umiem wyrazić, jak mi ta wiadomość była miła, ale teraz pojmuję ów wewnętrzny pociąg ducha, który ku niej miałem i który mi za każdym na nią spojrzeniem powiadał tajemniczo o jakimś wyższym tej dziewicy powołaniu![33]". W trakcie wrocławskich studiów, bardzo bolesną tragedią dla Edmunda była śmierć matki, która „zmarła 30 sierpnia 1834 roku i pochowana została w podziemiach kościoła świętogórskiego. Edmund przebywał przy umierającej matce aż do jej zgonu[34]". Półtora roku później, 23 marca 1836 roku zmarł mu ojciec, z którym nie utrzymywał aż tak zażyłych stosunków jak z matką, ale jednak sama śmierć ojca była dla niego również ciężkim przeżyciem. Ojciec po powstaniu, kiedy zabrano majątek w Płaczkowie żył trochę hulaszczo...(?) 18 maja 1836 roku Edmund przeniósł się do Berlina i został słuchaczem tamtejszego Uniwersytetu na wydziale filozoficznym. Tu słuchał wykładów „z psychologii, estetyki, historii sztuki, metafizyki, logiki, poezji Goethego i Schilera, historii dawnej i nowej muzyki[35]". W tym czasie pisywał artykuły do pism takich jak, „Przyjaciel Ludu" czy noworocznik redagowanego przez (?)...o nazwie „Melitele". Niestety ciężka choroba płuc nie pozwoliła Edmundowi dokończyć studiów, ponieważ został on zmuszony przez lekarzy do wyjazdu na kurację w uzdrowisku Rejnerz czyli w naszych obecnych Dusznikach. Po kuracji zamieszkał u swojego przyrodniego brata Teofila Wilkońskiego, który opiekował się pozostałym rodzinnym majątkiem w Grabonogu. Mimo słabego zdrowia działał aktywnie w środowisku patriotów skupionych przy Kasynie Gostyńskim. Ta legalnie działająca organizacja miała oficjalnie, umieszczone w swoim statucie „cele towarzyskie. W rzeczywistości głównym (...) [jej] celem była obrona tradycji narodowych, działalność oświatowa i społeczna wśród ludu polskiego[36]". W roku 1843 Edmund Bojanowski został kierownikiem literackim tegoż Kasyna i wtedy zaczął, próbując zwalczyć wtórny analfabetyzm u mieszkańców pobliskich wsi, zakładać tam, tak zwane czytelnie dla ludu. Od marca tego roku, jak napisał w liście do swojego przyjaciela Jana Koźmiana , kiedy „to projekt w [leszczyńskim] Przyjacielu Ludu wydrukowanym został, zaczęliśmy natychmiast wprowadzać go w życie. Dotąd udało się nam piętnaście już czytelni takich założyć[37]". Ponieważ list ten wydrukowano w dniu 1 lipca więc łatwo obliczyć, że te czytelnie powstały w niecałe trzy miesiące. W tym też czasie, na jedno z posiedzeń Kasyna, zaproszono znanego wówczas filozofa Augusta Cieszkowskiego, który przybliżył zebranym temat ochronek wiejskich, który opisał w jednej ze swoich publikacji. Temat ten bardzo zainteresował naszego bohatera, który już w roku 1844 wraz ze swoim kolegą z czasów studiów, (w tym czasie już lekarzem) Ludwikiem Gąsiorowskim „założył w Poznaniu pierwszą ochronkę miejską. W następnym roku założył podobną ochronkę miejską w Gostyniu, dla której opracował Ustawy Domu Ochrony. Przy tej ochronce powstała tak zwana Opieka Elementarna, instytucja społeczna, której zadaniem było sprawowanie opieki nad stanem moralnym i postępami w nauce dzieci przechodzących z ochronki do szkoły[38]". Jak widzimy, Edmund Bojanowski zaczął od współtworzenia ochronek miejskich, ale mimo tego, że pochodził z ziemiaństwa, (a może właśnie dlatego), to jednak pamiętał i „interesował się on także losem dzieci ubogich wieśniaków i wyrobników wiejskich. Ich rodzice pochłonięci całodzienną pracą, pozostawiali je często bez opieki, zaniedbane i niedożywione[39]". Ale, aby nasz bohater mógł choć trochę ulżyć tym ludziom, musiało upłynąć jeszcze kilka lat. W tym czasie, w miarę swoich możliwości, starał się udzielać pomocy przy zdobywaniu środków na utrzymanie tych już założonych ochronek miejskich. Równocześnie cały czas aktywnie uczestniczył w działalności Gostyńskiego Kasyna, niestety w lutym 1846 roku władze pruskie przerwały tę działalność, gdyż „obawiając się odradzania polskości, wydały (...) nakaz rozwiązania tej instytucji[40]". Ale nie był to koniec działalności Edmunda Bojanowskiego, gdyż nasz niestrudzony bohater działał wtedy także w założonym Towarzystwie Pomocy Naukowej , którego celem było umożliwienie ubogiej młodzieży zdobycia wykształcenia[41]". Jak już wspomniano, nie był mu obojętny los mieszkańców wsi i ich dzieci. Dlatego też, „jako członek Towarzystwa Pomocy Naukowej wyszukiwał ubogich a zdolnych chłopców i przedstawiał ich komitetowi jako kandydatów do konwiktu [rodzaj internatu]. Komitety Towarzystwa tworzyły bowiem konwikty przygotowujące chłopców do gimnazjum[42]". Bojanowski opiekował się również takim konwiktem w Gostyniu. Dodatkowo jeszcze, dla umocnienia polskiej tradycji na Śląsku prowadził korespondencję z polskim poetą i publicystą oraz działaczem walczącym z germanizacją, Józefem Lompą. „Powodowany miłością ku wszystkiemu co polskie, podejmował również poszukiwania folklorystyczne, gromadząc materiały o wartości literackiej i wychowawczej[43]". Na wiosnę w roku 1848 wybuchło kolejne powstanie, które nazwano Powstaniem Poznańskim lub Wielkopolskim, a które było częścią ogólnopolskiego powstania narodowego w czasie europejskiej Wiosny Ludów. Po jego klęsce, nie mając szans w walce zbrojnej, aby rozładować napięcie porewolucyjne, z inicjatywy Augustyna Cieszkowskiego, utworzono Ligę Narodową Polską, której „zadaniem stała się obrona praw narodu na drodze legalnej- rozwijanie oświaty narodowej (...) [oraz] polepszenie bytu materialnego[44]" a przede wszystkim głoszenie idei solidarności społecznej. Liga była popierana przez Arcybiskupa Leona Przyłuskiego, który nawet nakazał księżom przyłączanie się do niej. Księża, wykorzystywali z dużym zaangażowaniem struktury Ligi, do szerzenia wśród ludu abstynencji alkoholowej. Jednym z głównych ideologów Ligi został prawnik i dziennikarz a zarazem przyjaciel Edmunda Bojanowskiego, wspomniany już Jan Koźmian. To on „wymyślił i spopularyzował termin »praca organiczna«[45]". Bojanowski był aktywnym członkiem Ligi Polskiej, która działała legalnie do kwietnia 1850 roku, kiedy to rząd pruski zakazał jej dalszej działalności. Dwa lata wcześniej w lecie roku 1848, do Wielkopolski dotarła epidemia cholery, która utrzymywała się dość długo, i w roku 1949 bardzo mocno dotknęła Gostyń. Nasz bohater natychmiast zaczął szukać miejsca, które można by było wykorzystać do opieki nad sierotami po ofiarach cholery Idealnym miejscem okazały się opuszczone pomieszczenia po zlikwidowanym Kasynie Gostyńskim. Bojanowski wprowadził tam osoby chore oraz rekonwalescentów a także ubogie i pozbawione opieki dzieci. Dom nazwał Instytutem a opiekę nad chorymi powierzył Siostrom Miłosierdzia, czyli znanym nam szarytkom, które sam sprowadził z Poznania. Tu utworzył dla nich „dom (...) połączony (...) ze szpitalem oraz sierocińcem[46]". Siostry miały zająć się opieką i wychowaniem bezdomnych sierot i dzieci chorych a także, w późniejszym czasie pracą parafialną i charytatywną. Bojanowski, jako główny opiekun, często odwiedzał chorych, pocieszał ich i dbał o opiekę duszpasterską dla swoich podopiecznych, sprowadzając kapłanów do udzielania Sakramentów Świętych. „W Instytucie urządził kaplicę i dbał o to, by codziennie odprawiała się w niej Msza święta [i] by uroczyście obchodzono święta kościelne[47]". Oczywiście starał się również o fundusze na utrzymanie tych wszystkich poczynań. „Ocenę działalności Bojanowskiego w pierwszym okresie istnienia Instytutu znajdujemy w liście Jana Koźmiana do księdza Kajsiewicza: »Zakład Sióstr w Gostyniu (ochronka, szkółka dziewcząt i szpital) ślicznie idzie. Panuje tam wzorowy porządek. [...] Wielką pomocą dla sióstr jest Edmund Bojanowski, człowiek rzadkiego poświęcenia, który dzieci sam uczy«[48]". Jednak z powodu zbyt małej liczby sióstr, oraz pewnych konfliktów między nimi a także i z samym Bojanowskim, wynikła potrzeba by znaleźć jeszcze dodatkowo kobiety, które by same nauczyły się takiej opieki i jednocześnie mogłyby pomagać siostrom w tej pracy. Bojanowski miał już własną koncepcję tworzenia, oprócz istniejących ochronek miejskich, nie znanych jeszcze na wsiach ochronek wiejskich. Miały one zastępować dom dzieciom pozbawionym opieki, miały je chronić przed zepsuciem i wychowywać je. „Miały być strażnicami rodzimej tradycji, rodzimej prostoty i narodowych obyczajów[49]". Bardziej szczegółowe powody powstania tych ochronek usłyszymy troszkę później. 3 maja 1850 roku, „w miejscowości Podrzecze, niedaleko Gostynia, Edmund Bojanowski otworzył [pierwszą wiejską] ochronkę. Do jej prowadzenia zebrała się grupa dziewcząt, które chciały poświęcić się pracy jako opiekunki. (...) Prawdopodobnie nikt nie przypuszczał , że w przyszłości na bazie tego dzieła powstanie nowe zgromadzenie zakonne[50]". Ale właśnie tę datę przyjęto jako początek Zgromadzenia Służebniczek Maryi, gdyż wtedy okazało się, że „misja ochronek wymagała trwałej wspólnoty[51]". Musiało jednak minąć jeszcze pięć lat, by w roku1855 Edmund Bojanowski już bez żadnych wątpliwości zaczął dążyć do stworzenia tego nowego zgromadzenia. Miał wtedy pod swoją opieką, jak pisał o tym do swojego przyjaciela Jana Koźmiana : „dwanaście Ochroniarek, ale nadto kilkanaście aspirantek, z których już niektóre wynurzały się przede mną z gorącym pragnieniem, aby mogły przedstawić się księdzu biskupowi i otrzymać od niego błogosławieństwo[52]". W tym liście Bojanowski prosił swojego przyjaciela aby namówił biskupa do przyjazdu do domu sióstr w Gostyniu, gdzie chciał przedstawić biskupowi Ochroniarki. Już rok wcześniej skierował on swoje Ochroniarki „na rekolekcje, polecając im na zakończenie włożyć jednakowe błękitne suknie. Kolor sukni i biała sztywna chustka upięta na kształt welonu były stylizacją stroju Niepokalanej[53]". Edmund Bojanowski poprosił również o pomoc w stworzeniu reguły dla swojego zgromadzenia znanego kaznodzieję księdza Piotra Semenenkę, współzałożyciela i dwukrotnego generała Zmartwychwstańców oraz księdza Hieronima Kajsiewicza również współzałożyciela tego zakonu,. Ksiądz Piotr Semenenko, w jednym z listów do Jana Koźmiana kładł wielki nacisk „na częstą Komunię świętą [przyszłych] sióstr, co wówczas stanowiło jeszcze nowość: »Wprawdzie tygodniowa Komunia święta« [jak pisał] może napotka na pewne trudności ale trzeba się tego punktu mocno trzymać. Na miłość Boga zaklinamy Szanownego Założyciela, żeby na nic nie zważał, niczego się nie lękał i ten punkt jako kamień węgielny całego dzieła swego niezachwianie utrzymywał; to jedno zapewni udanie się i pomyślność całego dzieła. O, jak nam miło myśleć, że Służebniczki Bogarodzicy będą tą bramą, przez którą wejdzie do naszego kraju, pomiędzy pospolitych ludzi, częste przystępowanie do Stołu Pańskiego«[54]". Na te słowa księdza Semenenki powoływał się Bojanowski wtedy, gdy był „wywierany nań nacisk, by służebniczki chodziły co dwa tygodnie do spowiedzi, a nie co tydzień[55]". Gdy otrzymał opracowaną przez księży zmartwychwstańców Regułę Służebniczek Bogarodzicy[56], napisał list do niezbyt przychylnie nastawionego, do pomysłu powstania Zgromadzenia Ochroniarek, arcybiskupa poznańskiego Leona Przyłuskiego, w którym dokładnie wyjaśniał potrzebę powstawania i utrzymywania ochronek, a więc posłuchajmy: „Od kilku lat zajmowała mię myśl urządzenia ochronek wiejskich pod dozorem dziewcząt wiejskich. Miałem na względzie raz: korzyść małych dzieci wystawionych po wsiach przez zaniedbanie lub nieświadomość rodziców na zepsucie przedwczesne, po wtóre: uświęcenie kobiet wiejskich, a przez to wpływ na podniesienie i moralizowanie ludu wiejskiego. (...) Otworzyłem we wsi Podrzeczu [pierwszą wiejską] ochronkę. Zbierając w jedno trzy młode dziewczęta, miałem na względzie aby połączyć pracę ręczną z dobroczynnością już to dlatego, żeby dziewczęta poświęcające się prowadzeniu ochronek utrzymywały się w jędrności moralnej, jaką tylko pracowitość daje, już żeby w pracy ich znaleźć do pewnego stopnia środki utrzymania ochronek. Powoli znalazło się nieco więcej dziewcząt, które przysposobione przy tamtych, wprawiły się do prowadzenia ochronek. Zaczem założona została (...) druga ochronka w Kopaszewie, (...) trzecia w Turwi, a (...) czwarta w Rombiniu. Obecnie jest więc cztery ochronki i dwanaście dziewcząt. Rozwijając się myśl cała musiała przyjąć kształty wyraźne, a że w takim razie najpewniejsza jest droga tradycji kościelnej, starałem się nadać jej podobny charakter. Dziewczęta te zajmują się z kolei dozorem dzieci tak, że jedna zostaje w domu, a dwie inne idą do roboty, jaką im ich zwierzchność wyznaczy, od żadnej pracy nie wyłączając się. Pobierają zasługi i dostają żywność, tak jak zwyczajne dziewki dworskie. Odbywały one kilkakrotnie ćwiczenia duchowne pod przewodnictwem księży: Rogowskiego - misjonarza i Baczyńskiego - jezuity. Przystępowały także i przystępują często do św. Sakramentów. Dotąd związane są prostą trzyletnią obietnicą, a od czasu jak Jaśnie Oświecony Pan, do którego idąc za przepisem kościelnym, udałem się o tymczasowe upoważnienie, raczyłeś mi takowego udzielić, obserwują Regułę, którą tu przyłączam, a którą Wielebni Ojcowie Kajsiewicz i Semenenko z odwołaniem się do osób doświadczonych w Rzymie ułożyli. Jak Jaśnie Oświecony Pan łatwo zobaczysz, Reguła ta jak najdobitniej nowy Instytut władzy diecezjalnej poddaje. Cośkolwiek bądź, rzecz cała nie miałaby podstawy ani przyszłości, bez pewnych niezbędnych warunków. Chodzi mianowicie o śluby trzyletnie, które by zabezpieczyły dziewczęta poświęcające się na służbę Bożą w Ochronkach od pokus i nagabywań zwyczajnych na wsiach. Śluby te nie mogą być krótsze, boby inaczej myśl dziewcząt była ciągle na zamążpójście zwrócona. Udaję się zatem z pokorną prośbą do Jaśnie Oświeconego Pana, abyś raczył upoważnić duchownych Archidiecezji do przyjmowania od Służebniczek Najśw. Panny ślubów trzyletnich[57]". Jak widać, (te słowa oraz powoływanie się na Tradycję kościelną, świadczą o tym, że) Błogosławionemu Edmundowi bardzo zależało aby przekonać arcybiskupa do tego, by przyjął to Zgromadzenie i włączył je we wspólnotę z Kościołem katolickim. Warto zauważyć, że już wcześniej jeszcze, przed napisaniem tego listu, Edmund Bojanowski „na audiencji w dniu 22 sierpnia 1855 roku u arcybiskupa poznańskiego Leona Przyłuskiego uzyskał tymczasowe upoważnienie do przestrzegania reguły i arcypasterskie błogosławieństwo dla swego dzieła; u biskupa pomocniczego Stefanowicza natomiast opiekę duchowną nad służebniczkami[58]". Niemniej jednak, arcybiskup poprosił o opinię kommendarza ( czyli księdza, który był dany na probostwo tylko na czasową komendę , nie instalowany kanonicznie) w Dubinie ks. Klajnera. Ten „w swej odpowiedzi stwierdził wprawdzie, że »Instytut Służebniczek Bogarodzicy ma wzniosłą dążność, ma nawet coś poetycznego w sobie pod względem poświęcenia; gdyby się dał rozkrzewić, byłoby to coś pożądanego, bo i panowie mieliby z[e] Służebniczek Bogarodzicy pilne robotnice i wieś miałaby przykład z pobożnych dziewcząt, dzieci w ochronkach opiekę, a one same udoskonaliłyby się wykonywaniem cnót podjętych«. Jednak z powodu braku podstaw materialnych nie widział dla zgromadzenia przyszłości[59]". I w tej opinii wymienił wiele powodów aby arcybiskup odłożył pomysł zatwierdzenia reguły służebniczek, radził również żeby dzieło utrzymywało się, rozwijało się i wyrobiło prywatnie, a służebniczki czyniły tylko śluby proste tak zwane vota simplicia. „Zaczem go Kościół swą powagą otoczy i wyniesie, trzeba, żeby osiągniętymi rezultatami, trwałość obiecującymi, na tę łaskę pierwej zasłużył. [...] Chodzi o to, żeby nie narażać powagi kościelnej, żeby nie potwierdzać uroczyście tego, co by może w parę lat jako słabe upadło[60]". Oczywiście po takiej opinii arcybiskup odłożył aprobatę na bliżej nie określoną przyszłość. [1] Zdj. z książki s. M. Laurety Turek, Przewodnik śladami bł. Edmunda Bojanowskiego, Wrocław 2011, s.4. Wszystkie zdjęcia zawarte w tym opracowaniu pochodzą z w/w pozycji. [2] Ks. Kazimierz Panuś, Bł. Edmund Bojanowski, Kraków 2009, s. 8. [3] Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982, s. 192-193. [4] Zofia Niedźwiedzka, Edmund Bojanowski prekursor Soboru Watykańskiego II, Wrocław 1983, s.12. [5] s. M. Laureta Turek, Przewodnik śladami bł. Edmunda Bojanowskiego, Wrocław 2011, s.25. [6] http://www.sanktuarium.gostyn.pl/sanktuarium/historia.html [7] http://www.sluzebniczkinmp.pl/zalozyciel-7401/biografia-7402 [8] Edmund Bojanowski, Dziennik 1853-1871, Warszawa 1999, s. 40. [9] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski 1814-1871, w czasopiśmie „Nasza Przeszłość" t. XXVI, Kraków 1967, s. 9. [10] Tamże, s. 10. [11] S. Agnieszka Szelęgiewicz, Edmund Bojanowski i jego dzieło, Poznań-Warszawa-Lublin 1966, s. 11. [12] Korespondencja Edmunda Bojanowskiego z lat 1829-1871, Tom 2, objaśnił, skomentował i zarysem monograficznym poprzedził Leonard Smołka, Wrocław 2001, s. 31. [13] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski... s. 10-11. [14] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 11. [15] Korespondencja Edmunda..., Tom 2, s. 15-16. [16] Tamże s.15. [17] https://silesia.edu.pl/index.php/Dunin_Marcin [18] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 13. [19] S. Agnieszka Szelęgiewicz, Edmund Bojanowski..., s. 13. [20] Tamże, s. 14. [21] Tamże. [22] Tamże s. 15. [23] Stanisław Chociej, art. Twórczość literacka i działalność wydawnicza Edmunda Bojanowskiego, w czasopiśmie „Nasza Przeszłość" t. XXVI, Kraków 1967, s. 150. [24] Tamże. [25] Tamże, s. 151. [26] Tamże, s. 159. [27] Korespondencja Edmunda..., Tom 2, s. 32-33. [28] Korespondencja Edmunda Bojanowskiego z lat 1829-1871, Tom 1, objaśnił, skomentował i zarysem monograficznym poprzedził Leonard Smołka, Wrocław 2001, s. 178-179. [29] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 14. [30] Tamże. [31] Tamże. [32] Edmund Bojanowski Dziennik, Tom I 1853-1855, Wrocław 2009, objaśnił, skomentował i wstępem poprzedził Leonard Smołka, s. 388. [33] Edmund Bojanowski, Dziennik..., s. 163-164. [34] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone w ziemię, Poznań 1999, s. 26. [35] Tamże, s. 27. [36] Ks. Władysław Padacz, Z polskiej gleby, Kraków 1972, s. 168. [37] https://polona.pl/item/przyjaciel-ludu-r-10-t-1-no-1-1-lipca-1843,ODEwMDk1ODY/0/#info:metadata [38] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone..., s. 26. [39] Ks. Kazimierz Panuś, Bł. Edmund..., s. 61. [40] Tamże, s. 35. [41] Tamże, s. 36. [42] Tamże, s.37. [43] Ks. Andrzej Pękala, referat w Błogosławiony Edmund Bojanowski Serdecznie dobry człowiek, red. Ks. S. Wilk, Lublin 2000, s. 25. [44] Ks. Kazimierz Panuś, Bł. Edmund..., s. 38. [45] Tamże. [46] Waldemar Rozynkowski, Bł. Edmund Bojanowski, założyciel Zgromadzenia Sióstr Służebniczek - nowe zgromadzenie zakonne w trudnym okresie kasat w zaborze pruskim, Zeszyty Naukowe KUL 60 (2017) nr 4 (240), str. 98, dost. na str.: https://www.kul.pl/files/102/articles/2017_4/06._waldemar_rozynkowski.pdf [47] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone..., s. 38. [48] Tamże, s. 36. [49] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone..., s. 44. [50] Waldemar Rozynkowski, Bł. Edmund Bojanowski, założyciel Zgromadzenia Sióstr Służebniczek - nowe zgromadzenie zakonne w trudnym okresie kasat w zaborze pruskim, Zeszyty Naukowe KUL 60 (2017) nr 4 (240), str. 98, dost. na str.: https://www.kul.pl/files/102/articles/2017_4/06._waldemar_rozynkowski.pdf [51] Tamże. [52] Korespondencja Edmunda...t.1, s. 163. [53] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone...., s. 52. [54] Tamże s. 56. [55] Tamże. [56] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 57. [57] Korespondencja Edmunda...Tom 1, s. 168-169. [58] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone...., s. 57. [59] Tamże, s 57-58. [60] Tamże, s. 58. Powrót |