Błogosławiony ksiądz Ignacy Kłopotowski Cz. II Zdj. z ks.: s. Zofia A. Chomiuk CSL, Całym życiem dziękować; Błogosławiony ks. Ignacy Kłopotowski 1866-1931, Warszawa 2005. Na początku roku 1901 ks. Ignacy Kłopotowski wystąpił do władz carskich o pozwolenie na wydawanie przez siebie tygodnika w języku polskim. Te starania zakończyły się niepowodzeniem i jednocześnie zwróciły uwagę służb rosyjskich na młodego księdza. Od tego czasu zaczęły się represje dotyczące jego osoby. „Już w roku 1902 policja przeprowadziła rewizję w jego mieszkaniu po otrzymaniu wiadomości, że urządził u siebie przyjęcie dla około 20 księży z biskupem Jaczewskim na czele. Po przeprowadzeniu rewizji zarzucono mu, że przechowuje u siebie broszurę Oświata ludowa, ulotki o zakazanej treści drukowane za granicą oraz że projektuje założenie na terenie kraju sieci bibliotek z książkami w języku polskim. Zarządzono nad nim tajny nadzór policyjny . W roku 1904 był ponownie pod tajnym nadzorem za to, że domagał się udzielania w tajemnicy ślubów byłym unitom. Ks. Ignacy zajmował się unitami także od chwili, kiedy objął funkcję rektora kościoła świętego Stanisława. Wówczas pozwalał im, aby w tajemnicy przychodzili na swoje nabożeństwa. „Misjonarz unitów jezuita Jan Urban (1874-1940), wspomina w swoich pamiętnikach »pobożnego i gorliwego« rektora kościoła podominikańskiego w Lublinie, u którego ukrywali się misjonarze, spowiadali się, otrzymywali paramenty liturgiczne, hostie i wino oraz pobożne książeczki do rozdawania ludowi"[1]. Zapoznajmy się z fragmentami tych wspomnień z lipca 1902 roku: „...udaliśmy się do miasta, aby przyjąć komunję świętą i jaką bądź drogą zdobyć hostyj i komunikantów. Aby to ostatnie przedsięwzięcie łatwiej się udało, rozdzieliliśmy się: br. Marjana [był to tercjarz z krakowskiej kongregacji brata Alberta] posłałem do kościoła podominikańskiego, gdzie rektorem był pobożny i gorliwy Ks. Kłopotowski, sam zaś udałem się do Seminarjum"[2]. Po całodniowym pobycie w Lublinie ksiądz Jan Urban i Albertyn brat Marian spotkali ponownie w umówionym miejscu. „Na stacji już oczekiwał na mnie br. Marjan. Zdobył również paczkę komunikantów, a nadto piękną komżę. Ks. Kłopotowski gotów był dać wszystko, czegoby się zażądało, lecz nic nam na razie więcej potrzebnem nie było. Okazał żal, że ja sam do niego nie przybyłem, gdyż mógłbym był u niego w pokoju odprawić mszę świętą. Dał nam kilkanaście drobnych swych książeczek pobożnych dla rozdania ludowi"[3]. Sytuacja unitów uległa znacznej poprawie po carskim ukazie z 17 kwietnia 1905 roku o wolności sumienia, zebrań i wyznań, który nazwano ukazem tolerancyjnym lub wolnościowym. Wtedy też dano możliwość wyboru wiernym z zaboru rosyjskiego, w jakim obrządku chcieliby czcić Pana Boga. Ta wolność wyboru pozwoliła na to, by Kościół katolicki na obszarze dwóch diecezji, lubelskiej i podlaskiej przyjął w swoje szeregi ponad dwieście tysięcy unitów. Również po tym carskim ukazie, powstały wreszcie możliwości założenia czasopisma religijnego w języku polskim. Pierwszy numer swojego tygodnika Posiew wydał ksiądz Kłopotowski 23 grudnia tego roku, a 24 II 1906 roku rozpoczął wydawanie dziennika Polak-Katolik i - niemal równocześnie - miesięcznika dla chrześcijańskiej służby domowej pod tytułem Dobra Służąca, którego nazwę wkrótce zmieniono na Pracownicę Polską. Już w roku 1905 założył własną Księgarnię Religijną"[4]. Dwa lata później udało mu się otworzyć filie tej księgarni w Warszawie i Częstochowie. Również w roku 1905 otrzymał zgodę od gubernatora lubelskiego na uruchomienie własnej drukarni. Z ciężkim sercem musiał wydawać tę zgodę gubernator Tchorżewski, skoro cztery lata wcześniej w raporcie do warszawskiego generała-gubernatora Michaiła Iwanowicza Czertkowa (1829-1905) pisał, że „ksiądz Kłopotowski planuje założenie sieci katolickich bibliotek prywatnych z książkami w języku polskim. Na koniec nazwał go »polskim patriotą, do fanatyzmu oddanym Kościołowi rzymskokatolickiemu«"[5]. Wiedział ksiądz Ignacy o co walczy, kiedy starał się o zgodę na uruchomienie własnej drukarni. Znał siłę słowa drukowanego, dlatego „nazwał maszynę drukarską armatą myśli. Ostrzegał: »Armat tych ustawiono setki tysięcy na całej ziemi i one miotają dzień i noc, bezustannie strzałami do tysięcy milionów ludzkich umysłów, a strzały te padają wszędzie: do pałaców magnackich i do chat wieśniaczych, i siedzib robotniczych, na miejsca publiczne i do sal na zgromadzenia, a wszędzie wywołują skutki potężne. [...] Słowo pisane powoli, ale pewnie przenika do duszy i nastraja ją na ton pisma. [... ] Człowiek, który gazety czyta, nie potrzebuje myśleć, bo za niego myśli jego gazeta; jego sąd o osobach, stronnictwach, religii, polityce, gospodarstwie i innych wypadkach jest tylko sądem jego gazety; na nią przysięga, ona jest jego ostatnim argumentem; jest zawsze twierdzenie, że to musi być prawdą, bo to w gazecie napisane«. Powyższe słowa dowodzą znajomości problematyki mediów, znaczącej roli książek i czasopism, ich niszczącej, ale i twórczej siły. W tym czasie faktycznie dla wielu - jak pisał ks. Kłopotowski - »książka z gazetą i sceną jest niemal wszystkim! Dopełnia naszego wychowania, urabia młodzież naszą na obywateli, jest dalszym ciągiem szkoły i uniwersytetu«. Raduje się, że gazety i książki docierają do najszerszych warstw, co było przecież marzeniem największych pisarzy i poetów, ale też wskazuje na potrzebę istnienia dobrej książki i prasy, takiej która »wszechstronnie informuje ogół, która trzyma rękę na pulsie życia, bada każdy przejaw, oświetla drogi zboczeń, w chwilach poważnych służy radą i pomocą«"[6]. Ksiądz Ignacy zdążył w latach 1902-1905 wydać „osiemnaście tytułów, nie licząc wznowień. Do połowy 1907 roku wydał półtora miliona egzemplarzy broszur i książek religijnych, bardzo tanich, pisanych jasno i przystępnie, z których zysk przeznaczał na potrzeby swoich zakładów dobroczynnych"[7]. Warto pamiętać, że przełom XIX i XX wieku to czas rozwoju nauki i postępu technicznego, który pozwolił na olbrzymie zmechanizowanie przemysłu. Wynalezienie i udoskonalenie maszyny parowej, silnika spalinowego oraz umiejętność wykorzystania elektryczności spowodowały dynamiczny rozkwit kapitalizmu. Wytworzyły się wówczas dwie klasy społeczne, które Karol Marks (1818-1883) zdefiniował jako właścicieli środków produkcji, czyli burżuazję oraz robotników, czyli proletariat. Coraz większa pogoń za zyskiem kapitalistów zmuszała ich do coraz większego wykorzystywania robotników. To z kolei doprowadziło do tworzenia się wśród robotników związków zawodowych i partii politycznych, które brały sobie za cel, obronę tych ludzi. Ale pod wzniosłymi hasłami partii socjalistycznych, które widziały wroga w burżuazji, kryła się również wrogość do Kościoła, który pierwszy zdemaskował dwulicowość socjalistycznych liderów. I to Kościół „wskazywał na przyczyny tego stanu wymieniając wśród nich między innymi: lekceważenie zasad religii i moralności w stosunkach pracodawca - pracownik oraz lichwę"[8]. Dlatego też papież Leon XIII (1810-1903) dostrzegając ten narastający problem wydał encyklikę Rerum Nowarum, która nosiła „w oficjalnych dokumentach papieskich tytuł: Encyklika w sprawie robotniczej"[9]. Zgodnie z treścią tej encykliki również ks. Kłopotowski zajął się faktem nadmiernego wykorzystywania robotników najemnych. Był świadom jak niewielkie pensje otrzymywali za swoją pracę i w jak obskurnych warunkach żyli. Natomiast lubelski biskup Jaczewski nie był zbytnio zainteresowany tym tematem. Zdj. ze str.: https://archidiecezjalubelska.pl/wp-content/uploads/2015/06/Ksi%C4%85%C5%BCka-Bp.-Fr.-Jaczewski-tytu%C5%82owa-2015.jpg Można nawet powiedzieć, że był niechętny jakimkolwiek działaniom związanym z problemem robotników najemnych. Niechęć lubelskiego Biskupa wobec zmian i akcji społecznych nasiliła się jeszcze po nieudanym zamachu na jego życie w roku 1907. Otóż, w tym czasie nastąpiły w prasie lubelskiej wzmożone ataki na duchowieństwo a zwłaszcza na księdza Kłopotowskiego. Wzmogły się one jeszcze bardziej po wspomnianym zamachu na księdza biskupa Jaczewskiego. Dlaczego więc atakowano ks. Kłopotowskiego? Łatwo się domyślimy, gdy przeczytamy jego opinię o tym zajściu, którą wydrukował w swoim dzienniku Polak-Katolik. Najpierw przybliżmy sam zamach a później przyjrzyjmy się opinii księdza Ignacego. Dnia 29 V 1907 ksiądz biskup lubelski Franciszek Jaczewski udawał się ze swojego pałacu do katedry, aby udzielić sakramentu bierzmowania dzieciom pierwszokomunijnym. Towarzyszyło mu dwóch młodych księży, ksiądz Ziółkowski i ksiądz Kościelniakowski. Przed samą katedrą podszedł do nich Paweł Zalewski, malarz mieszkający w Lublinie i próbował strzelić z rewolweru do księdza biskupa. Pistolet nie wypalił, co pozwoliło na reakcję księdza Ziółkowskiego, który silnie uderzył laską w rękę zamachowca. Ten wypuścił pistolet, lecz próbował jeszcze sztyletem ugodzić biskupa. Temu, z kolei zapobiegł ksiądz Kościelniakowski. Wówczas sprawca zbiegł, ale w niedługim czasie został zatrzymany przez policję. Biskup, który zachowywał podczas całego zajścia wyjątkowy spokój, został jednak lekko ranny w rękę. Ksiądz Kłopotowski opisał całe to zdarzenie w swoim dzienniku Polak-katolik, gdzie za inspiratora i rzeczywistego sprawcę zamachu, uważał nie psychicznie ociężałego lubelskiego malarza, ale postępowo-lewacką prasę, wskazując między innymi na Kurier Lubelski, który został znaleziony w kieszeni zamachowca. Posłuchajmy tej relacji naszego bohatera: „Zalewski, jak łatwo się domyśleć, ma zboczenie umysłowe, ale nie tak zupełne, aby nie miał świadomości swego czynu. Umysł jego można porównać, jak to ktoś trafnie zauważył, do żołądka chorego, który nie może przetrawić pokarmu przyjętego. Zostawiony sam sobie i nie mając żadnej nad sobą opieki Zalewski był w biedzie, a czytując o ciągłych wycieczkach na duchowieństwo w pismach i broszurach socyalistycznych. które przy nim znaleziono, że nie tylko nie broni uciemiężonego ludu, lecz jeszcze samo obdziera go z grosza, postanowił głowę tegoż duchowieństwa w Lublinie zamordować, bo uważał, że napad na Arcybiskupa w Warszawie nie powiedzie się mu wcale przy zwiększonej tam czujności policyi. Zalewski sprawcą zamachu..., ale kto sprawcą sprawcy? zapytuję od siebie. Przypomnijcie sobie Lublinianie szanowni wszystkie wiece socyalistyczne, odbywane tak w sali Towarzystwa Hygienicznego jawnie, jak i skrycie we wszystkich laskach podmiejskich, na które kto tylko chciał miał wstęp, a na których bywały tysiące osób od dzieciaka małego do starca o siwej brodzie. Co na tych wiecach niewyrabiano, jak na nich nie szkalowano duchowieństwa naszego, wymieniając z nazwiska, osoby, które miały nieszczęście czy szczęście, sam nie wiem jak mam powiedzieć, czynem, nie słowem ukochać swych braci. Cofnijmy się wstecz i przywiedźmy sobie na pamięć sprowadzane przed kilku laty z zagranicy broszurki, obrzucające błotem tak Kościół, jak i duchowieństwo, które podtrzymywało ducha religijnego i narodowego w naszym kraju. Odczytajmy, tu u nas pisane i wydawane, najzjadliwsze proklamacye, w których wołano do tłumów, że: panami świata będziecie wy, gdy się krew bratnia poleje. Osądźcie Lublinianie działalność pisarską Kuryera (lubelskiego), Gońca Polskiego, który w każdym numerze swoim podaje najbardziej sensacyjne morderstwa i rozpusty, na jakie tylko upadła natura ludzka zdobyć się może,- tak jak znowu mleczny brat jego, Kuryer, chętnie przedrukowuje napaści z całego świata na duchowieństwo katolickie, nie pociągając do odpowiedzialności duchownych żydowskich. I teraz Sz.[anowni] Lublinianie pozwólcie się zapytać, czy to wszystko chorobliwy umysł Zalewskiego mógł strawić? On, przez nich karmiony, doszedł do najwyższego postępu, bo nie na mnie, jak przepowiadano i nad czem nawet radzono,- ale na Biskupa naszego napadł. - Otrzeźwił nas wszystkich! I jeszcze jedna uwaga niepośledniego znaczenia. Z nastaniem wolności dla prasy, zwiększoną została i liczba drukarń. Ale można było przewidzieć, że uczciwi i porządni właściciele nie zgodzą się nawet za cenę złota brudów drukować u siebie i szerzyć swą pracą zgubnych zasad dla całego społeczeństwa. Równolegle więc z postępowo - socyalistycznemi pismami powstawały nowe tegoż samego pokroju drukarnie. (...) Tymczasem do drukowanego już Kuryera, który coraz wyraźniej stawał się bezwyznaniowym i wrogim dla katolicyzmu, oraz jego kierowników - kapłanów, przybywa organ z programem, odpowiednim dla ladacznic lubelskich: Goniec Polski, redagowany przez p. Stodolnickiego, który po krótkiej praktyce redaktorskiej w Kuryerze, pojechał na studya bulwarowe za granicę i wrócił jako akademik w tym względzie skończony, dający w każdym numerze Gońca sporą dozę erudycyi brukowej. Dyskrecya każe mi się ograniczyć na podaniu ostatniej tylko pracy Drukarni Estetycznej, mianowicie pisemka satyryczno - humorystycznego pod tytułem Błotko lubelskie, po przeczytaniu, którego powiedziałem sobie: wolałbym zamiast drukarni mieć pralnię i bieliznę prać brudną, niż zanurzać w tem Błotku lubelskim ludzką opinię i sławę. W zanurzaniu owem naturalna rzecz nie pominięto i mojej osoby i mego Polaka-Katolika - jedynie, że nie chcę, jak to mówi przysłowie: sedere post fornacem, et cum omnibus habere pacem [siedzieć za piecem i mieć ze wszystkim spokój]. Wiem to dobrze i bez Błotka lubelskiego, że daleko wygodniej by mi było siedzieć za piecem i że nawet w tym wypadku byłbym mile widzianym, jako człowiek spokojnego ducha. Ale co komu dane, to ma. Wszak i redaktor Błotka lubelskiego p. Komarnicki nie siedzi z założonemi rękami, tylko pisze, a taki ma pociąg do pisania, że nie tylko pisze w Błotku, ale prosił mnie o to, aby pisał i w Polaku-Katoliku. O ironio z przekonań religijnych i narodowych! (...) Osądziwszy przyczynę, wracam do skutku i stawiam pytanie jak osądzić należy Zalewskiego, sprawcę zamachu na Jego Ekscelencye. Wszystkich na sędziów wzywam, kto tylko się tą sprawą interesuje, świadków żadnych nie potrzebuję, bo złoczyńca wyznał swą winę sam i wskazał genezę jej, a ja występuję nie jako sprawozdawca, lecz jako wnoszący najpoważniejszą sprawę i żądający od wszystkich natychmiastowego jej rozstrzygnięcia"[10]. Ksiądz Ignacy następnego dnia po ukazaniu się powyższego artykułu, napisał tak: „Tymczasem chciałbym wpierw siebie usprawiedliwić z zarzutu, jaki zainteresowani mogą postawić wczorajszemu memu artykułowi, w którym odpowiedzialność za czyn ten świętokradzki na prasę włożyłem. Otóż nie ja pierwszy tak surowo złą prasę sądzę i nie ja pierwszy pociągam ją do odpowiedzialności za czyny ludzkie. Właśnie stanęła mi na myśli bajka znakomitego pisarza rosyjskiego, [Iwana] Kryłowa (1769-1844), która wybornie nadaje się do omawianej materyi. Chcę ją Czytelnikom przypomnieć i dlatego zwlekam do dnia następnego z sądem zbrodniczego czynu Zaleskiego. Ponieważ czytać mnie będą i panowie postępowcy, którzy nauki chrześcijańskiej o piekle nie uznają, muszę przed podaniem wspomnianej bajki powiedzieć im, że sami nawet poganie wierzyli w piekło a o karach piekielnych różne wymysły podawali o sobie. Mówili oni, że w piekle gospodarują trzy wiedźmy, trzymające w rękach straszne bicze, a w rozczochranej swojej czuprynie zamiast włosów mają wijące się węże i inne podobne wymysły własne o piekle tworzyli sobie. Bajkopisarz Kryłow oparł się na tych poglądach pogańskich na piekło i niezmiernie mądrą podał naukę, która Lublinowi po zbrodniczem napadzie na Jego Ekscelencyę, jako będąca na czasie bardzo się przyda"[11]. „O jednej i tej samej godzinie - opowiada bajkopisarz - umarło dwóch ludzi. Umarł zbój, który rabował i mordował, aż wreszcie po schwytaniu został skazany na szubienicę. I umarł pisarz, głośny z bluźnierczych i niemoralnych utworów, w których szkalował świętą wiarę, podniecał do rozpusty, szerzył nienawiść między ludźmi. Jad swoich utworów umiał ubierać w szumne i piękne frazesy, czym wyrządzał wiele złego, bo książki jego ludzie rozchwytywali, czytali i wierzyli, mówiąc: »To musi być prawda, skoro drukowane i tak ładnie napisane«. Nad jednym i drugim, to jest nad zbójem i pisarzem, odbył się sąd. Obaj dostali się do piekła. Tam, na dwóch ogromnych łańcuchach zawieszone zostały dwa olbrzymie kotły i pod nimi rozniecono ogień. Obu skazańców wrzucono do rozpalonej smoły. Pod kotłem zbója jędze piekielne tak strasznie paliły, że od gorąca trzeszczały mury piekielne, a tymczasem pod kotłem pisarza ogień był tak mały, że męka jego była o wiele mniejsza. Wkrótce jednak nastała dziwna zamiana: ogień pod kotłem zbója malał, a pod kotłem pisarza rósł coraz silniejszy. Minęły wieki. Pod zbójem ogień zaledwie się tlił, a pisarzowi dopiekał z każdą chwilą coraz dotkliwiej, tak że w końcu począł on wyrzekać, że się mu krzywda dzieje - bo więcej cierpi, niż na to zasłużył. - Pisałem - wołał oburzony - co prawda, trochę za swobodnie i niezgodnie z prawdą, czym zyskałem sobie u ludzi sławę, ale ostatecznie nie mogę być więcej winnym od zbója, który tyle morderstw ma na swoim sumieniu. - Lecz zaledwie skończył swe wyrzekanie, ujrzał przed sobą jędzę piekielną. - A nędzniku! - zawołała jędza. - Ty narzekasz na Opatrzność? Ty śmiesz się stawiać na równi z tym zbójem? Wiedz, że zbrodnie jego są niczym w porównaniu z tym, coś ty narobił swoimi utworami. On kradł i mordował. To prawda, ale on szkodził swymi zbrodniami tak długo, jak długo żył na świecie. A ty? Twoje kości już się dawno w proch rozsypały, a pomimo to do dziś nie ma chwili, żeby się coś złego nie stało, co początek swój bierze od ciebie. Jad twoich książek nie tylko z czasem nie osłabł, ale z biegiem wieków stał się coraz szkodliwszy. Twe słowa zaczęli podchwytywać inni i nieśli dalej, aż patrz, co się stało. Tu pokazała mu cały świat. - Czy widzisz - rzekła mu jędza - tam, tych młodzieńców, co są dla rodziny hańbą, a dla siebie ciężarem? Kto zatruł umysły ich i serca, czy się domyślasz? Nie kto inny, tylko ty. Przecież ty drwiłeś z nabożeństw, z władzy, ze starszych, szkalowałeś wszystkich, hańbiłeś wszystkich i z błotem ich mieszałeś. Ty wynosiłeś pod niebiosa niewiarę. Ty twierdziłeś, że tego wymaga nauka, rozum. Ty tłumaczyłeś i uniewinniałeś gwałty, rozpustę i wszelki występek. Patrz tam! Oto lud, przesiąkły twymi zasadami, krew przelewa w bratobójczej walce! Patrz, oto ten naród pędzi do swojej zguby, a zawdzięcza to tylko tobie. I ty śmiesz szemrać, żeś nie zasłużył na taką karę, jaką ponosisz? A przy tym pamiętaj, że to, co ci pokazałam teraz, to twoje dzieło obecnie i że na tym nie koniec. Ileż to jeszcze dzięki tobie stanie się złego na ziemi! Cierp więc, nędzniku! Kara twoja wymierzona sprawiedliwie. To rzekłszy, jędza zamilkła, a ogień, wzrastając, gorzał coraz więcej i coraz więcej, bez przerwy, bez końca"[12]. Jakżeż ta bajka Kryłowa przedziwnie nadaje się do naszych czasów! Nie mogłem nie przypomnieć jej dla oświetlenia zbrodni, której nasze miasto nie spodziewało się nigdy"[13]. Tak podsumował ksiądz Ignacy swój artykuł. Czy po tej lekturze można się dziwić, że lewicowi działacze i dziennikarze znienawidzili i atakowali księdza Kłopotowskiego. W swoim pierwszym artykule wyraźnie też wspomniał on o planowanym zamachu także na niego samego. Już na początku roku 1907 ks. Ignacy Kłopotowski zaczął snuć plany przeniesienia swojego wydawnictwa do Warszawy. W marcu tego roku wystąpił do biskupa Franciszka Jaczewskiego o taką zgodę na okres trzech lat i tę zgodę otrzymał. „Sprawa przeniesienia koncernu trwała jeszcze rok. Właściciel musiał na to uzyskać zgodę generał - gubernatora [był nim wówczas Georgij Skałon (1847-1914)], ale otrzymał ją dopiero 19 maja następnego roku. Niezbędna była również zgoda arcybiskupa warszawskiego Wincentego Chościak-Popiela (1825-1912), do którego ksiądz Kłopotowski zwrócił się o wyrażenie zgody na swój czasowy pobyt w stolicy. Arcybiskup Popiel wyraził przed 13 III 1908 roku zgodę na trzyletni pobyt księdza Kłopotowskiego w Warszawie. Abp. Wincenty Chościak-Popiel Zdjęcie Ze zbiorów własnych. Tego bowiem dnia o swojej zgodzie zawiadomił biskupa Jaczewskiego. W kilka dni wcześniej ksiądz Kłopotowski zwrócił się do konsystorza lubelskiego z prośbą o wydanie urzędowego zezwolenia biskupa na wyjazd do Warszawy w celu wydawania Polaka-Katolika i Posiewu oraz zwolnienia z zajmowanego stanowiska w Lublinie. Konsystorz wystawił zaświadczenie w języku rosyjskim 9 V 1908 roku. Ponowna zgoda biskupa Jaczewskiego na trzyletni wyjazd księdza Kłopotowskiego nastąpiła 19 III 1908 roku, kiedy zostało podpisane zaświadczenie, że petent jest kapłanem diecezji lubelskiej i otrzymał zgodę na trzyletni pobyt w Warszawie, że jest w łączności z Kościołem rzymskokatolickim i nie znajduje się w żadnych karach kościelnych. Akt zwolnienia ze stanowiska wikariusza parafii katedralnej został wystawiony przez kurię (z powołaniem się na pismo z 9 marca) 19 V 1908 roku. W tym samym dniu wysłano zawiadomienie do generał-gubernatora, gubernatora, urzędu gubernialnego i dziekana lubelskiego. Oficjalne zwolnienie z obowiązków profesora seminarium lubelskiego nastąpiło dopiero 1 XII 1909 roku, również po zawiadomieniu generał-gubernatora i gubernatora lubelskiego. Powody, które kierowały księdzem Kłopotowskim przy podejmowaniu decyzji o przeprowadzce do Warszawy, przedstawił on w swoich czasopismach. „W kwietniu 1908 r. pisał na łamach tygodnika Posiew: »Redakcja nasza z dniem pierwszym czerwca zostaje przeniesiona do Warszawy (...). Chcemy Posiewowi nadać cechę pisma ludowego dla całego Królestwa; chcemy go ożywić, a głównie ozdobić rysunkami. Do tego Lublin się nie nadawał«. Podobne uzasadnienie swej decyzji zamieścił na łamach wydawanego przez siebie dziennika. Oświadczył, że w stolicy Polak-Katolik przekształci się z dziennika prowincjonalnego w pismo, które »będzie odtąd miało na widoku sprawy całego kraju«. Jak widać, ks. Kłopotowski podejmował decyzję zmiany miejsca pracy w przekonaniu, że będzie to korzystne dla jego działalności wydawniczej. »Zostawiam Lublinowi - pisał przed wyjazdem do Warszawy - siedemnaście lat kapłaństwa swego (...), biorę ze sobą na pamiątkę ciężki krzyż najrozmaitszych cierpień, które w Lublinie przeszedłem. Krzyż ten cenię wysoko«. W ciągu kilkunastu lat pobytu w Lublinie ks. Kłopotowski był siedem lat wikariuszem, trzy lata kapelanem szpitala, dziesięć lat rektorem kościoła, siedemnaście lat pracował w Seminarium Duchownym. Opublikował w Lublinie ponad pięćdziesiąt książek i broszur, pozostawił na terenie miasta wiele instytucji dobroczynnych, które powstały z jego inicjatywy"[14]. „Przeprowadzka do Warszawy nastąpiła pod koniec maja 1908 roku. Już na początku czerwca zaczęły się ukazywać na terenie Warszawy wszystkie czasopisma księdza Kłopotowskiego, wydawane dotychczas w Lublinie. Koncern zmieścił się początkowo w wynajętym domu przy ulicy Nowy Świat 41"[15]. Bibliografia: - Ks. Ignacy Kłopotowski, Nawiedzenia Najśw. Sakramentu, Warszawa 1896. -Ks. Ignacy Kłopotowski, Przytułek świętego Antoniego w Lublinie, Lublin 1905. -Ks. Jan Urban TJ, Wśród Unitów na Podlasiu Pamiętniki wycieczek misyjnych, Kraków 1923. -Ks. Ignacy Kłopotowski, Pójdź i ty do spowiedzi św. Warszawa 1930. -Ks Bolesław Kumor, ks. Zdzisław Obertyński, Historia Kościoła w Polsce, Tom II, cz. I, Poznań -Warszawa 1979. - S. Zofia Alina Chomiuk, Ksiądz Ignacy Kłopotowski w służbie ubogim i potrzebującym, Warszawa 1987 -Józef Styk, Ksiądz Ignacy Kłopotowski 1866-1931, Warszawa 1987. - Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy Kłopotowski, Warszawa 1992. -Ks. Daniel Olszewski, Ks. Ignacy Kłopotowski życie i apostolat, Warszawa 1996. - S. Zofia A. Chomiuk CSL, Całym życiem dziękować; Błogosławiony ks. Ignacy Kłopotowski 1866-1931, Warszawa 2005. -Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością otwiera się niebo, Warszawa 2017. https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-07b.php3 https://crispa.uw.edu.pl/object/files/109678/display/Default http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=4041 https://sanctus.pl/index.php?grupa=79&podgrupa=264&doc=200 https://crispa.uw.edu.pl/object/files/109669/display/Default https://crispa.uw.edu.pl/object/files/109670/display/Default https://www.spsk1.lublin.pl/historia-szpitala http://dpsjadwinow.pl/historia-domu/ https://prawy.pl/111727-114-lat-temu-pius-x-ekskomunikowal-zalozycielke-mariawitow-polskiej-herezji-wyroslej-z-glebokiej-poboznosci-katolickiej-i-patriotyzmu/ https://archidiecezjalubelska.pl/blog/wawrzyn-pawla-konrada-lubelska-ksiazka-roku-2014/ https://archidiecezjalubelska.pl/wp-content/uploads/2015/06/Ksi%C4%85%C5%BCka-Bp.-Fr.-Jaczewski-tytu%C5%82owa-2015.jpg [1] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 45. [2] Ks. Jan Urban TJ, Wśród Unitów na Podlasiu Pamiętniki wycieczek misyjnych, Kraków 1923, s. 35 [3] Tamże, s. 6. [4] Józef Styk, Ksiądz Ignacy..., s. 23. [5] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 53. [6] Tamże, s. 84-85. [7] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 84. [8] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 50. [9] Tamże, s. 49. [10] https://crispa.uw.edu.pl/object/files/109670/display/Default [11] https://crispa.uw.edu.pl/object/files/109669/display/Default [12] https://sanctus.pl/index.php?grupa=79&podgrupa=264&doc=200 [13] https://crispa.uw.edu.pl/object/files/109669/display/Default [14] Ks. Daniel Olszewski, Ks. Ignacy Kłopotowski życie i apostolat, Warszawa 1996, s. 54. [15] Józef Styk, Ksiądz Ignacy..., s. 25-26.
Powrót |