Święty Zygmunt Gorazdowski cz. IV Zdj. z Intern. ze str.: https://www.jozefitki.pl/zyciorys.html W listopadzie 1899 roku, po śmierci ks. Kajetana Odelgiewicza, proboszcza parafii św. Mikołaja we Lwowie ks. Gorazdowski został administratorem tejże parafii, a w styczniu 1902 roku został jej proboszczem. Wówczas zaczął prowadzić także „działalność charytatywną na własną rękę. Jego plebania zawsze była otwarta dla lwowskiej biedoty. Żebracy ściągali tu z całego miasta, bo wiedzieli, że ksiądz dziadów, jak go powszechnie nazywano, nie przegoni ich, mimo że sam żył ubogo. Jadał niezwykle skromnie. Chodził w starej, zniszczonej bieliźnie, sutannie i płaszczu. Józefitki starały się dbać o swojego założyciela, ale otrzymane od nich odzienie rozdawał ubogim. Jego konfesjonał był zawsze oblężony. Penitenci mogli się do niego zgłaszać o każdej porze, a i on odwiedzał w domach najbardziej zatwardziałych grzeszników, zachęcając ich do skorzystania z sakramentu pojednania"[1]. Bo nędze galicyjska, to nie była tylko nędza materialna, ale także nędza duchowa i moralna. Kościół św. Mikołaja obok stary Uniwersytet Lwowski https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/ W tym czasie zaznajomił się ks. Gorazdowski z jednym urzędnikiem, który jak się okazało, należał do masonerii. Kiedy człowiek ten śmiertelnie zachorował, ks. Zygmunt nie czekając na zaproszenie, natychmiast podążył do niego z posługą kapłańską. Ale ten nieszczęśliwiec, choć lubił księdza i cieszył się z jego odwiedzin, to jednak absolutnie nie chciał słyszeć o Sakramencie pokuty. „Odmowa masona była kategoryczna, a towarzyszące temu oburzenie zdawało się definitywnie przekreślać jakiekolwiek szanse zmiany w tym człowieku. Ks. Gorazdowski smutny opuścił mieszkanie urzędnika. Gdy wyszedł na ulicę, powtarzał jak w gorączce: - Boże, Panie niemożliwego, zmiłuj się. Maryjo, Ucieczko grzeszników, Św. Józefie, postrachu szatanów módlcie się, przyczyńcie się ... W tym wielkim zatroskaniu i błagalnym szturmie do nieba nawet nie zauważył, jak"[2]pojawiło się przed nim dwóch innych, znajomych mu masonów. Gdy dowiedzieli się, co było przyczyną zatroskania ks. Zygmunta, obaj obiecali (z pewnością za sprawą tych modlitw księdza Gorazdowskiego), że przekonają swojego kompana do Spowiedzi świętej. I rzeczywiście, po pół godzinie, powiadomili oni księdza, żeby udał się do tego urzędnika, któremu podsunęli „myśl, aby się poradził księdza, którą drogą ma iść po śmierci. Zgodził się wreszcie i prosił (...) [żeby] zawezwali księdza. Z jaką radością pospieszył ks. Proboszcz do chorego masona, który pojednany z Bogiem, wkrótce umarł. Nie odosobniony był to przypadek uczestnictwa ks. Zygmunta w radości Ewangelicznego Ojca, który wita powracającego marnotrawnego syna"[3]. Ks. Gorazdowski widział w Galicji coraz bardziej panoszące się wszechobecne zło. W jednym z listów do arcybiskupa Bilczewskiego tak napisał: „Prawda, że niewiele ludzi u nas pojmuje cały ogrom tego niebezpieczeństwa, ale ja nabyłem przez długie lata mojej pracy pasterskiej w tych sprawach wiele doświadczenia i jestem mocno przekonany, że Galicja straci wkrótce charakter kraju katolickiego i polskiego, jeżeli katolicy nie wezmą się wspólnie do walki z wrogami naszej religii i narodowości"[4]. W swoich kazaniach proboszcz Gorazdowski nie patrzył na to, czy się one spodobają jego parafianom, czy też będą źli na niego. „Nie szczędził na kazaniach gorzkich słów prawdy. By wstrząsnąć sumieniami katolików nie omieszkał uciekać się niejednokrotnie do bardzo mocnych słów. Różnymi zresztą sposobami pragnął pomóc ludziom iść prawą drogą Bożych przykazań i zaleceń. Miał też zwyczaj, że swoich penitentów obdarowywał medalikiem z wizerunkiem Niepokalanej. Zawieszał go też często na dziecięcych szyjach. Przy tych okazjach zwykł mawiać: »To tarcza. Na niej zatrzyma się kula, zaraza, ogień i gorsze od nich - ukąszenie piekielnego węża«. Jego wielka wiara w moc wstawiennictwa Maryi pięknym i tajemniczym rysem zapisała się w wydarzeniu, które miało miejsce w pierwszych latach jego pracy proboszczowskiej. Oto bowiem kiedy ks. Gorazdowski stał z ks. dr Narajewskim [(1860-1943) Stanisław, profesor, dziekan wydziału teologicznego Uniwersytetu Lwowskiego, późniejszy rektor tego Uniwersytetu] przed godz. 12-tą w południe koło furty klasztornej, podeszła do nich 18-letnia dziewczyna. Zwracając się do ks. Zygmunta prosiła, ażeby ją ratował z nieszczęścia, gdyż każdego dnia w południe dostaje napadów epilepsji, które ją bardzo osłabiają i wyniszczają. Ks. Gorazdowski jakby chcąc jeszcze upewnić się czy podjęte przez niego działanie będzie po linii życzeń Kościoła, zwrócił się do ks. prof. Narajewskiego po łacinie z zapytaniem co mówi o tym względzie religia; uspokojony przez ks. Profesora, spytał dziewczynę: - Czy ty kochasz Matkę Bożą? - Tak, proszę Ojca, bardzo kocham. - Powiedz mi, czy Matka Boska potrafi uprosić u Swego Syna dla Ciebie zdrowie ciała, o ile to nie zaszkodzi twojej duszy? Z mocą wielkiego przekonania dziewczyna odpowiedziała: - Przecież to jest Matka Boga-Człowieka, a Syn nie może odmówić Matce. - Więc odmawiaj od dzisiaj nowennę do Matki Najświętszej, a jeśli będziesz odmawiała ją z wiarą i pokorą, Ona cię wysłucha. Kiedy ks. Zygmunt kończył mówić te słowa rozległy się uderzenia zegara i dzwony kościołów rozdzwoniły się na Anioł Pański. Dziewczyną zaś już po chwili wstrząsał atak epilepsji. Gdy po jakimś czasie przyszła do równowagi, zwracając się do ks. Gorazdowskiego, powiedziała: - Proszę Księdza, to był już ostatni atak epilepsji, bo Matka Boska nie pozwoli, gdy zacznę modlić się do niej, abym była chora. - Ufaj tylko, a będziesz zdrowa - odrzekł na to ks. Zygmunt błogosławiąc chorej. - Przyjdę jutro i powiem, czy miałam atak czy nie - dodała odchodząc dziewczyna. I rzeczywiście przyszła oświadczając, że nie miała żadnego ataku. Później była jeszcze kilka razy, ale już uzdrowiona"[5]. Choć Ks. Gorazdowski sam nie bardzo dbał o siebie, to jednak z pewnością bardzo dbał o innych ludzi oraz o Dom Boży. Jako proboszcz przystąpił do odremontowania podniszczonej świątyni, odnowił trzy boczne ołtarze, wymienił witraże, położył nową, kamienną posadzkę oraz zakupił nowe organy. Do tych wszystkich zajęć i obowiązków ks. Gorazdowskiego dochodziła również od wielu lat, nauka katechezy we lwowskiej szkole, gdzie uczyło się 300 uczniów z czego 200 było dziećmi katolickimi. Niestety, była to prywatna szkoła ewangelicka, którą dodatkowo dofinansowywało miasto. „Szkoła ta była jedyną tego typu instytucją we Lwowie z językiem wykładowym niemieckim. Stąd, dzieci niemieckich katolików nie znające języka polskiego z konieczności do niej uczęszczały. Był to jednak niewielki procent uczniów. Wielu Polaków, katolików wysyłało tu swoje dzieci, ponieważ język niemiecki był potrzebny w karierze urzędniczej i wojskowej. Niektórzy z rodziców twierdzili też, że w niedługim czasie planują przesiedlenie się w strony niemieckie i chcą w ten sposób umożliwić swoim dzieciom dalszą naukę. Spora również liczba katolików chętnie zapisywała swoje dzieci do szkoły protestanckiej, ponieważ wysokie w niej opłaty umożliwiały korzystanie z nauki przede wszystkim dzieciom ze sfer inteligenckich, co niewątpliwie miało niemały wpływ na poziom nauczania"[6] Jednak ks. Zygmunta bardzo bolało to, że w tej szkole dzieci z rodzin katolickich zaczynały tracić wiarę. Dużo wcześniej pisał już w swoich Zasadach i przepisach dobrego wychowania o tym co dzieje się w szkołach bezwyznaniowych, „gdzie nauczyciel bez wiary wyrywa te zbawienne prawdy i zasady, które rodzice w domu zaszczepili. Takich nauczycieli można by nazwać mordercami dusz, taką szkołę jaskinią zbójców"[7]. Dlatego w 1903 roku za zgodą arcybiskupa Bilczewskiego postanowił sam założyć szkołę katolicką z niemieckim językiem wykładowym. W tym przeprowadził adaptacyjny remont w dwupiętrowej kamienicy, gdzie mieścił się założony przez niego Internat dla studentów seminarium nauczycielskiego. Jako nauczycieli sprowadził ks. Gorazdowski z Austrii Braci Szkolnych, zwanych lasalianami od nazwiska ich założyciela Jana Chrzciciela de la Salle (1651-1719). Jeszcze zanim szkoła została otwarta nastąpił zdecydowany atak środowisk antykościelnych na sam pomysł otwarcia takiej szkoły oraz oczywiście na samego księdza Zygmunta Gorazdowskiego a w konsekwencji na Kościół Katolicki. Jeden z takich atakujących artykułów zamieszczamy poniżej: „Niefortunny pomysł. Proboszcz parafji św. Mikołaja we Lwowie, ks. Gorazdowski - jak nam donoszą - powziął zamiar założenia niemieckiej szkoły dla dzieci. Inicjator, który na ten cel nie szczędził ofiary, wychodzi z tego zapatrywania, że są u nas dzieci, które radeby lepiej poznać język niemiecki (?), że we Lwowie znajdują się rodziny niemieckie, które w braku niemieckiego zakładu katolickiego, posyłają swe dzieci do szkoły ewangelickiej. Otóż, dla tych polskich dzieci, chcących lepiej nauczyć się po niemiecku oraz dla niemieckich katolików, ma powstać za polskie pieniądze niemiecka szkoła w polskim Lwowie. Co więcej! Na nauczycieli w tej szkole ks. Gorazdowski sprowadza niemieckich zakonników, tzw. Braci szkolnych! Ks. Gorazdowski sam widocznie czuje wielką drażliwość swego pomysłu, albowiem w ogłoszeniu go stara się uspokoić społeczeństwo zapewnieniem, że szkoła z niemieckim językiem wykładowym, prowadzona przez niemieckich Schulbriider'ów [Braci Szkolnych], będzie miała charakter - polski (?!). Dużo już było u nas pomysłów egzotycznych, ale temu należy się bezwarunkowo pierwszeństwo! Więc w Wiedniu i w miastach niemieckich, gdzie liczba Polaków jest częstokroć bardzo znaczną, nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, fundować dla nich szkołę polską za niemieckie pieniądze osób prywatnych, a my dla garstki Niemców, zabłąkanych do polskiego miasta, mamy czynić fundację, która stanie się jeszcze jednym rozsadnikiem niemczyzny? W chwili, kiedy całe społeczeństwo wytęża siły, ażeby strącić z siebie resztki niemieckiego pokostu; kiedy powszechnie podnoszą się narzekania na niemczyznę na kolejach, w żandarmerji, w prokuratorji; w chwili, kiedy wszyscy uważają za szkodę narodową i istnienie w kraju dwóch niemieckich gimnazjów, - w takiej, oto, chwili polski kapłan staje w obronie niemczyzny i pragnie przyczynić się do jej utrwalenia wśród młodzieży ! Polak w Wiedniu uczęszcza do szkół niemieckich, a Niemiec we Lwowie niechaj uczy się w naszych szkołach polskich, bo to polskie miasto i kraj polski. A jeżeli są pośród nas koloniści niemieccy, co radziby koniecznie posiadać niemiecką szkołę, to niechaj ją sobie założą sami. Wobec tak opłakanych stosunków społeczeństwa naszego, wobec tylu gwałtownych potrzeb dla nas samych - usłużność i ofiarność ks. Gorazdwskiego nie dla swoich,- jeno dla Niemców, jest nam, doprawdy, niezrozumiałą... Bo o Niemców może tu rozchodzić się jedynie i myli się ks. Gorazdowski, jeżeli sądzi, że znajdzie dużo karierowiczów Polaków, którzy swym dzieciom pierwszych podstaw nauki pozwolą udzielać w języku obcym, przez obcych ludzi, po to, aby ci niemieccy Bracia tchnęli w dziecięce dusze znamię niemieckiej kultury, a w usta młodociane - obcą mowę. Takich rodzin polskich nie znajdzie się już wiele w czasie, kiedy cały naród przyszedł do przekonania, że największem wypaczeniem naszego wykształcenia jest naśladownictwo obcego sposobu myślenia, obcego ducha i obcej kultury. Bronimy się już, Bogu dzięki, przeciw temu zatruciu umysłów. Projekt swój motywuje ks. Gorazdowski względami religijnymi, twierdząc, że katolicy Niemcy, ponieważ nie mają innej szkoły niemieckiej, ślą dzieci do szkoły ewangelickiej. Otóż, już dyskusja, jaką wszczęto w prasie miejscowej w roku ubiegłym, wykazała, że w szkole ewangelickiej lwowskiej stosunki poprawiły się o tyle, iż dzieci katolickie mają taką samą pieczę religijną, jak w szkołach miejskich. Ale gdyby nawet katoliccy Niemcy żywili jeszcze obawy co do szkoły ewangelickiej, - to sądzimy, że jako katolicy, mogą (nie założywszy szkoły własnej) posyłać dziatwę do szkół polskich, gdzie wszakże język niemiecki bywa także wykładanym. Dla dobrego katolika ofiara taka jest obowiązkiem, ale chyba sami Niemcy katoliccy nie mogą mieć pretensji, iżbyśmy my, Polacy, z funduszów prywatnych fundowali im szkolę niemiecką i sprowadzali niemieckich zakonników! Niefortunny pomysł ks. Gorazdowskiego zawiera w sobie tyle niebezpieczeństw narodowych, ba, nawet prejudykatów [orzeczenie sądowe, będące podstawą do podobnych orzeczeń w przyszłości] politycznych, że ogół polskiej ludności Lwowa powinien bardzo stanowczo i z całym naciskiem zaprotestować przeciw koniowi trojańskiemu, jakiego wielebny inicjator - niewątpliwie w dobrej wierze - usiłuje wprowadzić do miasta. Mieliśmy już dość szkół niemieckich we Lwowie i pamiętamy dobrze, jakie były ich skutki dla społeczeństwa!"[8] Bardzo zabolały te ataki ks. Gorazdowskiego, a ten powyższy tekst należał do tych, o których napisał do arcybiskupa Bilczewskiego, którego nie było w tym czasie w Galicji: „Radykalne gazety, mianowicie Kurier Lwowski zgromił mnie ostro, że: my nie chcemy żadnych szkół pod władzą duchowieństwa«, a Dziennik Polski zbeształ mnie jeszcze gorzej jako zdrajcę narodowej sprawy. Otrzymałem też listy anonimowe z pogróżkami, a jeden ze stryczkiem"[9]. Napisał także, ks. Gorazdowski swoje własne oświadczenie, które ukazało się w prasie a które miało następującą treść: „W sprawie szkoły Braci szkolnych, (...) Od miesiąca bałamucą niektóre dzienniki lwowskie publiczność naszą wiadomością fałszywą, że [niżej] podpisany zakłada szkołę czysto niemiecką w tym celi, aby germanizować młodzież. Nikt z redakcyi tych dzienników nie poinformował się u mnie, co to za szkoła, jakie jej zadanie i dlaczego ona potrzebna we Lwowie, mimo to dzienniki owe bez żadnej podstawy obrzucają mnie obelgami i okrzykują zdrajcą narodu. - Dlatego raczy szanowna Redakcja w interesie prawdy przyjąć ode mnie to wyjaśnienie: Wiadomem jest powszechnie, że istnieje we Lwowie wyznaniowa szkoła ewangelicka, do której uczęszcza zwykle dwa razy tyle dzieci katolickich, co luterskich. Szkoła ta rośnie z każdym rokiem, gdyż posiada reputacyę najlepszej szkoły we Lwowie, a z nią rośnie też i fundusz wyznaniowy ewangelicki, który z opłat szkolnych, od dzieci katolickich pobieranych, wybudował przed trzema laty skrzydło jedno w tej szkole, jakoteż dwie kamienice czynszowe przy ulicy Zielonej. W ostatnim roku szkolnym był budynek szkolny tak zapełniony dziećmi katolickiemi, że zapewne wkrótce dobuduje dyrekcji szkoły drugie skrzydło. Dobra reputacya tej szkoły pochodzi stąd, że uczęszczają tam wyłącznie dzieci rodzin inteligentnych, że dzieci te posiadają wszelkie przybory szkolne, a także i dlatego, że rodzice tych dzieci czuwają sami nad tem, iżby one korzystały z nauk. Nadto w szkole tej jest język niemiecki wykładowym, przeto wszystkie rodziny niemieckie, nawet katolickie, zniewolone są do tej szkoły swe dzieci posyłać, gdyż innej szkoły niemieckiej Lwów nie posiada. Oprócz Niemców posyłają do tej szkoły niemieckiej swe dzieci także i ci Polacy, którzy pragną, by dzieci ich poznały gruntownie język niemiecki, potrzebny im w późniejszem życiu praktycznem, gdyż jak wiadomo, w szkołach innych nauka tego języka rezultatów praktycznych nie osiąga. Jeżeli Reprezentacya miasta nie postarała się dotąd, aby dzieci niemieckie miały katolicką szkołę ludową, lecz udziela subwencyi 2400 koron na szkołę ewangelicką, to społeczeństwo katolickie nie może obojętnie patrzeć, jak około 200 dzieci katolickich bywa wychowywanych przez innowierców. Gdy dziecko katolickie przez cztery lata przebywa pod wpływem nauczycieli innej wiary - te lata, w których ono chłonie chciwie wszelki wpływ otoczenia, a tem więcej wpływy religijne, ponosi ono szkodę niepowetowaną na całe swoje życie. Szkoda ta jest podwójną - raz, że dziecko pozbawione jest dodatniego wpływu katolickiego, gdyż nauka religii i praktyki katolickie są bardzo ograniczone w tej szkole, a po wtóre, że zostając pod ciągłym wpływem przełożonych akatolickich i żyjąc w atmosferze niekatolickiej, wychowuje się w indyferentyzmie religijnym, który do niego przylgnie na zawsze. Temu może zaradzić jedynie założenie szkoły katolickiej, która będzie otwarta 1 go września b. r. (...) przy ul. Mochnackiego pod dyrekcyą Braci szkół chrześcijańskich. Zgromadzenie to, założone we Francyi w r. 1681 przez św. Jana Chrzciciela de la Salle - składa się z samych nauczycieli ludowych i rozrzucone jest w całym świecie katolickim tak bardzo, że liczy już 12.000 członków i wychowuje 35.000 uczniów. Ojciec św. Leon XIII, któremu wychowanie młodzieży w duchu katolickim najbardziej leżało na sercu, otaczał swoją szczególną opieką to Zgromadzenie, oddał mu dwa ogromne zakłady wychowawcze w samym Rzymie, kanonizował przed trzema laty założyciela, X. Jana de la Salle, ucieszył się też wielce, dowiedziawszy się, że Bracia szkolni mają osiąść we Lwowie i udzielił nawet osobnego błogosławieństwa temu dziełu. Stało się to przed pięciu laty, ale dotąd nie można było tego zamiaru doprowadzić do skutku, gdyż oprócz braku funduszów, przeszkadzała temu ta ważna okoliczność, że w owem Zgromadzeniu Braci szkolnych nie było dotąd Polaków, którzy by mogli objąć posadę nauczycieli publicznych. Zeszłego roku założyli Bracia seminaryum katolickie w Wiedniu, więc mogli nam dać Polaków. I oto w roku bieżącym przyrzekli nam przysłać czterech nauczycieli Polaków, którzy mają objąć zarząd Internatu św. Jozafata, a zarazem objąć l‑szą i 4-tą klasę ludową - z wykładem tak polskim, jak i niemieckim - gdyż zapewne zapiszą do tej szkoły tak polscy, jak i niemieccy rodzice swych synów. Kilka tutejszych dzienników, przeciwnych zasadniczo szkołom wyznaniowym, wmawia w naszą publiczność, że ta szkoła powstaje w celu germanizowania naszych dzieci. Ten zarzut stanowczo odeprzeć należy, gdyż szkoła ta, jako zakonna, będzie pod dozorem naszej władzy duchownej, której o brak polskości i patryotyzmu posądzić nie można. Gdyby zatem ta władza dostrzegła w prowadzeniu szkoły coś szkodliwego dla narodu lub religii, pierwsza wystąpiłaby przeciw temu i usunęłaby nadużycie. Przeciwnie, dążeniem tej szkoły będzie nietylko religijnie wychować naszą młodzież tak polską jak i niemiecką, ale też działać na młodzież niemiecką, aby nauczywszy się języka polskiego, mogła w wyższych klasach uczęszczać do klas polskich, a w każdym razie, aby żyjąc w naszym kraju, spoiła się z narodem naszym w jedną całość społeczną i narodową. Streszczając to, cośmy wyżej powiedzieli, oświadczamy : 1) Że sprzeciwia się to prawu Bożemu, aby dzieci katolickie były wychowywane w szkole wyznaniowej luterskiej. 2) Że duchowieństwo katolickie ma obowiązek starać się, aby tym dzieciom, czy są one polskie, czy niemieckie podać możność wychowania się w szkole katolickiej. 8) Że w szkole lwowskiej ewangelickiej jest zwykle dwa razy tyle dzieci katolickich, co luterskich. 4) Że gdy te dzieci katolickie przejdą z luterskiej do katolickiej szkoły, gdzie będą kształcone według tego samego planu naukowego, nie uczyni się przez to krajowi żadnej krzywdy, lecz przysporzy się mu religijnych obywateli i spełni się obowiązek przez Boga na nas, jako pasterzy katolickich, włożony. Prawda, że wtedy szkoła luterska utraci swoje dochody i swój wpływ na wychowanie dzieci naszych, ale to jest właśnie w interesie naszego narodu, bo szkoła ta jest rozsadnikiem germanizacyi i indyferentyzmu religijnego [przekonanie, że wszystkie wiary są jednakowo dobre]. Lwów 21 sierpnia 1903. X. Zygmunt Gorazdowski "[10] Kulminacyjnym momentem tych wszystkich ataków był wiec protestacyjny, zorganizowany we Lwowie. Wspierający konserwatystów, lwowski Przegląd Polityczny, Społeczny i Literacki, umieścił na swoich łamach dość szczegółowy przebieg tego wiecu skierowanego przeciwko i ks. Zygmuntowi Gorazdowskiemu i jego szkole: „Wiec w sprawie szkoły Braci szkolnych, Wczoraj przed południem odbył się na boisku sokolem [boisko Towarzystwa Gimnastycznego Sokół] wiec w sprawie projektowanej przez X. Gorazdowskiego szkoły niemieckiej dla katolickich dzieci niemieckich. Wiec zwołało i urządziło Towarzystwo rzemieślnicze im. Kilińskiego, było zaś na nim obecnych zrazu niespełna 300 osób, potem już w czasie przemówień liczba ta się podwoiła. Bardzo dużo było między zebranymi uczniów gimnazyalnych, którzy cisnąc się koło stołu prezydialnego hałaśliwymi okrzykami i oklaskami podkreślali wszystkie efektowniejsze zwroty mówców. Przewodniczącym wiecu wybrano p. Biechońskiego. Otwierając obrady, rzekł on, że na żywem ciele narodu naszego próbują teraz eksperymentów różni znachorzy i maniacy, i że takim maniakiem jest X. Gorazdowski, który nam rzuca w oczy szkołę niemiecką pod pozorem, że ona ma usuwać dzieci katolickie spod wpływu ewangelickiego. Nazwawszy X. Gorazdowskiego maniakiem, zaraz w następnem zdaniu zapewnił mówca, że go z innych względów bardzo szanuje, doradza mu jednak, aby pola swojej działalności szukał nie u nas, lecz tam, gdzie pełnem korytem płynie prawosławie. Zakończył mówca apelem do kobiet polskich, żeby szły od ulicy do ulicy, od domu do domu i odwodziły rodziców od posyłania dziatwy do szkoły X. Gorazdowskiego. Referował potem sprawę p. Baczyński, zecer. Rozpoczął od szumnego opisu, że przebrzmiały echa strzałów powstańczych, zdobywcy ciężką podkowę niewoli postawili na nas, spostrzegli jednak, że wróg ich żyje i drga jeszcze, więc umyślili bądź co bądź dobić go, wyrwać mu tę duszę polską, ten język. I ozwał się świst plag we Wrześni, ale kiedy jeszcze słyszymy jęk dzieci wrzesińskich, kiedy zaledwie od kilkunastu dni mamy w pamięci krew ludu roboczego przelaną na Szląsku - w takiej chwili staje syn tego narodu i zakłada nam szkołę niemiecką. (Okrzyki: Hańba mu !) Potem atakował mówca X. Gorazdowskiego za jego rzekomo zbyt serdeczne uczucia dla Niemców i twierdził, że szkoła jego da wrogom Polaków pożądaną broń do ręki, gdyż powiedzą oni: „Oto ci Polacy chcą sami być Niemcami. Zapewniał mówca, że sprowadzeni przez X. Gorazdowskiego Bracia szkolili są Niemcami, skoro X. Gorazdowski waha się podać ich nazwiska do wiadomości publicznej; potem wywodził, że fakt sprowadzenia tych pedagogów z za granicy kraju jest policzkiem, danym naszemu nauczycielstwu, wzbudza bowiem podejrzenie, jakoby nikt z tych nauczycieli nie mógł dziatwy nauczyć niemieckiej gwary. Mówca w ogóle jest przeciwnikiem wychowania pod kierunkiem klasztornym, przewiduje też, że w przyszłości rząd widząc tańsze siły nauczycielskie, gotów nauczycielom wydrzeć i ten kawałek chleba, który mają, a winien temu będzie X. Gorazdowski. (Głosy: Hańba mu ! Na latarnię z nim!) Człowiek taki powinienby być wyeliminowany z naszego społeczeństwa. (Głosy: Kuratora mu dać!) Mimo to mówca, rzuciwszy takie frazesy, upominał, żeby obrady toczyły się spokojnie, gdyż powiedziano by, iż zebranym szło o stworzenie karykatury zgromadzenia; prosił też, żeby X. Gorazdowskiemu szyb nie wybijano. W końcu poddał mówca zebranym pod uchwałę cztery rezolucye. Z tych pierwsza wyraża potępienie projektu X. Gorazdowskiego, druga wzywa ogół polski, żeby jego szkoły nie popierał, trzecia wzywa społeczeństwo, by podawało do wiadomości pism polskich nazwiska rodziców, którzyby swe dzieci do tej szkoły oddali; czwarta wreszcie poleca prezydyum wiecu, aby wysłało w tej sprawie stosowne memoryały do konsystorza arcybiskupiego, do Wydziała krajowego, do Rady miejskiej i do Rady szkolnej krajowej. P. Kraus, student politechniki, proponował, by stosowne ogłoszenia, mające na celu ignorowanie szkoły X. Gorazdowskiego, rozlepić po całem mieście, oraz żeby dzienniki zaprowadziły rodzaj czarnej rubryki, w której by nazwiska rodziców, posyłających dzieci do tej szkoły, figurowały jako nazwiska zdrajców politycznych. P. Muller krytykował sprostowanie X. Gorazdowskiego, zamieszczone w dziennikach. Zdaniem jego X. Gorazdowski tak przedstawił rzecz, jak gdyby Papież Leon XIII błogosławiąc zakon braci szkolnych, pobłogosławił tendencyę germanizowania Polaków; za to gotów mówca mieć z X. Gorazdowskim osobistą przeprawę jako katolik. Pisze też X, Gorazdowski, że Polacy wstąpili do wiedeńskiego seminarium Braci szkolnych dopiero w z.[eszłym] r.[oku], więc za rok mieliby się już tyle nauczyć pedagogii, aby kierować szkołą? Ostrożnie też nazywa ich X. Gorazdowski w swym liście ogłoszonym w pismach, chrześcijanami [a] nie katolikami. Szkół nam potrzeba nowych, nie jednej, .ale 100, przedewszystkiem jednak potrzeba szkoły X. Gorazdowskiemu, który w swym liście popełnił 34 błędów, np. swoje imię Zygmunt napisał przez d. (Prosty błąd drukarski. Przyj). Red.). P. Stachoń, nauczyciel, żądał, żeby w dniu otwarcia szkoły X. Gorazdowskiogo dzienniki wyszły w żałobnych obwódkach, oraz żeby urządzono iluminację żałobną kartkami, wyobrażającymi czarny krzyż na białem tle, a dochód przeznaczono na założenie prywatnej szkoły polskiej według systemu szkół angielskich. Mówca ten postawił jeszcze wniosek, zaczerpnięty z praktyki Moskali, bo dążący do skrępowania swobody rodziców, mianowicie zażądał, żeby prosić władze szkolne o nakaz nieprzyjmowania do szkoły X. Gorazdowskiego dzieci żadnych innych rodzin, prócz rodzin niemieckich. Ale zaczęto wołać: To byłyby półśrodki! To znaczyłoby zgadzać się na tę szkołę! i p. Stachoń wniosek swój cofnął. Przemawiał jeszcze p. Winiarski, stolarz, dając upust żalowi swemu, że X. Gorazdowski nie dał mu robić ławek do swej szkoły, poczem rezolucye p. Baczyńskiego uchwalono i razem z resztą wniosków, również przyjętych, przekazano prezydyum wiecu do załatwienia"[11]. Jako komentarz do powyższego artykułu, który jest właściwie suchą relacją, pozbawioną praktycznie komentarza (z wyjątkiem delikatnych sugestii redakcji), przeczytajmy krótki tekst zamieszczony dwa dni wcześniej w tej samej gazecie, jeszcze przed samym wiecem: „Wiec anti-gorazdowski. Pod takim tytułem ma się jutro o godzinie 10-tej rano odbyć na boisku sokolem przy ulicy Cetnerowskiej wiec zwolenników protestanckiej szkoły niemieckiej, a przeciwników katolickiej szkoły niemieckiej. Panowie ci pragną, żeby rzeczy zostały tak, jak były dotąd, t. j. żeby dziatwa katolicka niemiecka chodziła do szkoły niemieckiej protestanckiej, i tam stawała się obojętną pod względem religijnym, a uczyła się wszystkiego w języku niemieckim, albowiem w szkole ewangelickiej jest wykładowym język niemiecki. Natomiast są przeciwnikami szkoły, w której ta niemiecka dziatwa będzie słuchała wykładów oczywiście w języku niemieckim, ale równocześnie miała za przewodników i nauczycieli osoby gorąco wierzące w prawdy katolickie. Ponieważ język niemiecki tu znosi się z językiem niemieckim tam, więc różnica między tymi dwiema szkołami jest tylko w tem, że tu jest katolicyzm, gdy tam był protestantyzm. Owóż ci panowie, którzy ten wiec urządzają, nie zastanowili się chyba nad tem, że jeżeli są naprawdę katolikami, to popełniają grzech ciężki, bo walczą przeciw szkole katolickiej, a w obronie szkoły luterskiej. Czyż to uchodzi ? - Doprawdy, że cała ta kampania wstyd tylko przynosi, a strojący się w patriotyczne piórka agitatorowie chyba nie zdają sobie sprawy z tego, komu się właściwie wysługują. Ileż to niemieckich szkół z fundacyi Hirsza powstało w naszym kraju, a żaden z tych nibyto tak gorących patryotów palcem nawet nie ruszył, skoro zaś powstać ma jedna jedyna szkoła katolicka, już podnoszą wrzask. To jest oburzające. Gdyby ci panowie, którzy tak bardzo gorączkują się tą sprawą, zastanowili się chłodno nad tem, o co tu właściwie idzie, że nikomu się nie śni nawet germanizować dziatwy polskiej, lecz, że nowa ta szkoła ma jedynie za zadanie odciągnąć dzieci katolickie od szkoły luterskiej, to zamiast prowadzić tak namiętną walkę z wiatrakami powinni raczej wystąpić w radzie miejskiej z wnioskiem, aby katolickie miasto Lwów tę subwencyę, którą płaci dotychczas szkole luterskiej, przeniosło na szkołę katolicką. A mamy nadzieję, że po pewnym czasie, gdy sztucznie podniecone namiętności uspokoją się, przyjdzie do tego, zwłaszcza gdy publiczność będzie miała sposobność ocenić działalność nowej szkoły"[12]. Warto dodać, że dokładnie w tym samym czasie w środowisku o tych samych korzeniach, które atakowały ks. Gorazdowskiego nastąpił „Chóralny atak radykalnych pism polskich na X. kardynała Puzynę za to, że założył veto przeciw wyborowi X. kardynała Rampolli [(1843-1913) podejrzanemu o przynależność do masonerii] na Papieża"[13]. Po kilku kolejnych dniach tenże Przegląd Polityczny, Społeczny i Literacki zamieścił jeszcze taką ciekawostkę: „Tajemnica patryotyczna. W Przedświcie czytamy: Z okazyi agitacyi przeciwko szkole ks. Gorazdowskiego niech nam będzie wolno odchylić rąbek tajemnicy patryotycznej, dla której radny p. Czarnecki swego czasu tak żarliwie przemawiał na posiedzeniu Rady miejskiej za udzieleniem subwencyi szkole ewangelickiej, a tak żarliwie, rzekomo z pobudek patryotycznych, występuje przeciw braciom szkolnym: oto siostra p. radnego, patryoty, jest nauczycielką w szkole ewangelickiej we Lwowie"[14]. Kilka dni wcześniej p. Czarnecki doprowadził do bardzo ożywionej dyskusji na posiedzeniu Rady miasta Lwowa, gdy złożył wniosek dotyczący planowanej przez ks. Gorazdowskiego szkoły z wykładowym językiem niemieckim. „We wniosku tym domagał się p. Czarnecki, ażeby Rada miejska założyła protest przeciw założeniu takiej szkoły w mieście naszem, a to w ten sposób, by powzięła w tej sprawie uchwałę , uznającą założenie tej szkoły we Lwowie nie tylko za zupełnie niepotrzebne, ale i dla naszych interesów narodowych szkodliwe, oraz by uchwałę to zakomunikowała zarówno władzom szkolnym, jak i X. arcybiskupowi Bilczewskiemu, jako bezpośredniemu zwierzchnikowi X. Gorazdowskiego"[15]. I mimo bardzo przekonujących argumentów przedstawionych przeciwko temu wnioskowi, jednak przeszedł on w głosowaniu. Ks. Z. Gorazdowski z Metropolitą lwowskim ks. Józefem Bilczewskim z dziećmi pierwszokomunijnymi ze „Szkoły Św. Józefa" we Lwowie. Zdj. z książki: S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia Zygmunt Gorazdowski i jego dzieło, Kraków 2014.
I chociaż były też takie teksty, jak te powyższe w prasie przychylnej Kościołowi, to jednak atak środowisk lewackich był na tyle silny, że ks. Gorazdowski w kolejnym liście tak napisał „do Metropolity lwowskiego : ...»czuję wielki ucisk duszy, bo ze wszystkich stron albo prześladowanie, groźby, albo szyderstwa mnie spotykają - a dotąd znikąd nie miałem poparcia ni otuchy. Jeszcze jakiś kapłan podburza na mnie Dzienniki. Nareszcie i Ekscelencja ma do mnie żal, jak się dowiedziałem, a na który zdaje mi się nie zasłużyłem. Przyjmuję jednak naganę jako podwładny i całuję rękę Ekscelencji ze czcią należną«. Niewątpliwie podziwiać można było ogromną pokorę, uległość, a jednocześnie wielki hart ducha ks. Gorazdowskiego. Tylko ogromnie ufne zdanie się na Boga i czerpane stąd siły pomogły mu przetrwać tę lawinę doświadczeń. Najbardziej bolały go oskarżenia o antynarodowe działanie. Ten syn wielkiego patrioty, sam od najmłodszych lat walczący o Polskę i jej sprawy, teraz działający w imię najczystszych idei, obwołany został zdrajcą narodowym. Ileż cierpień przeżył z tego powodu, jakiż to był ból dla jego kapłańskiego, polskiego serca. Przekonany jednak do głębi o słuszności i konieczności powstania szkoły katolickiej polsko-niemieckiej we Lwowie, pomimo znoszonych ogromnych cierpień moralnych, trwał niezłomnie w swym postanowieniu i nie przerywał prac przygotowawczych do otwarcia szkoły. Do ks. abpa Bilczewskiego pisze: »... przykro mi to, ale znów nie jestem takim trwożliwym, abym się przez to zniechęcał do całej sprawy, która od 15 lat czeka na rozwiązanie«. Na polecenie ks. apba Webera ks. Gorazdowski opracował Kurendę, w której wykazał jakie to szkody dla kraju i miasta wynikają z tego, że 200 katolickich dzieci rekrutujących się z samej inteligencji wychowuje się w szkole luterskiej. Ksiądz Zygmunt podkreślał też w tejże Kurendzie obowiązki rodziców katolickich względem swoich dzieci oraz wyjaśniał sprawę sprowadzenia Braci szkolnych do Lwowa. Oprócz Kurendy opublikował szereg artykułów na ten temat. Prosił również ks. abpa Bilczewskiego, by polecił zorganizowanie po kościołach nauki »o obowiązku chrześcijańskich rodziców wychowania swoich dzieci w duchu katolickim i strzeżenia ich od indeferentyzmu religijnego«, oraz by zwrócić uwagę rodziców na niewłaściwe stosunki panujące we Lwowie w tej dziedzinie"[16]. Wówczas też, 25 sierpnia 1903 r. oficjalnie zabrał głos w tej sprawie arcybiskup Józef Bilczewski, który po powrocie z zagranicy napisał odezwę noszącą tytuł: W SPRAWIE SZKOŁY BRACI SZKOLNYCH. ODEZWA ARCYPASTERSKA DO RODZICÓW KATOLICKICH WE LWOWIE. A jej treść brzmiała tak: „W czasie mojej nieobecności stała się w mieście rzecz niezmiernie bolesna. Nie byłbym pasterzem i sługą Chrystusowym, gdybym w chwili wielkiego wzburzenia umysłów krył się i milczał, zamiast sprawę rozświecić i na lepsze sprowadzić tory. Nie myślę bronić mojego proboszcza przy kościele św. Mikołaja. Gdyby na radę i wiec zebrały się te tysiące biednych, których nakarmił i ci chorzy, którym szpitale i przytuliska wybudował, to wszyscy zgromadzeni jednomyślnie zgodziliby się na oświadczenie, że ten, który całe życie służył uczciwie Bogu i Ojczyźnie, nie mógł na starość stać się zdrajcą przez to, iż powziął myśl podobną, jaką przed kilkunastu laty w Krakowie w czyn wprowadził ś. p. kardynał Dunajewski, chlubny męczennik za sprawę narodową. Mnie boli, że wobec nieporozumienia, jakie zaszło, muszę dzisiaj wobec katolików bronić zasady katolickiej i Braci szkolnych, których zamiast przyjąć otwartem sercem, obwołano germanizatorami. A któż są oni? To krew z krwi naszej, kość z kości naszej. Jeśli jeszcze nie wszyscy biegle władają językiem polskim w ustnej rozmowie, to nie ich wina, jeno protestanckiego systemu szkolnego w Prusiech. Przybyli oni do nas, aby tu założyć polski nowicyat, utworzyć z czasem osobną prowincyę polską swojego Zgromadzenia i być nam pomocą w pracy społecznej na tych polach, któreby w ich braku leżały odłogiem. Nauczycielom naszym posad zabierać nie myślą ani stawać im w drodze wtedy, gdy dążą do polepszenia swego bytu. Gdybym najmniejszą w tym względzie żywił niepewność, nigdybym Braci nie dopuścił do mojej dyecezyi, bo wysoko cenię naszych nauczycieli, szczerze pragnę ich dobra i w każdym prawie liście pasterskim z uznaniem wyrażałem się o pracy ich ofiarnej i rzetelnych zasługach około ludu. Aby mieć punkt oparcia, Bracia szkolni otwierają pierwszą szkołę swoją we Lwowie, a myślą prowadzić ją w dwóch osobnych oddziałach, z których jeden z językiem wykładowym polskim, przeznaczony jest dla dzieci polskich, drugi z językiem wykładowym niemieckim dla dzieci niemieckich. O szkołę niemiecką prosili rodzice Niemcy, którzy koszta jej chcą pokrywać swoim pieniądzem, składanym we formie opłat szkolnych, bo nie mają pretensyi do tego, iżby społeczeństwo polskie własnym groszem zaspokajało potrzeby obcych dzieci, czasowo w mieście przebywających. Nie pojmuję, iż przeciw tej szkole mogła powstać tak wielka burza, skoro równocześnie subwencyę pobiera niemiecka szkoła protestancka, której szyld po dziś dzień głosi, że gmina wyznaniowa przeznaczyła ją dla dzieci ewangelickich. Żaden katolik, a tem mniej biskup nie może patrzeć spokojnie na to, że dzieci katolickie nasiąkają w szkole protestanckiej co najmniej obojętnością religijną. Wiem o tem od rodziców, którzy przychodzili do mnie z prośbą o ratunek w tej sprawie. Wiem też, jak bardzo gorszyły się tem dzieci katolickie, że jeszcze niedawno uczył w tutejszej szkole ewangelickiej religii protestanckiej apostata, były słuchacz wydziału teologicznego we Lwowie. Jeśli tedy rzeczy tak stoją, że dla ratowania dusz niemowlęcych rodzice ich, Niemcy, starają się o szkołę niemiecką, to biskupa - który musi być sprawiedliwy dla wszystkich katolików, Polaków i Niemców - obowiązkiem jest pospieszyć im z moralną pomocą w imię tej samej zasady, dla której wołamy o język polski i pacierz w języku ojczystym dla naszej dziatwy. Sprawiedliwi dla drugich, śmiało będziem mogli żądać sprawiedliwości dla siebie i protestować przeciw gwałtowi, zadawanemu sumieniu dziatwy naszej. Że nowa szkoła katolicka nie będzie działała na szkodę narodowości polskiej za to pełną biorę odpowiedzialność na siebie, ufam zaś, że za lat kilka Bracia szkolni sumienną i skuteczną pracą zdobędą sobie zaufanie naszego społeczeństwa i wszystkich jego sfer"[17]. [1] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/06-26c.php3 [2] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 168. [3] Tamże, s. 169. [4] Tamże, s. 170. [5] Tamże, s. 170-171. [6] Tamże, s. 174. [7] Tamże, s. 173. [8] Dziennik Polski z dn. 18 lipca 1903 r. nr 330 dost. w Intern. na str.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=133704 [9] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 175. [10] Przegląd Polityczny, Społeczny i Literacki, nr 191, z dn. 22.08.1913 r. Dost. w Intern. na str.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=292152 [11] Przegląd Polityczny, Społeczny i Literacki, nr 193, z dn. 25.08.1913 r. Dost. w Inern. Na str.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=292154 [12] Przegląd Polityczny, Społeczny i Literacki, nr 192, z dn. 23.08.1913 r. Dost. w Intern.: na str.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=292153 [13] Tamże. [14] Przegląd Polityczny, Społeczny i Literacki, nr 196, z dn. 28.08.1913 r. Dost. na str.:https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=292157 [15] Przegląd Polityczny, Społeczny i Literacki, nr 191, z dn. 22.08.1913 r. Dost. w Intern. na str.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=292152 [16] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 175-176. [17] Arcybiskup Józef Bilczewski, Listy pasterskie i mowy okolicznościowe, Mikołów-Warszawa 1908, s. 215-216.
Powrót |