Błogosławiona Bolesława Lament Cz. III Bolesława Lament obraz beatyfikacyjny i jego autor Zbigniew Kotyłło Zdjęcie z Mszy beatyfikacyjnej w Białymstoku z udziałem Jana Pawła. Obraz ze str. w Intern.: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/ee/Boles%C5%82awa_Lament_mal._Zbigniew_Koty%C5%82%C5%82o.jpg A ponieważ zgromadzenie, które założyła błogosławiona Bolesława Lament, było zgromadzeniem misyjnym, więc warto tu jeszcze zacytować, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, definicję Misji w Kościele katolickim, jaką można było znaleźć na początku XX wieku w Encyklopedii Kościelnej: „Misye-posłannictwo, taką nazwę otrzymała praca nad nawracaniem niewiernych i grzeszników do Boga. Początek misyi pochodzi od Chrystusa Pana, który rzekł do Apostołów i uczniów swoich: Jako mnie posłał Ojciec tak i Ja was posyłam (...) Idąc nauczajcie wszystkie narody (...) Posłuszni temu rozkazowi Apostołowie i ich następcy rozeszli się po całym świecie, głosząc dobrą nowinę nauki Chrystusowej, nawołując wszystkich do Kościoła Chrystusowego"[1]. Ludzie żyjący na przełomie XIX i XX wieku nie mogli znaleźć w ówczesnej trzydziestotrzytomowej Encyklopedji kościelnej wydanej przez ks. Michała Nowodworskiego czy też w czterdziestoczterotomowej Podręcznej encyklopedii kościelnej hasła Ekumenizm, bo tam go po prostu nie było. Z kolei pod hasłem zjednoczenie można było przeczytać o unii hipostatycznej jako o zjednoczeniu osobowym Pana Jezusa, natomiast nie było słowa o zjednoczeniu chrześcijan. Dodatkowo można było tam znaleźć bardzo bogato omówione hasło modernizm, czyli „system filozoficzno-teologiczny wypaczający zasadniczo naukę Kościoła katolickiego. (..) Przede wszystkim nowatorzy ci zapragnęli wyemancypowania się spod dyscypliny kościelnej; głosili potrzebę ustępstw ze strony Kościoła wobec herezji, schizmy itp."[2]. A także hasło tolerancja, do którego odsyłało hasło indyferentyzm: „Tolerancja (tolerare, znosić, cierpieć)...(...) Tolerancja kościelna (...) jest to powszechna nauka w Kościele, że nikogo do przyjęcia wiary zmuszać nie można. (...) gdyż wierzyć może tylko ten, kto ma ku temu wolę. (...) Ponieważ jednak Kościół ma nakaz od Chrystusa Pana, aby nauczał wszystkie narody, przeto może zażądać od panujących katolickich, aby nawet siłą wywalczyli wolny wstęp i opiekę misjonarzom na terytoriach pogańskich, gdyby poganie tego wstępu bronili lub misjonarzy prześladowali. (...) Kościół sam tylko posiada prawdę religijną, daną mu do przechowywania w całości i czystości przez Chrystusa Pana. Stąd Kościół nie uznaje prawdziwości żadnego innego kościoła ani zbawienia w żadnym innym (...). Potępia więc indyferentyzm tj. tę doktrynę, że w każdej religii można się zbawić, byleby uczciwie żyć, gdyż taka doktryna jest zaprzeczeniem prawdziwości religii w ogóle. (...) Kościół obowiązuje swoich wiernych do niezachwianej wiary i nieustraszonego wyznawania całego dogmatycznego i moralnego depozytu wiary, choćby to miało być nawet okupione ofiarą życia"[3]. Było także hasło nawrócenie[4]. Natomiast pod hasłem Kościół można było natknąć się na takie zdania: „Nowsi apologeci traktat o Kościele uważali słusznie jako uwieńczenie apologetyki, czyli teologii fundamentalnej. Wykazawszy potrzebę religii na ogół; prawdziwość Objawienia chrześcijańskiego; uzasadniają historycznie, iż prawdziwy chrześcijanin musi należeć do społeczności, którą Chrystus Pan ustanowił, - do Kościoła katolickiego. (...) Kościół-to prawda; a przecież prawda jest niezmienną. Straży Kościoła powierzono Słowo Boże, a przecież Bóg nie mówi dziś tak, jutro nie. (...) Kościół jest instytucją konieczną do zbawienia, stąd znany aksjomat »Poza Kościołem nie ma zbawienia«. (Extra Ecciesiam nulla salus). Aksjomat ten nie orzeka, kto będzie zbawiony, lecz wskazuje, co zbawia (quid salvet), czyli że Kościół jest instytucyą zbawczą, t. j. koniecznie potrzebną do zbawienia. (...) Św. Ireneusz pisze: »Kto jest poza Kościołem, jest poza prawdą«. (...) Św. Cyprian dosadnie to wyraził (...) »Nie może mieć Boga ojcem ten, kto Kościoła nie ma za matkę«. (...) Stąd, jako dogmat, Kościół na soborze Laterańskim (IV 1215) określił »Jeden jest Kościół powszechny wiernych, poza którym nikt zgoła zbawionym być nie może«. (...) W ogóle jest to starodawna nauka Ojców Kościoła, »którzy zawsze zaliczali do katolików wszystkich innowierców, uważających bez swojej winy społeczność heretycką za Kościół Chrystusowy, za wzór dziecka, wołającego mamo do płatnej sługi, niańki« (Słowa ks. arcybpa J. Bilczewskiego..., Bo też pisze ks. bp. Bougaud: „każdy, kto miłuje Boga, w porządku rzeczy należy już do Kościoła. Ktokolwiek zachował w herezji lub odszczepieństwie prawdziwą miłość Boga, jest jego żyjącym członkiem. Chociażby nawet nie otrzymał chrztu, należy on bezsprzecznie do Kościoła, jak dziecko zbłąkane wieczorem, które szuka drzwi domu rodzicielskiego, a tylko z przyczyny ciemności trafić do nich nie może. Widzimy tedy, że nauka katolicka od najdawniejszych czasów jest w tej kwestii jednakowo jasną i konsekwentną, lecz i jak najbardziej dla ludzi dobrej woli tolerancyjną. Pomimo tego jest zasadą oczywistą, »że nierównie prostszą, łatwiejszą i bezpieczniejszą drogą, niż innowiercy, pozostający w dobrej wierze, zdąża do nieba katolik. Każdy katolik zostaje bowiem pod ustawiczną opieką Kościoła. Z jego nauki dowiaduje się jasno i nieomylnie, jak postępować należy. W sakramentach świętych ma nieprzebraną skarbnicę łask skutecznych do ostania się w dobrem. Bardzo zaś wielu tych łask brak niekatolikom«"[5]. Bardzo ważne było też uściślenie w tej dawnej nauce Kościoła, kto jest jego członkiem a kto nim nie jest. I tak: „Nie tylko dobrych zamyka w sobie Kościół, ale i złych, co pokazać można wielu z Ewangelii przypowieściami...(...) do ciała Kościoła należą ci, którzy zachowają związki zewnętrzne, a zatem a) przez wyznawanie wiary - łącznik symboliczny; b) przez przyjęcie chrztu św. - łącznik liturgiczny; c) przez uległość prawowitym pasterzom - łącznik hierarchiczny"[6]. Natomiast nie należą i „nie są członkami Kościoła: a) niewierni (infideles), albowiem »w Kościele nigdy nie byli ani go nigdy nie poznali, ani się stali uczestnikami Sakramentu w towarzystwie chrześcijańskiego ludu«. (...) b) Katechumeni jako nieochrzczeni, do Kościoła nie należą (actualiter) (...) c) Heretycy α) niemowlęta wcześnie ochrzczone są członkami Kościoła, albowiem przez chrzest święty weszły do Kościoła i przez dobrowolne odstępstwo nie odpadli; β) heretycy dorośli publiczni (...) stracili łącznik wiary i posłuszeństwa, a zatem nie są członkami Kościoła. Jak i św. Paweł pisał: »człowieka heretyka po pierwszem i wtórem strofowaniu się strzeż, wiedząc, iż jest wywrócony, który takowy jest, gdyż jest własnym sądem potępiony«. (...) γ) H e r e t y c y tajemni (occulti) są członkami Kościoła, aczkolwiek martwymi (arida, mortua, membra), jak powszechnie uczą teologowie. Bo też tacy heretycy zewnętrznie łączność z Kościołem zachowują. Katechizm Rzymski (...) poucza, że i heretycy do Kościoła należą, jako zbiegowie do wojska, które opuścili. Jednak przeczyć tego nie możemy, ażeby oni nie byli w mocy Kościoła, tak iż od Niego na sąd wezwani, karani i na przekleństwo podani być mogą. d) Schyzmatycy są w tem samem położeniu na ogół, co heretycy, e) Wyklęci (ekskomunikowani) publicznie i imiennie (noininatim) t. zw. vitandi nie są członkami Kościoła, albowiem nie zachowują ostatniego warunku (canonica cum Ecclesia communio). Już św. Cypryan pisał »ci, którzy nie są z biskupem, nie są w Kościele«. (...). Zwłaszcza, gdy dawniej Kościół taką ekskomuniką karze notorycznych heretyków i schyzmatyków, kwestya o ich nienależeniu do Kościoła, nie ulega wątpliwości. f) Grzesznicy są członkami Kościoła, aczkolwiek martwymi, albowiem węzłów zewnętrznych z Kościołem nie zrywają. »Jak... na boisku zmieszane jest zboże z plewami, albo jak czasem martwe członki z żywymi w ciele złączone są, tak też źli zamykają się w Kościele«"[7]. Warto wracać do tych definicji z dawnych encyklopedii kościelnych czy z ówczesnych katechizmów, bo te, które dzisiaj spotykamy są zazwyczaj definicjami zdecydowanie bardziej skomplikowanymi. Czasami można odnieść wrażenie, że one bardziej zaciemniają niż wyjaśniają daną kwestię. W dzisiejszym Katechizmie Kościoła Katolickiego, a więc wykładni obecnej nauki naszego Kościoła, w paragrafie trzecim, w punkcie trzecim tego paragrafu mamy wyjaśnienie co to znaczy Kościół powszechny, czyli katolicki. Znajdujemy tam takie zdania: „Do nowego Ludu Bożego powołani są wszyscy ludzie. Toteż Lud ten, pozostając ciągle jednym i jedynym, winien się rozszerzać na świat cały i przez wszystkie wieki, aby spełnił się zamiar woli Boga, który naturę ludzką stworzył na początku jedną i synów swoich, którzy byli rozproszeni, postanowił w końcu w jedno zgromadzić... To znamię powszechności, które zdobi Lud Boży, jest darem samego Pana; dzięki temu darowi Kościół katolicki skutecznie i ustawicznie dąży do zespolenia z powrotem całej ludzkości wraz ze wszystkimi jej dobrami z Chrystusem-Głową w jedności Ducha Jego"[8]. W miejscu, gdzie znajduje się podtytuł Kto należy do Kościoła powszechnego czytamy: „Do tej katolickiej jedności Ludu Bożego... powołani są wszyscy ludzie... należą lub są jej przyporządkowani zarówno wierni katolicy, jak inni wierzący w Chrystusa, jak wreszcie wszyscy w ogóle ludzie, z łaski Bożej powołani do zbawienia"[9]. Ale w Ewangelii św. Jana Pan Jezus tak mówi do Boga Ojca: Objawiłem imię Twoje ludziom, których Mi dałeś ze świata. Twoimi byli i Ty Mi ich dałeś, a oni zachowali słowo Twoje. Teraz poznali, że wszystko, cokolwiek Mi dałeś, pochodzi od Ciebie. Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał. Ja za nimi proszę, nie proszę za światem [świat w Starym Testamencie oznacza ludzi wrogo nastawionych do Boga i Jego przykazań], ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje i w nich zostałem otoczony chwałą. Już nie jestem na świecie, ale oni są jeszcze na świecie, a Ja idę do Ciebie. Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo. Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie. Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. (J 17, 6-21) A więc Pan Jezus nie mówi o wszystkich ludziach tylko o tych, którzy dzięki słowu uwierzyli w Niego. A przede wszystkim nie prosi za światem, czyli nie prosi za wrogami Boga w Trójcy Jedynego. Niemniej jednak nasz obecny Katechizm mówi, że oprócz katolików Kościół jest związany jeszcze z innymi ludźmi. Zobaczmy więc kim są ci ludzie: „»Co się zaś tyczy tych ludzi, którzy będąc ochrzczeni noszą zaszczytne imię chrześcijan, ale nie wyznają całej wiary [co to znaczy całej wiary, przecież gdy odrzucamy chociaż jedną prawdę, którą głosi Kościół katolicki to odrzucamy całą jego naukę i jesteśmy heretykami] lub nie zachowują jedności wspólnoty pod zwierzchnictwem następcy Piotra, to Kościół wie, że jest z nimi związany z licznych powodów«. »Ci przecież, co wierzą w Chrystusa i otrzymali ważnie chrzest, pozostają w jakiejś, choć niedoskonałej wspólnocie ze społecznością Kościoła katolickiego«. Z Kościołami prawosławnymi ta wspólnota jest tak głęboka, że »niewiele jej brakuje by osiągnęła pełnię dopuszczającą wspólne celebrowanie Eucharystii Pana« [Niestety, nie jest sprecyzowane to, jak niewiele jej brakuje.]"[10]. Czytajmy dalej nasz Katechizm, aby się dowiedzieć kto jeszcze według niego należy do Kościoła katolickiego? A więc „Także ci, którzy jeszcze nie przyjęli Ewangelii, w rozmaity sposób przyporządkowani są do Ludu Bożego"[11]. Tu już mamy tylko słowo przyporządkowani a nie należą, są powołani czy też związani. I dalej: „Zamysł zbawienia obejmuje również tych, którzy uznają Stworzyciela, wśród nich zaś w pierwszym rzędzie muzułmanów; oni bowiem wyznając, iż zachowują wiarę Abrahama, czczą wraz z nami Boga jedynego i miłosiernego, który sądzić będzie ludzi w dzień ostateczny"[12]. Oni jednak czczą boga (celowo napisałem małą literą) jedynego my zaś, czcimy Boga Trójjedynego a to jest olbrzymia różnica. Tu jednak ostrożnie podano, że ich obejmuje tylko zamysł zbawienia, więc chyba jednak nie należą do Ludu Bożego? Natomiast czytając dalej dochodzimy do kolejnych podpunktów, gdzie jest też taki, który mówi: „Więź Kościoła z religiami niechrześcijańskimi jest przede wszystkim więzią pochodzenia i wspólnego celu rodzaju ludzkiego: Istotnie, wszystkie narody stanowią jedną społeczność; jeden mają początek, ponieważ Bóg sprawił, że cały rodzaj ludzki zamieszkuje cały obszar ziemi; jeden także mają cel ostateczny, Boga, którego Opatrzność oraz świadectwo dobroci i zbawienne zamysły rozciągają się na wszystkich, dopóki wybrani nie zostaną zjednoczeni w Mieście Świętym"[13]. A kolejny podpunkt brzmi tak: „Kościół uznaje, że inne religie poszukują »po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń« Boga nieznanego, ale bliskiego, ponieważ to On daje wszystkim życie, tchnienie i wszystkie rzeczy oraz pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni. W ten sposób to wszystko, co znajduje się dobrego i prawdziwego w religiach, Kościół uważa »za przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie«"[14]. A więc, to co dobre i prawdziwe w innych religiach jest przygotowaniem do Ewangelii? Nie nauka Kościoła, tylko prawda innych religii? Okazuje się więc, że tam jest jakaś prawda. No ale Cóż to jest Prawda? (J18,38), jak zapytał Piłat. Po tych wszystkich katechizmowych rozważaniach dotyczących Ludu Bożego można by zapytać, tak jak już zapytali inni mądrzy ludzie: Więc wszyscy jesteśmy w Kościele? Czyżby poza Kościołem nie było już nikogo? I wszyscy zostaną zbawieni? Oczywiście, właściwa odpowiedź brzmi: niestety, nie. Jest to bowiem stara herezja apokatastazy. Jak widzimy, zdecydowanie bardziej jasne i mniej zagmatwane były definicje przedsoborowe. One nigdy nie doprowadziłyby do heretyckich wniosków. Niektórzy uważają, że to zagmatwanie w KKK jest celowe, ale kto wie, może to komplikowanie jest potrzebne tym, co to szukają po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń. Niemniej jednak prawdą jest, że dawniejsze katechizmy zazwyczaj zawierały jasne pytania, i proste, całkowicie jednoznaczne odpowiedzi. Po ich przeczytaniu żaden człowiek nie miał wątpliwości czy dobrze rozumiał daną kwestię. Pocieszające jest to, że nowy KKK „nie ma zastąpić katechizmów opracowanych w różnych miejscach, zatwierdzonych przez kompetentne władze kościelne..."[15], a więc mam nadzieję, że i tych, które były wydawane kilkadziesiąt lat wcześniej. Bolesława Lament nie znała tej obecnej nauki, ona znała oczywiście, tę odwieczną, obowiązującą wówczas naukę Kościoła katolickiego, więc kompletnie nieprawdopodobnym wydaje się by mogła postępować niezgodnie z jej wymogami. Te długoletnie prace nad dostosowaniem ustawodawstwa Zgromadzenia tylko to potwierdzają. Po tych rozważaniach wróćmy jednak do dalszych losów naszej bohaterki. Jeszcze w 1904 roku zmarła Leontyna Sianożęcka, dzięki której w dużej części finansowany był zakład wychowawczy wraz z internatem prowadzonym przez Bolesławę Lament. Po śmierci tej wielkiej ofiarodawczyni zakład jeszcze tylko przez dwa lata był zdolny do prowadzenia swojej działalności. Pod koniec roku szkolnego 1906 trzeba było zamknąć i opuścić szkołę krawiecką oraz internat. Jednocześnie w tym samym roku zgromadzenie powiększyło się o cztery kolejne kandydatki do życia zakonnego. Trzy z nich były dotychczasowymi pracownicami zakładu prowadzonego przez Bolesławę. Jako pierwsza zgłosiła się jej siostra „Maria Lament, instruktorka robót i haftu w zakładzie (...); Ludwika Grochowska, nauczycielka i wychowawczyni w zakładzie; Łucja Wieliczkiewicz, gospodyni internatu przy zakładzie"[16]. Co ciekawe, to to, że Łucja Wieliczkiewicz była konwertytką, a więc osobą, która zmieniła swoje, w tym wypadku, prawosławne wyznanie na wiarę katolicką. Dołączyła do nich jeszcze córka miejscowego pułkownika Anna Czerniłowska. Po opuszczeniu budynku przy ulicy Szkłowskiej, siostry zamieszkały u jednej z mieszkanek Mohylewa, która udostępniła im swój dość duży dom. Tam prowadzono jeszcze naukę języka polskiego dla dzieci i przygotowywano je do spowiedzi oraz przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Wówczas ks. Chrucki poradził matce Bolesławie, aby „siostry przeniosły się do Petersburga, zorganizowały tam swoją placówkę i poczyniły starania o uzyskanie biskupiej aprobaty"[17] dla swojego zgromadzenia. Matka Bolesława zgodziła się z sugestią ks. Chruckiego i postanowiła, że jesienią 1907 roku wszystkie siostry spotkają się w Petersburgu. Jednocześnie nakazała trzem z nich, aby podjęły naukę. I tak siostra „- Łucja Czechowska, miała odbywać studia na Uniwersytecie Petersburskim [wybrała wydział przyrodniczy], druga natomiast - Anna Czerniłowska, miała studiować filologię francuską w Wyższej Szkole Języków Obcych, a trzecia - Ludwika Grochowska przygotować się do złożenia matury"[18]. W liczącym w tym czasie dwa miliony mieszkańców Petersburgu, który wówczas był stolicą Rosji, mieszkało około 60 tysięcy Polaków. Jak już wspomniano wcześniej, od 1873 mieściła się tam rezydencja arcybiskupów mohylewskich. W Petersburgu mieściła się również jedyna dla całego Cesarstwa Rosyjskiego i Królestwa Polskiego uczelnia teologii katolickiej o nazwie Cesarska Akademia Duchowna. Było tam siedem parafii katolickich, z których „najstarszą i największą była parafia św. Katarzyny. Drugą co do wielkości była parafia katedralna z kościołem Wniebowzięcia N[ajświętszej] M[aryi] P[anny]. Od połowy lat dwudziestych dziewiętnastego wieku istniała parafia św. Stanisława. Najmłodszą parafią, powstałą na początku dwudziestego stulecia, była parafia św. Kazimierza w dzielnicy Narwskiej. Najmniejsza zaś parafia Nawiedzenia N[ajświętszej] M[aryi] P[anny] - obejmowała teren przy cmentarzu katolickim w dzielnicy Wyborskiej"[19]. Po przyjeździe do Petersburga wszystkie siostry zamieszkały w dzielnicy Piaski, która choć znajdowała się w obrębie parafii świętej Katarzyny, to jednak w bardzo odległej jej części. Tam udało się matce Bolesławie wynająć dwupokojowe mieszkanie. Ponieważ kończyły się finanse, Bolesława postanowiła otworzyć w tym mieszkaniu pracownię krawiecką, gdzie razem z Leokadią Górczyńską i swoją siostrą rodzoną Marią Lament, miały zarabiać na utrzymanie wszystkich sióstr. Trzy wyznaczone przez Matkę Założycielkę w Mohylewie siostry rozpoczęły swoją naukę a Łucja Wieliczkiewicz zajęła się prowadzeniem kuchni. Niestety plan zarobkowania kompletnie zawiódł, nieznany zakład w ubogim mieszkanku nie zdobywał sobie klientów. Warunki życia sióstr pogarszały się z każdym dniem. Jedna z sióstr tak wspominała ten czas: „Już nie jadałyśmy gotowanych obiadów, przynosiłyśmy z restauracji imbryk wrzątku, kawałek lichszej kiełbasy i chleba. Nie było też opału, żeby się ogrzać, nie było czym opłacić komornego"[20]. Matka Bolesława świadoma odpowiedzialności za wszystkie siostry, modliła się wówczas z wielką gorliwością prosząc Boga o jakiś znak, który pozwoliłby poznać jej wolę Bożą dotyczącą zgromadzenia. „Zawierzywszy całe dzieło Bogu, przygotowywała swoje siostry na ewentualną konieczność rozejścia się w wypadku, gdyby doszło do całkowitego braku środków utrzymania. W jej wypowiedzi: Jeżeli Bóg chce zgromadzenia, to ześle ratunek, w przeciwnym razie wypadnie rozejść się, wyraziła się głębia jej wewnętrznej postawy pełnej zawierzenia Bogu i dyspozycyjności wobec Jego woli, obojętnie, jaki wyraz miałyby plany Boże, zgodny z dotychczasowym rozumieniem czy też zupełnie przeciwny wobec ustalonych planów i jej najlepszych intencji. W tym modlitewnym pełnym wiary nastawieniu, gdy wydano ostatnie pieniądze, gdy zużyto resztę opału i wyczerpała się żywność, m. Bolesława zebrała swoje doradczynie, by wspólnie z nimi zastanowić się nad ostateczną decyzją. I oto w tym bardzo krytycznym i mającym zadecydować o dalszej egzystencji zgromadzenia dniu, Bolesława Lament otrzymała na swoje nazwisko list z zaproszeniem do objęcia sierocińca parafialnego przy kościele św. Kazimierza w Petersburgu, utrzymywanego przez Katolickie Towarzystwo Dobroczynności. Proboszcz parafii św. Kazimierza w swym liście wyjaśniał, że od jednego z kapłanów dowiedział się o zdolnościach pedagogicznych Bolesławy i dlatego prosi ją o objęcie kierownictwa wspomnianego zakładu w miejsce dotychczasowej kierowniczki świeckiej. Matka Założycielka z wielką radością odczytała list w obecności sióstr. Fakt ten uznano za znak dany przez Boga dla umocnienia w wytrwałych wysiłkach, zmierzających do realizacji wyznaczonego celu, nawet w tych bardzo niesprzyjających warunkach"[21]. W sierocińcu parafialnym znajdowało się 70 sierot, więc proboszcz ks. Antoni Około-Kułak (1883-1940) zgodził się, aby razem z Bolesławą pracę podjęła Łucja Czechowska. Ponieważ zakład ten był mocno zadłużony i bardzo zaniedbany więc wymagał właściwie całkowitej reorganizacji, tak w zasadach wychowawczych jak i w sprawach gospodarczych. Z tego powodu, w niedługim czasie zamieszkały w nim i znalazły zatrudnienie wszystkie siostry. Bardzo szybko okazało się, że dokładna i staranna praca sióstr pod kierownictwem matki Bolesławy pozwoliła na zaprowadzenie wzorowego porządku i wyjście zakładu z długów. Siostry zaczęły również pracę w trzyklasowej szkole parafialnej oraz w nowo założonym Prywatnym Gimnazjum Żeńskim. Ponieważ gimnazjum zaczęło się w szybkim tempie rozwijać a sióstr było ciągle niewiele, musiały one zrezygnować z pracy przy sierocińcu. Wkrótce, dzięki staraniom Bolesławy Lament gimnazjum otrzymało koncesję a jego oficjalną dyrektorką została Łucja Czechowska. Jednakże, ze względu na jej studia, faktycznie musiała zarządzać tą szkołą matka Bolesława. W 1910 roku gimnazjum przeniesiono do nowego, obszernego budynku przy ul. Lewej Tientielewskiej 14. Czesne za pobieranie nauki w tym gimnazjum, które ustaliła matka Bolesława wahało się w zależności od roku nauki od 30 do 70 rubli rocznie. Było więc bardzo niskie, ale dzięki temu pozwalało na naukę dziewczętom z rodzin robotniczych. Dla porównania opłata w podobnym „gimnazjum z internatem Walerii Łazarówny (...) w tym samym czasie wynosiła 200 rubli rocznie"[22]. Oczywiście przy gimnazjum Bolesławy Lament powstał także internat. W tej szkole uczyły się przeważnie Polki, ale nie brakowało również prawosławnych Rosjanek, „które poddawały się wpływom środowiska katolicko-polskiego, brały udział we wspólnych modlitwach i imprezach szkolnych"[23]. Wszystkich razem uczennic było około 300. Z powodu niewystarczającej liczby sióstr, matka Bolesława zatrudniła dodatkowo kilka nauczycielek świeckich. Jednak naczelną wychowawczynią we wszystkich klasach gimnazjum była Bolesława Lament. Po latach ówczesne uczennice gimnazjalne tak wspominały swoją wychowawczynię: „W roku 1910 po raz pierwszy spotkałam Bolesławę Lament, gdy się zgłosiłam do gimnazjum Łucji Czechowskiej w Petersburgu. Pamiętam, że pani Lament uczyła nas robót ręcznych. Wiedziałam, że była siostrą zakonną, ale chodziła ubrana po świecku. Prócz tego była wychowawczynią. Samo założenie i praca w takim gimnazjum w środowisku czysto rosyjskim i prawosławnym było apostolstwem, bo wychowywały uczennice na dobre katoliczki i Polki. Charakterystycznym rysem Jej działalności było katolickie wychowanie młodzieży. W gimnazjum czułyśmy się dobrze. Atmosfera katolicka i polska, chociaż język polski był tylko jako przedmiot dodatkowy. Nauczycielkami były przeważnie Polki. Często odbywałyśmy spowiedź i często urządzano rekolekcje w sali ogólnej szkoły. Księża byli to dobrzy kaznodzieje, np. ks. Szwejnic [(1887-1934) Edward (Schweinitz)]. Ukończyłam gimnazjum w 1917 roku. Po wybuchu rewolucji kontakt z moimi wychowawczyniami został zerwany"[24]. Tak jeszcze w 1972 roku pamiętała Bolesławę Lament Józefa Wasilewska. A tak w tym samym roku wspominała ją Felicja Sylwanowicz: „Miałam 10 lat, kiedy wstąpiłam do gimnazjum Łucji Czechowskiej. Tam też od razu zetknęłam się z Matką Bolesławą Lament. Byłam przychodzącą uczennicą, nie w internacie i dlatego mało o Niej mogę powiedzieć. Stosunek do nas, uczennic, był bardzo serdeczny, choć Matka nie brała udziału w nauczaniu nas. Dbała natomiast bardzo o nasze wychowanie etyczne i moralne. Ja osobiście dość współpracowałam z Matką, gdyż Matka na każde Boże Narodzenie urządzała Jasełka. Teksty do nich pisała sama. I tu wykazywała ogromną cierpliwość, ucząc nas aktorskiego kunsztu. Ja przez kilka lat grałam rolę Nowego Roku, a w innej odsłonie - błazna króla Heroda. Graliśmy przeważnie w wynajętych salach. Byłam i jestem przekonana nadal, że Matka miała wielkie zdolności aktorskie, a przy tym - jak powiedziałam już - dużo cierpliwości i stanowczości. Wszystkie uczennice miały wrażenie i często o tym między sobą rozmawiałyśmy, że Matka Lament jest bardzo wymagająca w stosunku do swoich podwładnych, to znaczy do naszych nauczycielek i wychowawczyń. Wtedy uważałyśmy to za wadę - dziś myślę inaczej. Nigdy nie zauważyłam, by Matka specjalnie namawiała czy zachęcała którąś z nas do życia zakonnego. Może inaczej było w internacie - nie wiem. Niejedna z nas stała się lepsza pod wpływem Matki Lament - to pewne. Nawet wtedy, widząc wszystko oczami dziecka, zauważyłyśmy sprawę, że wychowuje nas silna indywidualność, o nieprzeciętnym umyśle i gorącym sercu"[25]. Matka Bolesława starała się głównie o to, aby dziewczęta opuszczające gimnazjum miały całkowicie ukształtowany światopogląd katolicki. „Podstawowym czynnikiem wychowawczym była niewątpliwie nauka religii i rekolekcje, ale na co dzień kształtował postawę religijną dziewcząt żywy przykład wychowawczyń. Oto co zapisała w swych wspomnieniach o Bolesławie Lament jedna z wychowanek gimnazjum: »Była przykładem dla nas i wzorem. Pragnęła nas tchnąć wiarą, miłością i ufnością do Boga, którą promieniowała sama na zewnątrz"[26]. Takie były oceny Bolesławy Lament przez uczennice gimnazjalne, ale trochę inaczej widziały ją kandydatki zgłaszające się do zgromadzenia oraz te siostry, które już od dłuższego czasu przebywały w zgromadzeniu. Spróbujmy więc, może choć trochę przybliżyć również te oceny. Otóż na postulantkach, największe wrażenie robił wyjątkowy wzrok matki Bolesławy, który określały one jako „głęboko penetrujący rozmówcę, najczęściej określany jako przenikliwy, przeszywający do głębi"[27]. To spostrzeżenie pociągało za sobą oczywiste wnioski o surowości matki Bolesławy, wzbudzaniu się dużego szacunku do niej, ale i również pewnego lęku przed nią. Dodatkowo matka Bolesława mając już trochę osłabiony słuch „mówiła zazwyczaj głosem podniesionym, co niekiedy (...) [było] odczytane jako przejaw zniecierpliwienia"[28]. Jedna z zakonnic tak ją określiła: „wydawała się sroga i nieprzystępna, widziałam w jej oczach, jak gdyby wszystko odczytywała z mojego wejrzenia i na wskroś mnie przenikała"[29]. Jednak oczywiste było to, że matka Bolesława bardziej sprawiała wrażenie ostrej niż nią w rzeczywistości była. Błogosławiona Bolesława Lament, praktycznie przez całe swoje życie była osobą pełną energii i niespożytych sił. A źródłem jej temperamentu oraz sił witalnych „była jej żywa wiara i głębokie życie duchowe"[30], jak również jej twardy charakter. Była osobą wymagającą na równi od siebie jak i od innych. Siostry, które dłużej znały matkę Bolesławę, zwracały jednak największą uwagę na jej życie wewnętrzne, „zwłaszcza na modlitwę i głębokie zjednoczenie z Bogiem. S. Z. Bortkiewicz (b.d.) mocno podkreśliła, że m. Bolesława »promieniowała wiarą. [...] Żarliwie modliła się. Widziałam jej wiarę w całej działalności. Żyła zawsze z Bogiem, od rana do wieczora. Można powiedzieć, że stale była rozmodlona«. Na to rozmodlenie zwracają uwagę również inne siostry. S. S. Żelakiewicz (b.d.) powiedziała: »Widziałam Służebnicę Bożą w kościele tak rozmodloną, że żadne zewnętrzne roztargnienie, nawet najmniejsze nie dało się zauważyć. Wprost ukorzona w obecności Boga. Jej obecność na wspólnych modlitwach, na rozmyślaniu, które sama często prowadziła podnosiło na duchu siostry«. Podobnie zaświadczyła s. G. Pieczatowska (b.d.) mówiąc krótko: »była rozmodlona«. Natomiast s. K. Rynkowska (b.d.) zaświadcza, że siostry widząc Matkę Założycielkę na modlitwie zatopioną w Bogu, pragnęły ją naśladować. Dodaje również, że m. Bolesława »była przejęta tym, co mówiła o Bogu do nas. Zauważyłam przemianę na jej twarzy, przejęcie się tym, co mówiła, jakieś wzruszenie. Zauważyły to inne siostry, mówiłyśmy o tym ze sobą i cieszyłyśmy się, że mamy w Służebnicy Bożej wzór miłości Boga. Mówiła z radością o dobroci Boga, o miłości Pana Jezusa. Gdy mówiła o tym, jej oczy nabierały blasku. Mówiła nam, abyśmy się nie zrażały trudnościami, ale wiernie trwały w miłości Bożej. Po Komunii św. w skupieniu trwała na modlitwie, zatopiona była w modlitwie«. Siostra A. Olszewska (b.d.) przekazała, że Matka Założycielka »miała opinię zakonnicy gorliwej, głęboko wierzącej, odznaczała się wielką nadzieją i miłością. Widać było. że Służebnica Boża z wiary żyje«. To życie z wiary podkreśliła także s. Cz. Smolińska (b.d.), a s. A. Gutkowska (b.d.) zaświadcza, że »Jej zjednoczenie z Bogiem było wyjątkowe«. Siostry zeznały, że często w ciągu dnia spotykały m. Bolesławę na adoracji Najświętszego Sakramentu. Niejednokrotnie Matka przerywała pracę i udawała się do kościoła na adorację. Szczególny kult oddawała Eucharystii i Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Siostry bardzo często widziały jak m. Bolesława modliła się w swoim pokoju i zawsze była zajęta pracą lub modlitwą. Wyrazem żywej wiary i wielkiej miłości Boga oraz sprawdzianem uważnego, pełnego dyspozycyjności wsłuchiwania się w Boże wymagania był konsekwentnie podejmowany przez Matkę Założycielkę wysiłek, by jak najlepiej wypełnić wolę Bożą. Ten charakterystyczny rys zdania się na wolę Bożą, zgadzania się z wolą Bożą, poddania się woli Bożej, realizowania planów Opatrzności Bożej przez m. Bolesławę podkreślają prawie wszystkie siostry. Oto kilka świadectw na ten temat: »Zawsze zgadzała się z wolą Bożą«. »Była osobą zdaną na wolę Bożą«. »Chciała zawsze realizować plany Opatrzności Bożej«. A także przez nią wypowiedziane słowa: »oddać się woli Bożej. Jej to zawdzięczam wszystko i w ciągu życia swojego szukałam jej zawsze«"[31]. Dzięki temu zawierzeniu Bożej Opatrzności zawsze zachowywała spokój i pełne opanowanie. Nawet w cierpieniach cielesnych nie skarżyła się zachowując wyjątkową pogodę ducha a także pokorę. Cnotą, którą najbardziej podkreślali świadkowie życia matki Bolesławy „było ubóstwo oraz związane z nim wyrzeczenie i umartwienie. Matka Bolesława całym swoim życiem stwierdzała, że Bóg jest dla niej jedyną i niepowtarzalną wartością. Siostry w swoich zeznaniach z naciskiem podkreślają, że w korzystaniu z rzeczy materialnych posługiwała się tym, co najprostsze. Mieszkała w bardzo prosto urządzonej celi zakonnej, posiadającej tylko sprzęty konieczne, z wybijającym się na plan pierwszy dużym krzyżem na ścianie. Gdy z okazji wizytacji siostry w Wilnie chciały ugościć ją w okazale przygotowanym pokoju, nie przyjęła tej gościny. Zamieszkała w skromnym, małym pokoju, a w tym specjalnie przygotowanym poleciła zamieszkać jednej z młodszych sióstr. Siostra S. Derwiszyńska twierdzi, że m. Bolesława »nie szukała wygód, zadawalała się tym co konieczne, na wzór św. Rodziny. Ukochała ubóstwo ze względu na możliwość naśladowania nim Chrystusa żyjącego w św. Rodzinie w Nazarecie«. Również w korzystaniu z ubrania m. Bolesława była bardzo uboga. Siostry bardzo wyraźnie zwracają uwagę na to, że jej ubóstwo i ograniczanie do minimum osobistego korzystania z rzeczy materialnych nie miało nic wspólnego ze skąpstwem, czy też wyrzeczenia dla samego wyrzeczenia. Była ona bardzo wrażliwa na potrzeby drugiego człowieka. Niejednokrotnie, gdy została obdarowana przez przełożoną z któregoś domu zgromadzenia nowym habitem lub innym rodzajem ubrania, oddawała potrzebującym siostrom, zwłaszcza tym, które pracowały na tzw. placówkach misyjnych. Podobne wyrzeczenie i umartwienie praktykowała w odżywianiu się"[32]. W roku 1912 przybył z wizytą do matki Bolesławy nowy proboszcz petersburskiej parafii Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z dzielnicy Wyborskiej, ks. Piotr Janukowicz (1863-1937). Zwrócił się on z prośbą, aby matka zajęła się podległą mu, ale bardzo zaniedbaną, czteroklasową szkółką parafialną znajdującą się przy wyborskim cmentarzu na ulicy Arsenalnej 8. Bolesława Lament mimo tego, że jej zgromadzenie liczyło wówczas ledwie kilkanaście sióstr, zajęła się tą szkołą i w ten sposób powstały dwa ośrodki wychowawczo-apostolskie w Petersburgu. Rok później „Matka założyła dom zakonny w Wyborgu w Finlandii"[33], ale niestety po wybuchu I wojny światowej ośrodek ten musiała zlikwidować. Jeszcze gorsze, wręcz niemożliwe do prowadzenia dalszej działalności warunki nastąpiły po wybuchu rewolucji październikowej. Z obu gimnazjów dzielni rewolucjoniści wywieźli, całe wyposażenie, pomoce naukowe i wszystkie meble. Siostrom pozwolono zatrzymać jedynie rzeczy osobiste i zamieszkać w ogołoconym przycmentarnym budynku szkolnym. Ponieważ w tym czasie rozpoczęła się w mieście akcja dożywiania głodujących dzieci i młodzieży, matka Bolesława razem ze swoimi piętnastoma siostrami włączyły się do niej. W szkolnej stołówce zorganizowano jadłodajnię a przy okazji siostry rozpoczęły tajne nauczanie. Jak w czasach terroru rewolucyjnego było to bardzo ryzykowne i jak wielkiej wymagało odwagi świadczy zeznanie jednej z ówczesnych uczennic Stanisławy Maksymowicz: „Siostry prowadziły tajną szkołę dla dzieci polskich. Siostry nie nosiły habitów, chodziły w stroju świeckim. Dzieci wiedziały jednak , że są to zakonnice i że przełożoną jest Służebnica Boża [Bolesława Lament]. Była ona narażona na wielkie niebezpieczeństwo, w każdej chwili groziło więzienie z powodu prowadzenia tej szkoły, którą bolszewicy rozwiązali. Pomimo to Służebnica Boża starała się jak najwięcej dzieci ściągnąć, po prostu sprowadzała z ulicy. Nauczanie odbywało się w konspiracji. Część dzieci bawiła się na placu przy kościele, a część uczyła się. W stolikach szkolnych były schowki na zeszyty. Dzieci były pouczone, aby w wypadku pojawienia się milicji chowały zeszyty i zajęły się czymś innym. Był tam cmentarz grzebalny, a na nim liczne kaplice-grobowce, gdzie też dzieci niejednokrotnie uczyły się"[34]. To tajne nauczanie trwało przez pięć lat. Siostry prowadziły je nawet po tym, gdy zaprzestano w 1921 roku przekazywać racje żywnościowe dla dzieci. Przez ten czas m. Bolesława wysyłała siostry do różnych miast znajdujących się na terenie niedawno wyzwolonej Polski. W 1919 roku w Żytomierzu na Wołyniu pracowało już około dziesięciu sióstr ze Zgromadzenia Świętej Rodziny. W Równym dwie siostry, ale po krótkim czasie przeniosły się one do Łomży. Jednak w 1921 większość sióstr razem z m. Bolesławą znalazło się w Łucku a w roku następnym w Chełmnie, niedaleko Torunia. Tu siostry zajęły się prowadzeniem internatu dla repatriantek z Rosji i tu, po raz pierwszy siostry mogły wreszcie założyć swoje habity. W Chełmnie m. Bolesława kupiła dwupiętrową kamienicę, w której zamierzała urządzić siedzibę zarządu generalnego i nowicjatu. Jednocześnie, przez cały czas nie ustawała w staraniach o kościelne zatwierdzenie swojego zgromadzenia, gdyż podczas pobytu w Petersburgu nie udało jej się tego osiągnąć. Ale niestety, ówczesny ordynariusz diecezji chełmińskiej nie zgodził się na otwarcie domu macierzystego, motywując to tym, że w jego diecezji jest wystarczająco dużo zgromadzeń, i że przyjął te siostry misjonarki ze zgromadzenia świętej Rodziny tylko tymczasowo. Również odmowę na podobną prośbę otrzymała m. Bolesława od biskupa płockiego Antoniego Nowowiejskiego (1858-1941). Dopiero w 1924 roku biskup diecezji łomżyńskiej Romuald Jałbrzykowski (1876-1955), który znał działalność sióstr z Petersburga i Łomży, zezwolił na założenie w Piątnicy domu głównego zgromadzenia i nowicjatu. Ale wydaje się, że „przełomowym wydarzeniem w życiu instytutu Sióstr Misjonarek świętej Rodziny była pielgrzymka jubileuszowa do Rzymu w 1925 roku przełożonej generalnej m. Bolesławy Lament w towarzystwie dwóch sióstr [m. Łucji Czechowskiej i m. Anny Czerniłowskiej-Sokół[35]]. Bł. Bolesława Lament, s. Łucja Czechowska (po lewej stronie) i s. Anna Czerniłowska- Sokół podczas pobytu w rzymie w 1925 r. Zdj. z książki E. Skarżyńskiej Bolesia, Sandomierz 2012. Od tego czasu zgromadzenie spotkało się z większym zaufaniem u władz kościelnych w Polsce. W Rzymie bowiem, dzięki pośrednictwu abpa J[ana] Cieplaka (1857-1926), siostry zostały przyjęte przez ordynariusza płockiego bpa Antoniego Nowowiejskiego, który [tym razem, właśnie dzięki wstawiennictwu arcybiskupa] obiecał, że przekaże na rzecz zgromadzenia jeden z opuszczonych klasztorów, znajdujących się na terenie jego diecezji. Po powrocie do Polski siostry wybrały pobernardyński klasztor we wsi Ratowo [w pobliżu Radzanowa] w pow. Mława. [1] Praca zbiorowa, Podręczna encyklopedya kościelna, T.27/28, Warszawa 1912, s. 89 [2] Praca zbiorowa, Podręczna encyklopedya kościelna T.27/28, Warszawa 1912, s. 116-117. [3] Praca zbiorowa, Podręczna encyklopedya kościelna T.39/40, Warszawa 1914, s. 171-172. [4] „Nawrócenie. Jest to całkowita poprawa i zmiana poprzedniego złego życia w grzeszniku, a wejście na drogę cnoty i szczerej rzetelnej pracy nad sobą i nad swojem wydoskonaleniem. Nawrócenie jest dziełem Boga i człowieka, początek jednak zawsze bierze od Boga. (...)". W Pracy zbiorowej, Podręczna encyklopedya kościelna T.27/28, Warszawa 1912, s. 337. [5] Praca zbiorowa, Podręczna encyklopedya kościelna T.21/22, Warszawa 1910, s. 336-337,346, 347-348, [6] Tamże, s. 348. [7] Tamże, s. 348-349. [8] Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994, s. 208-209. [9] Tamże, s. 210. [10] Tamże, s. 210. [11] Tamże. [12] Tamże, s. 211. [13] Tamże. [14] Tamże. [15] Tamże, s. 9. [16] Oprac. o. Joachim Bar, Wybór pism..., s. 24-25. [17] S. Adriana Teresa Gronkiewicz, Życie i działalność Bolesławy..., s. 90. [18] Tamże. [19] Tamże, s. 92. [20] Tamże, s. 94. [21] Tamże, s. 95. [22] Tamże, s. 100. [23] Tamże. [24] http://www.misjonarki-swietej-rodziny.org/zalozycielka_wspomnienia.html#2 [25] Tamże. [26] S. Adriana Teresa Gronkiewicz, Służebnica Boża Bolesława Lament, w Polscy Święci T. 8, Warszawa 1987, s. 303. [27] Bernardetta Puchalska - Dąbrowska, Literacki kształt wspomnień o Błogosławionej Bolesławie Lament w dokumentach procesów kognicyjnego i informacyjnego, w Roczniku Teologii Katolickiej, TomXI/2, rok 2012, s. 156. dost. w Intern. na str.: http://hdl.handle.net/11320/1237 [28] Tamże. [29] Tamże. [30] S. Adriana Teresa Gronkiewicz, Życie i działalność Bolesławy..., s. 251. [31] Tamże, s. 252-253 [32] Tamże, s. 255. [33] S. Adriana Teresa Gronkiewicz, Służebnica Boża Bolesława..., s. 304. [34] S. Adriana Teresa Gronkiewicz, Życie i działalność Bolesławy..., s. 105. [35] Oprac. o. Joachim Bar, Wybór pism Bolesławy Lament, Roma 1975, s. 40.
Powrót |