Święty Józef Bilczewski Cz. I Ks. Józef Bilczewski zdj. ze str. w Intern.: http://stowarzyszeniehistorykowstarozytnosci.edu.pl/wp-content/uploads/2018/04/Bilczewski-J%C3%B3%C5%BCef.jpg Tym razem w naszej nocnej pielgrzymce towarzyszyć nam będzie święty Józef Bilczewski, którego w litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako Arcybiskupa Lwowa. Dorosłe życie tego świętego Arcybiskupa można podzielić na dwa wyraźne okresy, pierwszy to czas kiedy będąc kapłanem był jednocześnie naukowcem i wykładowcą uniwersyteckim, i drugi okres, to lata kiedy pełnił godność arcybiskupa we Lwowie. My w tej konferencji usłyszymy o tym pierwszym etapie tego bardzo aktywnego życia Józefa Bilczewskiego. Nasz bohater przyszedł na świat 26 kwietnia 1860 roku w Wilamowicach, niedaleko Kęt na terenie ówczesnej Galicji. Była to miejscowość o korzeniach germańsko-flandryjskich, która przez wiele wieków, właściwie aż do dzisiaj zachowała pewną odrębność kulturową. W Wilamowicach według austriackiego spisu z 1900 roku dwie trzecie ludności było niemieckojęzycznej a tylko jedna trzecia mówiła po polsku. Natomiast prawie sto procent z nich było katolikami, tylko nieco ponad dwa procent wyznawało judaizm. W późniejszych latach, kiedy Józef Bilczewski został już Arcybiskupem lwowskim, to z wielkim bólem mówił, tak: „Zarzucono mi (...) moje pochodzenie z osady niemieckiej. A przecież moja dobra matka mówiła ze mną tylko pacierz polski i jako pierwszą książkę objaśniała mi biblię polską. Kiedy wstąpiłem do gimnazjum w Wadowicach, jam chłopczyna dwunastoletni wypisał w rodowodzie szkolnym, że jestem narodowości polskiej. Chyba nie dla kariery"[1]. A ta dobra i bardzo kochana przez Józefa matka nazywała się Anna z domu Fajkisz i faktycznie, to ona była w rodzinnym domu krzewicielką ducha polskiego i to dzięki niej domowa atmosfera przepojona była głęboką wiarą i prawdziwą religijnością. Józef był pierworodnym spośród dziewięciorga dzieci, które urodziły się w małżeństwie Anny i Franciszka Bibów. To swoje rodowe nazwisko Biba zmienił Józef na nazwisko Bilczewski już jako człowiek dorosły. Przyczyny tej zmiany wyjaśnimy troszkę później. Ojciec rodziny, Franciszek Biba był prostym chłopem, uprawiającym własną rolę o wielkości 6 morgów (ok. 3,5 ha). Ponieważ ta niezbyt duża ilość ziemi nie wystarczała do utrzymania tak licznej rodziny, więc musiał jeszcze dorabiać jako cieśla. Młodziutki Józek Biba ukończył trzy klasy w szkole ludowej w Wilamowicach a czwartą klasę w pobliskich Kętach. Wówczas ojciec zamierzał syna przyuczyć do pracy na roli oraz do jakiegoś zawodu praktycznego. Ale Józio wykazywał wielki pociąg do nauki natomiast żadnego nie miał talentu do jakiegokolwiek rzemiosła. Sam później tak o tym czasie opowiadał: „Niezdarność moja (...) ułatwiła mi naukę. Kiedy ojciec widział, że nie będzie miał ze mnie upragnionej pomocy, zadecydował: »On do niczego - niech idzie do szkoły«"[2]. Więc dwunastoletniego Józka wysłano do c.k. Realnego i Wyższego Gimnazjum w Wadowicach. To c.k. przy nazwie oznaczało cesarski i królewski, był to skrót stosowany przy nazwach instytucji w cesarstwie austrowęgierskim. Po pomyślnym zdaniu egzaminów wstępnych, przez pierwsze cztery lata Józef Biba uczył się w Gimnazjum Realnym, czyli niższym. Nie był wówczas zbyt wyróżniającym się uczniem ale otrzymywał promocje do klas programowo wyższych, chociaż nie było to wcale takie łatwe. O trudnościach, jakie się wówczas pojawiały oraz o poziomie nauki, świadczy chociażby to, że z klasy drugiej, która liczyła wówczas 27 uczniów „aż trzynastu gimnazjalistów nie uzyskało promocji do klasy trzeciej!"[3]. Tylko sześciu z nich dopuszczono do egzaminu poprawkowego. „O poziomie kształcenia świadczyć może fakt, że kilkadziesiąt nazwisk ówczesnych nauczycieli i uczniów trafiło na karty wydawnictw encyklopedycznych czy słowników biograficznych, w tym tak monumentalnych, jak Wielka Encyklopedia Powszechna czy Polski Słownik Biograficzny"[4]. Warto wiedzieć, że to gimnazjum ukończył w roku 1938 Karol Wojtyła. Józef Biba w wieku gimnazjalnym zdj. ze str. w Intern.: http://www.wadowita.net/bilczewski.php W roku 1875 oddano do użytku nowy budynek przy ul Wiedeńskiej (obecnie ul. Mickiewicza), który służy młodym mieszkańcom Wadowic do dziś jako I Liceum Ogólnokształcące im. Marcina Wadowity. „Po zakończeniu edukacji w klasie czwartej uczniowie mogli kontynuować przez cztery kolejne lata, edukację w Gimnazjum Wyższym. Taką właśnie ścieżkę edukacji obrał nastoletni Józef Biba"[5]. Podczas nauki w Gimnazjum Wyższym można zauważyć, jak zaczynało mu zależeć na coraz lepszych wynikach w nauce. Otóż na zakończenie piątego roku nauki jego wyniki plasowały go na szóstym miejscu w klasie. W klasie siódmej już był trzeci a klasę ósma zakończył jako jeden z czterech uczniów, którzy uzyskali oceny celujące. Nauka w gimnazjum trwała łącznie osiem lat i kończyła się egzaminem maturalnym. W roku 1880 osiemnastu maturzystów przystąpiło do tego egzaminu. Józef Biba znalazł się wśród czterech, którzy uczynili „tedy z odznaczeniem zadość wymaganiom prawnie przepisanym i (...) [otrzymali] w skutek tego świadectwo dojrzałości, upoważniające (...) do uczęszczania na uniwersytet"[6]. Większość ocen na tym świadectwie to oceny celujące, jedynie postęp w nauce fizyki i matematyki oceniono jako chwalebny a w nauce historii naturalnej jako zadowalający. Obyczaje oczywiście oceniono jako wzorowe. Ośmioletni pobyt Józefa Biby w wadowickim Gimnazjum można ocenić jako bardzo ważny okres w jego życiu, który wywarł duży wpływ na jego charakter. Także „trudności bytowe związane z utrzymaniem w średniej wielkości mieście - kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnego domu - nauczyły młodego wilamowiczanina pokonywania przeciwności losu i wytrwałego, okupionego ciężką pracą, dążenia do zamierzonego celu.
Józef Biba po maturze r. 1880. zdj. ze str. w Intern.: http://www.wadowita.net/bilczewski.php Słuszności powyższego wywodu dowodzi determinacja, jaką można śledzić u Bilczewskiego w czasie edukacji w wadowickim gimnazjum. Z ucznia raczej przeciętnego, w pierwszych latach nauki, już jako dojrzały młodzieniec zostaje prymusem szkolnym. Nie do przecenienia pozostaje wszechstronna wiedza wyniesiona ze szkoły średniej. Zawdzięczał jej m.in. znakomite przygotowanie humanistyczne, tak istotne podczas studiów teologicznych i jego dalszej kariery naukowej. Ponadto przebywając wśród uczniów o niższej kondycji majątkowej, nauczył się empatii i zrozumienia dla innych ludzi. Zapewne pomny swoich młodzieńczych doświadczeń, już jako duszpasterz i katecheta dał się poznać - jak pisał Karol Lewicki - jako człowiek, który »troskliwością swoją o dobro młodzieży i zacnością charakteru umiał sobie pozyskać serca uczniów i szczere poważanie wśród kolegów«. W tym miejscu warto zaznaczyć, że również pobyt w Wadowicach mógł mieć znaczący wpływ na wybór drogi duszpasterskiej przez Bilczewskiego. Godny przypomnienia jest fakt, że nauczanie religii w Wadowicach odbywało się przez cały okres edukacji, czyli osiem lat. Nie bez znaczenia była także postać katechety ks. Piotra Pietrzyckiego, który poświęcał się bezgranicznie wychowaniu uczniów wadowickiego gimnazjum oraz niesieniu pomocy najuboższym z nich. Bardzo prawdopodobne, że zainspirowany niezwykłą osobowością ks. Pietrzyckiego, dwudziestoletni Józef Biba postanowił pójść w jego ślady. Podobnie zresztą uczyniło kilku innych maturzystów z roku 1880, którzy wybrali drogę do stanu duchownego"[7]. Jeszcze w tym samym roku, kiedy otrzymał świadectwo dojrzałości wstąpił do Seminarium Diecezjalnego w Krakowie na Stradomiu oraz podjął naukę na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. To powołanie kapłańskie było z pewnością również zasługą matki Józefa, o której pobożności już wspomniano wcześniej a która tę swoją pobożność umiała przelać na pierworodnego syna. Jak bardzo była pobożna i jak całkowicie poddawała się woli Bożej, o tym świadczy list, który napisała do syna po ciężkim gradobiciu: „Żniwa zapowiadały się (...) bardzo pięknie; przyszedł grad i wybił wszystko do szczętu. Pan Bóg pokazał, co dać może, jeżeli zechce, a zabrał dary swoje, bośmy nie byli ich godni"[8]. Swoje studia teologiczne poszerzał Józef Bilczewski „przez słuchanie wykładów na Wydziale Filozoficznym w zakresie filozofii, literatury, historii i języków obcych. Uczęszczał także na wykłady z archeologii i zabytkoznawstwa"[9]. Te wykłady były mocno powiązane z jego coraz poważniejszymi zainteresowaniami archeologią chrześcijańską, apologetyką i dogmatyką katolicką. „Podczas studiów Józef Biba zetknął się z osobistościami świata nauki, a jednocześnie świetnymi wykładowcami: profesorami Emilem Godlewskim, Kazimierzem Morawskim, Karolem Olszewskim, Stanisławem Smolką, Stanisławem Tarnowskim, Bolesławem Ulanowskim. Wydaje się jednak, że pierwszorzędne znaczenie dla przyszłego teologa, dogmatyka, ale również badacza starożytności chrześcijańskiej miało słuchanie wykładów wybitnych naukowców tamtego czasu: filozofa i teologa ks. prof. Stefana Pawlickiego CR, historyka Kościoła ks. prof. Władysława Chotkowskiego, wykładowców teologii pastoralnej ks. prof. Józefa Sebastiana Pelczara i historii powszechnej prof. Józefa Szujskiego (zmarłego w 1883 roku), w końcu archeologa i historyka sztuki prof. Józefa Łepkowskiego"[10]. Wiedzę zdobytą w tym czasie bardzo pogłębił podczas swoich późniejszych studiów w Rzymie i w Paryżu. W roku 1884 Józef Biba przyjął święcenia kapłańskie z rąk ks. kardynała Albina Dunajewskiego (1817-1894). „Niewielkie nadzieje, po ludzku sądząc, rokował młody piastun Boży, skoro święcenia kapłańskie przyjmował siedząc na krześle, a nawet podczas nich zemdlał z powodu wyczerpania sił fizycznych"[11]. To słabe zdrowie naszego bohatera było powodem wcześniejszych wątpliwości wśród jego przełożonych, „czy dopuścić go w ogóle do święceń kapłańskich"[12]. Mimo tych obaw i tej słabości podczas święceń, w całym późniejszym okresie życia pokazał on wielkim zaangażowaniem i pracowitością, że dopuszczenie do święceń było właściwym wyborem. Swoją mszę prymicyjną, w której dziękował za dar kapłaństwa, odprawił w rodzinnych Wilamowicach, w kościele parafialnym. Swoją posługę kapłańską rozpoczął jako wikariusz w podkrakowskiej Mogile w kościele świętego Bartłomieja. W październiku 1885 roku postanowił zmienić swoje nazwisko na Bilczewski. „Decyzja Józefa Biby o zmianie nazwiska miała swoje uzasadnienie. W XIX wieku słowo biba miało wyjątkowo pejoratywne skojarzenia, o wiele silniejsze aniżeli ma to miejsce dzisiaj. Pozostawało ono również w dosyć częstym użyciu, szczególnie w środowisku młodzieżowym. Na tej podstawie można wnioskować, że w latach szkolnych nastoletni Józef Biba - ze względu na swoje nazwisko - mógł być obiektem uszczypliwych uwag ze strony rówieśników. Niniejszą opinię potwierdza lektura pisma wadowickich gimnazjalistów Ad Tristitiam depellendam [Aby rozwiać smutek]kolportowanego wśród uczniów (bez wiedzy władz szkolnych) w latach 1885-1887. Na jego kartach następuje odwołanie do biby jako synonimu uczniowskich, nielegalnych, spotkań (w 1886 ukazał się tekst zatytułowany: Biba siódmaków w 1886 r.)"[13]. Nie należy więc sądzić, że Józef Biba zmienił swoje nazwisko z powodu jakiejś pychy czy dumy, by w ten sposób zatrzeć ślad jego wiejskiego czy też chłopskiego pochodzenia. Świadczy o tym również, zapis w jego dzienniku, który poniżej zamieszczamy: „...Jam tego nie uczynił z próżności. Profesorowie podsuwali mi myśl zmiany nazwiska jeszcze w seminarium tak, żebym święcenia kapłańskie mógł przyjąć już pod nazwiskiem nowym. Nie posłuchałem. Wolałem sam narazić się na docinki, byle ojcu nie sprawić przykrości. Dopiero jako wikariusz w Mogile ustąpiłem pod naciskiem X. [prof. Zygmunta] Lenkiewicza (1845-1913). Przyjechał on do Mogiły i jął mi tłumaczyć, że wobec tego, iż robię rygoroza [egzaminy, dokładniejsze wyjaśnienie poniżej], dostanę prawdopodobnie kiedyś stanowisko przynajmniej katechety gimnazjalnego - a może i na uniwersytecie. Nazwisko moje dotychczasowe da młodzieży sposobność do dowcipów i docinków. Należy tedy dla dobra ogólnego - aby mianowicie obśmieszenie osoby nie wyszło na szkodę religii, zrobić ofiarę. Nie mogłem tym wywodom nie przyznać słuszności. Zatrzymałem przynajmniej część dotychczasowego nazwiska"[14]. Jeszcze podczas pobytu w Mogile zaczął nasz bohater składać egzaminy potrzebne do otrzymania naukowego tytułu doktora, nazywane wówczas rygorosumami. To o tych rygorozach mówił ks. prof. Lenkiewicz. Trzy takie egzaminy złożył w Krakowie. Pierwszy „z dogmatyki (lipiec 1884), [drugi] historii Kościoła i prawa kanonicznego (marzec 1885) oraz [trzeci] z teologii moralnej i pastoralnej (lipiec 1885)"[15]. W tym też roku ks. biskup Dunajewski (kardynałem został w roku 1890) umożliwił studia księdzu Bilczewskiemu w Wiedniu, gdzie w Augustineum, czyli Instytucie Teologicznym im. Świętego Augustyna, studiował on „biblistykę, języki arabskie i aramejskie oraz wyższą egzegezę Starego Testamentu"[16]. Wówczas też złożył czwarte rygorozum, ze Studium Biblijnego. W październiku roku 1886 na Uniwersytecie Wiedeńskim, uzyskał tytuł doktora teologii po obronie pracy z dogmatyki katolickiej, którą zatytułował Deus est Creator mundi (Bóg jest Stworzycielem świata). Następnie, za zezwoleniem krakowskiej Kurii Metropolitalnej, uzupełniał przez dwa lata swoje wykształcenie na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Wówczas „życzliwy mu biskup Albin Dunajewski, nie tylko wyraził zgodę na kontynuację studiów, ale osobiście je finansował"[17]. W Rzymie poznał ksiądz doktor Bilczewski wybitnego naukowca, ojca archeologii chrześcijańskiej, Jana (Giovanniego) Chrzciciela (Battistę) de Rossiego (1822-1894) i pod jego kierunkiem zdobywał wykształcenie archeologiczne. Ta właśnie znajomość wzbudziła w Józefie Bilczewskim olbrzymie zamiłowanie, tak do katakumb jak i do nauki archeologii chrześcijańskiej. „Odnotować wypada, że archeologia chrześcijańska jako nowa dyscyplina wiedzy narodziła się dopiero w ostatnim czterdziestoleciu XIX wieku, dzięki wyżej wspomnianemu uczonemu. Stanowiąc dotąd dziedzinę jakby nieco zapomnianą, teraz stała się poważną gałęzią wiedzy i uzyskała status nauki. W Rossim znalazły szczęśliwe połączenie cechy, które dla uczonego są niezwykle cenne: bystry wzrok odkrywcy, cierpliwość badacza i znakomita naukowa metoda. Badania archeologiczne poprzedził Rossi wnikliwym przestudiowaniem starych dokumentów Kościoła w bibliotekach europejskich i opisów pielgrzymek do Rzymu. Następnie zapoznał się dokładnie z aktami dotyczącymi męczeństwa chrześcijan, epigramatami Damazego i kalendarzami. Te wstępne dokładne studia okazały się niezmiernie ważne. Na ich podstawie Rossi ustalił dokładnie topografię starych cmentarzy rzymskich, co w czasie prowadzenia prac wykopaliskowych pozwoliło mu zidentyfikować i oznaczyć poszczególne groby i świętych, którzy tam zostali pochowani. Wyniki swych prac i odkryć ogłaszał de Rossi drukiem, dając w ten sposób swym uczniom przebogaty materiał poznawczy do dalszych opracowań i studiów. (...) Przedmiotem eksploracji Rossiego były wyłącznie rzymskie katakumby i z tego powodu znajomość wczesnochrześcijańskiej sztuki trzech pierwszych wieków po Chrystusie ograniczała się do zabytków sepulkralnych [cmentarnych, nagrobkowych, grobowych]. Składały się na nią przede wszystkim malatury zdobiące ściany i sklepienia podziemnych cmentarzy oraz, w mniejszym stopniu, płaskorzeźby kamiennych sarkofagów. Przez dłuższy czas utrzymywał się błędny pogląd, że mistrzem ks. Bilczewskiego w studiach archeologicznych w Rzymie byli Jan de Rossi i ks. Józef [Joseph] Wilpert (1857-1944). Bliższe badania wykazały jednak, że ks. Wilpert był starszy od ks. Bilczewskiego tylko o 3 lata i że święcenia kapłańskie otrzymał zaledwie o rok wcześniej. Studia kanoniczne zaczął w r. 1884, a dopiero w rok po przybyciu ks. Bilczewskiego do Rzymu rozpoczął studia i badania archeologiczne u (...) [Jana] de Rossiego. Był więc wówczas ks. Wilpert nie mistrzem ks. Bilczewskiego, ale - tak jak on - jednym z wyróżniających się uczniów wielkiego archeologa rzymskiego. Po ukończeniu studiów archeologicznych w Rzymie ks. Bilczewski wrócił do kraju, a ks. Wilpert do końca życia zajmował się archeologią chrześcijańską w Wiecznym Mieście i informował o swoich osiągnięciach na terenie katakumb Arcypasterza lwowskiego. Badania archeologiczne prowadził ks. Bilczewski w rzymskich katakumbach, pracując równocześnie w muzeum rzymskim. Korzystając w tym czasie z bogatych zbiorów watykańskich, równolegle przeprowadzał (pod kątem swojej przyszłej pracy habilitacyjnej) badania archeologiczne w katakumbach i muzeach rzymskich pod kierunkiem Jana de Rossi. Właśnie kontakty naukowe z de Rossim zaważyły bardzo poważnie na pogłębieniu naukowych zamiłowań Bilczewskiego (...). Owocem rzymskich badań Bilczewskiego było (przede wszystkim w katakumbach rzymskich) zebranie obfitego materiału źródłowego, który potem zużytkował on w kilku swoich pracach, tematycznie odnoszących się do zagadnień archeologii chrześcijańskiej; jedna zaś z tych prac stała się podstawą jego późniejszej habilitacji na Uniwersytecie Jagiellońskim, o czym będzie mowa troszkę później. Dla dalszego pogłębienia wiedzy wyjechał Bilczewski z Rzymu do Paryża, gdzie z kolei uczęszczał (przez jeden semestr) na wykłady w Instytucie Katolickim (Institut Catholique). Słuchał tu wykładów historyka [ks. Louisa] Duchesne'a [(1843-1922)] i dogmatyka Aurialta oraz prowadził badania teologiczno-archeologiczne w bibliotekach i muzeach paryskich" [18]. Po powrocie do kraju w 1889 roku został skierowany przez biskupa Dunajewskiego do posługi jako wikariusz tym razem w bliskich mu od dzieciństwa Kętach. Być może miał to być test „dla tego dobrze się zapowiadającego, ale może nieco za nadto ambitnego naukowo kapłana?"[19]. Wówczas musiał całkowicie odejść od nauki i zająć się posługą duszpasterską. Jednak „zachowanie kapłana, który mając dwadzieścia dziewięć lat, stopień doktora, niemal ukończoną pracę habilitacyjną, doświadczenie studiów w Wiedniu, Rzymie i Paryżu, [a] trafił jako wikary do Kęt, cechowały i obowiązkowość i dojrzałość. Może nie był w pełni usatysfakcjonowany zaistniałą sytuacją, ale swoje obowiązki wypełniał sumiennie i intuicyjnie czuł, »że całe szczęście można znaleźć w pracy nad ludem«"[20]. Nawet jeśli był to test pokory młodego kapłana, to ten „sprawdzian przebiegł pomyślnie"[21]. Rok później powrócił do Krakowa, gdzie w kościele świętego Piotra przy ulicy Grodzkiej (Dzisiaj to kościół świętych Apostołów Piotra i Pawła.) posługiwał jako wikary oraz „pełnił obowiązki katechety w Gimnazjum Świętej Anny"[22]. W tym też czasie mógł dokończyć swoją pracę habilitacyjną zatytułowaną Archeologia chrześcijańska wobec historii Kościoła i dogmatu. Praca habilitacyjna ks. dr. Józefa Bilczewskiego zdj. ze str. https://polona.pl/item/archeologia-chrzescijanska-wobec-historyi-kosciola-i-dogmatu,ODQ5MTA4NDI/4/#info:metadata Praca ta przedstawiała nową, samodzielnie opracowaną przez Józefa Bilczewskiego interdyscyplinarną metodę badań, która „łącząc w sobie różne dyscypliny naukowe: teologię, archeologię, historię Kościoła, starała się uchwycić żywą wiarę Kościoła pierwszych wieków, tę teologię życia codziennego pisaną nie tylko piórem ojców Kościoła, ale także pędzlem i dłutem autorów dekoracji i epitafiów nagrobnych z rzymskich katakumb"[23]. Pracę tę pisał „w oparciu o bogaty materiał źródłowy, zgromadzony w czasie studiów za granicą"[24] i złożył ją dziekanowi Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego „z podaniem o dopuszczenie do przewodu habilitacyjnego z zakresu apologetyki i dogmatyki"[25]. We wstępie do swojej pracy przedstawił wielowiekową historię miejsca pochówków pierwszych chrześcijan czyli katakumb, które w czasach prześladowań były dla nich miejscem schronienia. Po czym przybliżył pierwszych badaczy katakumb i ich naukowy dorobek, niektórym wytykał błędy a innym wykazywał szkody jakie uczynili podczas swoich nieumiejętnych badań. Zacytował również list, który napisał papież Leon XIII do wspomnianego wcześniej Jana Chrzciciela de Rossiego a który był dozgonnym przyjacielem i mistrzem księdza Józefa Bilczewskiego. Brzmiał on tak: „ Jeśli ta Stolica Apostolska (...) otaczała po wszystkie czasy opieką i obsypywała godnościami mężów uczonych i dobrze około nauki zasłużonych, to szczególnej pieczołowitości i życzliwości domaga się od Nas ta gałęź wiedzy, która rzuca obfite strugi światła na kolebkę Kościoła i gdzie kamienie same i monumenta zabierają niejako głos w obronie religii i potwierdzają apostolski początek wiary i powagi rzymskiego Kościoła"[26]. W dalszym ciągu wstępu, jak zauważa dr Jan Cezary Kałużny w swojej monografii o świętym Józefie Bilczewskim, jako badaczu starożytności, „autor Archeologii sam dostarczył klucza do właściwego rozumienia jego książki, pisząc czym chce aby się stała w czasach, gdy tak, przyjaciele, jak i nieprzyjaciele Kościoła uznali, że »dzisiejsza archeologia chrześcijańska, oparta przez tych mężów [współczesnych badaczy] na fundamencie najsumienniejszej krytyki, bogatym stała się źródłem do historii początków Kościoła«. Tym bardziej, że w przypadku tekstów źródłowych pisanych (»Dziejów i listów apostolskich [...] w pismach kilku apologetów [...] tekstach autentycznych aktów męczeńskich, w Historii kościelnej Euzebiusza i w kilku fragmentach starych kalendarzy«) takie monumentalne świadectwo często wypełnia luki w pełnym ich zrozumieniu. Dodaje przy tym coś niezwykle istotnego: »Nie mniejsza jest ważność tych pomników cmentarnych dla teologii dogmatycznej, zwłaszcza w naszych czasach, kiedy coraz więcej krytyków, wrogo usposobionych dla wszelkiej religii objawionej, występuje jakoby na arenie, na rozległej niwie pierwotnego chrześcijaństwa«"[27]. I dalej, zaznaczył ks. Bilczewski w swoim wstępie, że właściwie już we wszystkich znaczących językach europejskich można znaleźć książki na temat archeologii chrześcijańskiej oraz przeczytać podręczne przewodniki, kompendia lub doskonałe streszczenia prac napisanych przez Jana Chrzciciela de Rossiego. Między innymi trzytomowego dzieła Rzym podziemny. I dalej pisał tak: „Oprócz tych przewodników podręcznych mają Francuzi, Niemcy, Anglicy jeszcze znakomite dykcjonarze starożytności chrześcijańskich a nadto informują się o wszystkich najnowszych odkryciach, dokonanych na niwie starego Kościoła, z licznych przeglądów i rozpraw, umieszczanych w rozmaitych pismach periodycznych. Nie zasypiają też sprawy protestanci, ale widząc, że katakumby poważnym grożą im niebezpieczeństwem, starają się wszelkimi sposobami naprzeciw badaniom katolickim stawiać swoje własne, a wedle możności osłabiać konkluzje, jakie z rezultatów swych poszukiwań wyciągają dla swej wiary uczeni katoliccy. Gdy tak za granicą już w szerokich kołach panuje zapał do starożytności chrześcijańskich, u nas nie ma dotąd żadnej książki podręcznej z której by można dowiedzieć się o ruchu powyższym i poznać choćby ważniejsze zdobycze tej nowej gałęzi wiedzy. Od czasu powrotu naszego [s. Józefa Bilczewskiego] z Rzymu, pragnęliśmy choć w części zastąpić brak ten a zachęcić publiczność naszą do zajmowania się tymi badaniami. Zebraliśmy dosyć obszerny materiał w ciągu dwuletniego naszego pobytu w mieście wiecznym, studiując z całą rozkoszą cmentarne pomniki już to w samych podziemiach, już w muzeach, dokąd znaczną ich część przeniesiono. Oprócz tego mogliśmy kilka miesięcy przepędzić we Francji i tam oglądać pomniki dawnej Galii, złożone po rozmaitych zbiorach. Dziełko nasze opiera się, jak wszystkie inne tego rodzaju prace, głównie na badaniach Rossi'ego i Le Blant'a, ale różni się tym od wszystkich podręczników archeologicznych, że nie zajmuje się opisem katakumb, lecz wyłącznie ma na oku korzyści, jakie archeologia przynosi dla historii chrześcijaństwa i dogmatu. Określiliśmy zaś w ten sposób naszą pracę, dla celu poszczególnego, któremu ona ma służyć. Nosiliśmy się od dawna z zamiarem uzyskania docentury we Wszechnicy Jagiellońskiej, sądząc, że ubieganiem się o zaszczyt wykładania w tej prastarej naszej alma mater, okażemy najlepiej wdzięczność naszą, za pobierane w niej nauki. Podzieliliśmy zatem pracę naszą na dwie części. W pierwszej przywodzimy pomniki, które rzucają światło na stosunek Kościoła do państwa w trzech pierwszych wiekach, na szerzenie się starochrześcijańskiej misji, na organizację Kościoła i wewnętrzne spory gminy rzymskiej, na kwestię niewolnictwa, na zwyczaje i obyczaje starych chrześcijan i na stanowisko patrycjatu wobec nowej religii. Osobny rozdział poświęcamy życiu artystycznemu, w którym omawiamy sztuki chrześcijańskiej początek, stosunek do współczesnej klasycznej, jej główny charakter, źródła, z których czerpała natchnienie, a wreszcie jej najważniejsze utwory. Część druga jest pierwszą obszerniejszą próbą zużytkowania zdobyczy archeologii chrześcijańskiej dla celów apologetycznych w dziedzinie dogmatu. (...) Pamiętając zaś ciągle na to, że stare epitafia, rzeźby, malowidła, klejnoty i inne ozdoby dopiero (...) [wówczas] w dowodzeniu mają wartość, kiedy ich wiek dobrze jest wiadomy, podajemy ich chronologię prawdopodobną, wedle badań Rossi'ego lub innych znawców. (...) Żywą i głęboką wypowiadamy tu wdzięczność dla mistrza naszego p. De Rossi, który niejednokrotnie służył nam życzliwą radą i skwapliwą pomocą. Wiele cennych wskazówek winni jesteśmy uczonemu ks. Wilpertowi, jednemu z najgorliwszych pomocników pana de Rossi, a dla cudzoziemców niestrudzonego gospodarza katakumb; przypominamy sobie wdzięcznie chwile spędzane z nim razem przy grobach Świętych i na wycieczkach po Kampanii rzymskiej"[28]. Podanie ks. Bilczewskiego o dopuszczenie do przewodu habilitacyjnego zostało przez Radę Wydziałową zaopiniowane pozytywnie i przewód ten rozpoczęto. Powołano w tym celu komisję, w skład której wchodzili profesorowie: z zakresu historii Kościoła - ks. Władysław Chotkowski, filozofii - ks. Stefan Pawlicki i filolog klasyczny z Wydziału Filozoficznego - Kazimierz Morawski[29]. Komisja zauważyła oryginalność badawczą pracy ks. Józefa Bilczewskiego, jego „jasność formułowanych myśli, precyzję wyciąganych wniosków i doskonałą orientację w kwestiach archeologiczno-dogmatycznych"[30]. Zauważono także dobrą jego znajomość ówczesnej literatury naukowej z zakresu tematyki zawartej w pracy. Ta uwaga dotyczyła zarówno piśmiennictwa wydawnictw katolickich jak i protestanckich. Komisyjna analiza całej pracy ks. dr. Bilczewskiego wypadła bardzo pomyślnie i na wniosek tejże komisji Rada Wydziału jednomyślnie dopuściła do „dalszego stadium habilitacyjnego, tj. do colloquium. (...) Kolokwium, polegające na zestawieniu prezentowanych w studium poglądów Józefa Bilczewskiego ze stanowiskiem specjalistów, prowadzili ci sami profesorowie, którzy recenzowali pracę. W skład gremium weszli ponadto: dziekan ks. prof. Władysław Knapiński, ks. prof. Józef Sebastian Pelczar, ks. prof. Zygmunt Lenkiewicz, ks. prof. Stanisław Spis, ks. prof. Tadeusz Gromnicki. (...) Z pytań zadawanych przez recenzentów wynika, że, choć Józef Bilczewski habilitował się z teologii dogmatycznej, weryfikowano jego wiedzę z zakresu wszystkich elementów jego interdyscyplinarnej pracy: historii Kościoła, archeologii chrześcijańskiej i dogmatyki, uwzględniając też wątek apologetyczny. Na podstawie stawianych podczas kolokwium pytań nasuwają się jeszcze dwa wnioski. Po pierwsze, wszyscy profesorowie świetnie znali istotę poruszanych w Archeologii zagadnień, po drugie, dostrzegli zastosowaną przez habilitanta nowatorską metodologię, w której traktował pomniki katakumbowe jako istotne świadectwo-źródło dla poznania historii Kościoła i dogmatu (fonti archeologici dla historii i dogmatyki). Recenzenci wychwycili i dogłębnie dyskutowali rzecz niezwykle istotną, mianowicie, że Józef Bilczewski nie przeceniał w Archeologii roli świadectwa pomników katakumbowych, ale próbował odnaleźć dla nich właściwe miejsce w studiach nad dziejami Kościoła"[31]. W trakcie całego procesu habilitacyjnego posługiwano się rękopisem pracy księdza Józefa, gdyż wersja drukowana była jeszcze nie gotowa. Ale dzięki temu w późniejszej wersji drukowanej pojawiły się również uwagi powyższych recenzentów. Dlatego też, można przyjąć, że jako „pewnego rodzaju echo odpowiedzi Józefa Bilczewskiego na pytania dotyczące właściwego traktowania źródeł katakumbowych oraz ich wiarygodności stanowi komentarz zamykający pierwszą część Archeologii: [...] niektórzy drugo- i trzeciorzędni archeolodzy katoliccy i kompilatorzy dzieł de Rossiego poszli za daleko, twierdząc, że z odnalezionych dotychczas monumentów można zbudować całą dogmatykę katolicką. Działali oni zapewne w najlepszej wierze, ale zbytnim entuzjazmem zaszkodzili tylko własnej sprawie i ściągnęli na całą szkołę Rossiego najcięższe zarzuty [...]. My tedy, idąc skromniejszą, ale za to pewniejszą drogą, nie głosimy, że odnajdziemy w monumentach całą katolicką teologię; nam wystarczy, jeżeli w nich odkryjemy do niektórych przynajmniej artykułów wiary aluzje. I nie mamy zresztą prawa domagać się od nich świadectwa dla wszystkich prawd wiary, albowiem pomniki cmentarne nigdzie nie miały ani mieć mogą za zadanie przekazania potomności całego Składu wiary [...]. Żądać od pomników katakumbowych - powtarzamy raz jeszcze - wykładu choćby kompendium tylko całej teologii, znaczy rozmyślnie zapoznawać naturę tych dokumentów. Nikt nie idzie na cmentarz, aby tam z kamieni nauczyć się całego katechizmu!"[32]. Komisja po tym wysłuchaniu ks. doktora Józefa Bilczewskiego, jednomyślnie dopuściła go do wykładu próbnego, na który został zaproszony również sam ks. kardynał Albin Dunajewski. Temat tego wykładu brzmiał: „O ile archeologia Jest źródłem dogmatycznym dla eschatologii"[33], a więc temat, który powinien był być raczej po myśli księdza Bilczewskiego. Niestety, nie zachowały się odpowiedzi „habilitanta, a z opinii o jego wykładzie habilitacyjnym (...) autorzy żywotów, przytoczyli tylko opinię że kandydat miał wymowę płynną, wyraźną i dźwięczną"[34], co niewiele nam mówi o jego wiedzy. Jednakże po tym wykładzie w protokole tak napisano: „grono profesorów uchwaliło udzielić mu [ks. dr. Józefowi Bilczewskiemu] veniam legendi [prawo wykładania] dla teologii fundamentalnej i przedłożyć tę uchwałę Wysokiemu Ministerstwu do łaskawego zatwierdzenia"[35]. Austriackie przepisy dodatkowo wymagały, jako jeden z warunków otrzymania habilitacji, wydania w formie książkowej każdej pracy habilitacyjnej. Tak też było w przypadku pracy ks. dra Józefa Bilczewskiego. Oczywiście po ukazaniu się tego nowatorskiego dzieła pojawiły się też jego recenzje. Jedną z nich napisał ksiądz Eustachy Skrochowski (1843-1895), były zmartwychwstaniec, który wystąpił ze Zgromadzenia, gdyż przyłączył się do grupy secesjonistów. Była to część zmartwychwstańców opowiadająca się za przywróceniem wcześniejszej reguły zakonnej, którą przygotowała m. Marcelina Darowska, dzisiejsza błogosławiona. Ksiądz Eustachy był wykładowcą na Wydziale Teologicznym UJ. A później został bliskim przyjacielem ks. Bilczewskiego. Ocena pracy habilitacyjnej była całkiem przychylna młodemu habilitantowi ale zawierała też parę uwag na temat dostrzeżonych, przez starszego kolegę w niej błędów. Tu przedstawimy kilka dłuższych fragmentów tej recenzji: „Największą (...) wartość tej książki stanowi to. że autor potrafił szereg najnowszych odkryć archeologicznych złożyć w całość oryginalną i nową nie tylko w naszej ubogiej literaturze naukowej, ale w całej literaturze europejskiej. (...) czytając książkę ks. Bilczewskiego, widzieliśmy z radością, że (...) z jednej strony wyczerpał całą literaturę, odnoszącą się do jego przedmiotu z niemiecką ścisłością, zachowuje z drugiej strony tę miarę w sądzie, tę prawość umysłu, która nie pozwala mu naciągać faktów do jakiejś, z góry ułożonej tezy. mówi to tylko, co wie, a nade wszystko, prowadzony przez swego mistrza [Jana Baptistę de Rossiego], nauczył się dobrze patrzeć i czytać, a ta ostatnia własność, coraz bardziej wydoskonalana, może wyrobić młodego pisarza na niezwykłą naukową siłę. Ks. Bilczewski podzielił swą książkę na dwie części; w pierwszej pokazuje nam. jak najdawniejsze napisy i pomniki sztuki chrześcijańskiej wpływać mogą na rozświecenie wątpliwości, lub na wydobycie nowych faktów historycznych: w drugiej, jak te same pomniki i napisy mogą nam być świadectwem dogmatów, które pierwsi chrześcijanie wyznawali. W pierwszej części swoich wywodów, komentując teksty Aktów apostolskich i pisarzy pogańskich z których widać, jak powszechnie w samych początkach chrześcijanie byli uważani za sektę żydowska, i temu właśnie swą egzystencję prawną w państwie Rzymskiem zawdzięczali, a jak później tę samą podstawę prawną zyskali sobie tym, że się wiązali w uznane legalnie bractwa pogrzebowe. A choć przed władzą ukryć się nie mogło, że bractwo było tylko osłoną sekty religijnej, udawała ona nieraz z politycznych względów, że tego nie widzi. Na tym tle wysnuwa nam autor z napisów katakumbowych rozmaite strony pierwotnego chrześcijańskiego życia. Mówi nam o hierarchii kościelnej, o liturgii, o położeniu niewolników, o przenikaniu powolnym moralnych pojęć chrześcijańskich w społeczeństwo, przesiąknięte pogaństwem: a najciekawszy może rozdział książki jest ten, który nam daje obraz chrześcijańskiego życia wśród rzymskiego patrycyatu. Nazwiska osób i krótkie, a najczęściej niewyraźne o nich wzmianki, w Aktach apostolskich i listach św. Pawła, u Tacyta i innych historyków pogańskich, w aktach męczeńskich i w Liber Pontificalis [zbiór biogramów papież] zestawione z napisami grobów, łączą się w wielką i wspaniałą całość. (...) Już w tej pierwszej części, ilekroć autor spotyka na swojej drodze nieuzasadnione i mylne twierdzenia hiperkrytyki protestanckiej, nie wymija ich, ale równie spokojnie, jak stanowczo odpiera. Druga część jednak z natury swojej hardziej jest polemiczna i z wielką korzyścią może być czytana przez nas, księży, szczególnie przez tych, którzy czy z ambony, czy w szkołach religię wykładać mają. Że w napisach i na przedstawieniach grobowych najczęściej i najwyraźniej zatwierdzony jest dogmat zmartwychwstania, pozagrobowy czyściec i niebo, i święty stosunek żyjących do dusz zmarłych - to się samo przez się rozumie, ale niemniej i wiara w wiele innych dogmatów wyrażona jest wielokrotnie i tak jasno, że żadnej nie pozostawia wątpliwości. Jest jeden Bóg w trzech Osobach, który świat stworzył, a po upadku pierwszych rodziców odkupił go przez Syna swego wcielonego. Jest Kościół z Głową swoją, Piotrem, który z Chrystusa, jak ze skały, wyprowadza zdrój łask i szafuje niemi w siedmiu Sakramentach, prowadząc każdą jednostkę do doskonałości, do życia w Chrystusie. Jest żywot pozagrobowy, czyściec i niebo i zmartwychwstanie. Są Aniołowie i Święci, a między nimi największa: Matka Boża oto krótkie, a jak widzimy pełne bardzo, katakumbowe Credo, które ks. Bilczewski przed nami rozwija. W tej części książki rozdział ostatni o jedności Kościoła i o papieżu najbardziej nam się podobał. Dokładny opis tronu papieskiego, który tradycja odnosi do Pudensa, i wiadomości o drugim tronie w Rzymie, w pierwszych wiekach ery naszej znanym, są dla nas rzeczą zupełnie nową, a historyczne przedstawienie i wytłumaczenie dwóch świąt katedry św. Piotra, które co roku obchodzimy, bardzo jest ciekawe i doskonale nas uczy, jakiego rodzaju zmiany w tradycji historycznej Kościoła zajść mogą. Czyż więc ta książka już nic do życzenia nie pozostawia? Tego ani żądać, ani się spodziewać nie można, ażeby pierwsza praca młodego uczonego była bez żadnej usterki. Zdarza się u nas niestety zbyt często, że pierwsza praca młodych artystów lub pisarzy bywa najlepsza, bo chwaleni nad miarę, tracą równowagę i ochotę do pracy i rychło spoczywają na laurach. Tej myśli przypuścić nie chcemy i nie możemy, mając przed oczyma książkę ks. Bilczewskiego, bo widzimy w niej tę miłość nauki i ten święty ogień, który raz rozbudzony, prędko nie gaśnie. Są jednak i usterki. Jako takie, podnieślibyśmy najprzód niektóre wyrażenia i zwroty, z duchem języka naszego niezupełnie zgodne. które zapewne skutkiem dłuższego pobytu autora za granicą spod pióra mu się wymknęły. (...) Na koniec musimy podnieść jedną jeszcze, i to niemałą zaletę tej książki, że pisana jest przystępnie i jasno i że dodaje wszędzie do tekstów łacińskich i greckich tłumaczenie polskie, może więc być czytana nie tylko przez ludzi fachowych, ale przez najszerszą publiczność, dla której wieść o tych starych zabytkach naszych praojców w wierze obojętną być nie może. Przyjemność zaś prawdziwa i niemała korzyść, jakąś my z czytania tej książki odnieśli, jest nam rękojmią, że rzeczywiście przez najszerszą publiczność czytana będzie"[36]. Jak wiemy, Ks. Skrochowski napisał jeszcze jedną recenzję pracy swojego młodszego przyjaciela. ks. Bilczewskiego. Ta druga recenzja, dotyczyła skromniejszej pracy zatytułowanej Katakumba Św. Pryscyllii i jej najważniejsze pomniki. Była ona również bardzo pochlebna ale i bardzo rzeczowa. Skrochowski wyraził radość, że Bilczewski zaangażował się w tak pożyteczną dla społeczeństwa polskiego dziedzinę nauki, zwłaszcza w dobie niemal całkowitego poddania jej wpływowi germańskiemu. Kapłan przyznał także, że prace Bilczewskiego „z wielkim czyta się zajęciem", gdyż ten nie tylko opanował metodę naukową de Rossiego, ale i przejął jego „święty entuzjazm"[37]. O samym księdzu Eustachym Skrochowskim jeszcze wspomnimy. [1] Ks. Mieczysław Tarnawski, Arcybiskup Józef Bilczewski; krótki rys życia i prac, Kraków 1991, s. 8. [2] Tamże, s. 9. [3] Konrad Meus, Lata gimnazjalne świętego Józefa (Biby) Bilczewskiego, art. Folia Historica Cracoviensia Tom 19, 2013r. Dost. w Intern. na str.: http://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/241 [4] http://www.lowadowice.pl/o-szkole/historia.html [5] Konrad Meus, Lata gimnazjalne świętego Józefa (Biby) Bilczewskiego, art. Folia Historica Cracoviensia Tom 19, 2013r. Dost. w Intern. na str.: http://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/241 [6] Tamże. [7] Tamże. [8] Art. Arcybiskup lwowski ks. dr Józef Bilczewski w Dzienniku Polskim nr 313 z dn. 11 listopada 1900 r. [9] Ks. Franciszek Płaczek, Sługa Boży Józef Bilczewski, w Polscy święci, tom 7, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1985, s. 296. [10] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski badacz starożytności chrześcijańskiej i jego interdyscyplinarna metoda w świetle nieznanych materiałów źródłowych z lat 1885-1901, Lwów-Kraków 2015, s. 30-31. [11] Ks. Mieczysław Tarnawski, Arcybiskup Józef Bilczewski..., s. 8. [12] Stanisław Dziedzic, Portrety niepospolitych, Kraków 2013, s. 225. [13] Konrad Meus, Lata gimnazjalne świętego Józefa (Biby) Bilczewskiego, art. Folia Historica Cracoviensia Tom 19, 2013r. Dost. w Intern. na str.: http://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/241 [14] Ks. Franciszek Płaczek, Sługa Boży Józef..., s. 296. [15] Tamże. [16] Tamże, s. 297. [17] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., s. 45. [18] Ks. Franciszek Płaczek, Sługa Boży Józef..., s. 297-299. [19] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., s. 73. [20] Tamże. [21] Tamże. [22] Stanisław Dziedzic, Portrety niepospolitych, Kraków 2013, s. 230. [23] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., ze wstępu ks. Abp. Mieczysława Mokrzyckiego, s. 11-12. [24] Ks. Franciszek Płaczek, Sługa Boży Józef..., s. 299. [25] Tamże, s. 299-300. [26] Ks. Dr. Józef Bilczewski, Archeologia chrześcijańska wobec historii Kościoła i dogmatu, Kraków 1890, str. XV. [27] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., s. 115. [28] Tamże, s. XVI-XVIII. [29] Stanisław Dziedzic, Portrety niepospolitych..., s. 225. [30] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., s. 117. [31] Tamże, s. 120-121. [32] Tamże, s. 121-122. [33] Karol Lewicki, Habilitacja ks. Bilczewskiego w Uniwersytecie Jagielloński w r. 1890, Nasza Przeszłość T.36, Kraków 1971, s. 266. [34] Ks. Marek Starowieyski, Ks. prof. Józef Bilczewski - uczony, art. w Warszawskie Studia Teologiczne XV/ 2002, s. 141-156Dost. w Intern. na str.: https://akademiakatolicka.pl/publikacje/periodyki/warszawskie-studia-teologiczne/numery/wst-xv2002/ [35] Karol Lewicki, Habilitacja ks. Bilczewskiego w Uniwersytecie Jagielloński w r. 1890, Nasza Przeszłość T.36, Kraków 1971, s. 267. [36] Ks. Eustachy Skrochowski, Przegląd Powszechny nr 85, t. 29, Kraków 1891, s. 93-97. [37] Marcin Sanak, Ksiądz Eustachy Skrochowski (1843-1895) jako badacz starożytności chrześcijańskiej, Dost. w Intern. na str.: http://bc.upjp2.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=3791&from=publication Powrót |