Święty Bruno z Kwerfurtu 12 lipca u nas 15 października Ok. 974 - 1009 (odczytana na Wykrocie 2-3 września 2017 r. oraz 10-11 sierpnia 2024) Frombork, woj. elblęskie, ołtarz kapliczki w tzw. domu biskupim. Obraz przedstawiajęcy śzv. Brunona z Kwerfurtu - H. Mucke, 1851 r. Fot. z książki Zbigniewa Gacha, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997. Tej nocy pielgrzymować będziemy wspólnie ze świętym Brunonem z Kwerfurtu, którego w naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego tytułujemy: apostołem ziem polskich. A który był na równi ze świętym Wojciechem (956-997) nazywany apostołem Prus. Prawdopodobnie to od jego imienia zostało nazwane miasteczko Braniewo, po niemiecku Brunsberg. Poznaliśmy już wcześniej tego świętego jako autora tak zwanego „Żywotu Drugiego Świętego Wojciecha", który napisał w 1004 roku (Żywot Pierwszy, krótszy, napisał Jan Kanapariusz (?-1004) w latach 998-999) oraz jako autora, a zarazem po części bohatera „Żywotu pięciu braci męczenników". To dzieło powstało prawdopodobnie około roku 1006. Zachował się jeszcze do naszych czasów list, który napisał święty Bruno do króla Henryka II (973/8-1024). Te trzy klejnoty średniowiecznej literatury należą do najstarszych można powiedzieć reliktów literackich związanych z Polską. Zarówno zawarta w nich treść jak i forma „wypowiedzi (...) górują swym językiem i zawartością nad wieloma zabytkami hagiograficznymi nie tylko swoich czasów[1]". Nasz święty urodził się prawdopodobnie w 974 roku w rodzinie grafów (książąt) niemieckich na zamku, (którego ruiny zachowały się do dzisiaj), w miejscowości Kwerfurt (niem. Querfurt) w Saksonii. Po ojcu otrzymał imię Bruno zaś matka nazywała się Ida. Takie „imiona [jak] Bruno, Hugo, Odo, Otto, Iwo, Leo itp. są z pochodzenia zapożyczeniami germańskimi (Iwo może także celtyckim), ale odmieniającymi się według deklinacji łacińskiej: Bruno - (kogo? czego?) Brunonis, Hugo - Hugonis, Odo - Odonis, Otto - Ottonis; Iwo - Iwonis, Leo - Leonis itd. Jak widać, we wszystkich przypadkach zależnych temat fleksyjny zawiera cząstkę -n. Kiedy przed wiekami przejmowaliśmy do polszczyzny owe imiona, uszanowaliśmy łacińską deklinację i w formach od dopełniacza po miejscownik zostawiliśmy element -n. Dlatego też, według wciąż obowiązującej normy gramatycznej należy mówić i pisać: Bruno, Hugo, Odo, Otto, Iwo, Leo, ale: Brunona, Brunonowi, z Brunonem, o Brunonie; Hugona, Hugonowi, z Hugonem, o Hugonie: Odona, Odonowi, z Odonem, o Odonie; Ottona, Ottonowi, z Ottonem, o Ottonie; Iwona, Iwonowi, z Iwonem, o Iwonie; Leona, Leonowi, z Leonem, o Leonie. Rozszerzone postacie przypadków zależnych wpłynęły potem na powstanie wariantów omawianych imion, czyli Brunon, Hugon, Odon, Otton, Iwon, Leon[2]". Imię Bruno jest, [jak już wiemy] pochodzenia germańskiego. Oznaczało ono najprawdopodobniej przezwisko dotyczące ciemnego lub brązowego koloru włosów. Można je porównać z polskim brunetem lub kolorem brunatnym. W Polsce jest to imię rzadkie, ale poświadczone już w średniowieczu. Naliczono dwunastu świętych o tym imieniu. Wskażemy tu oprócz naszego bohatera, żyjącego wcześniej, świętego Brunona (925-965) arcybiskupa Kolonii, następnie świętego Brunona Kartuza (1030-1101) założyciela zakonu Kartuzów oraz świętego Brunona z Asti (1047-1123) opata benedyktyńskiego na Monte Casino[3]. Święty Bruno od około dziesiątego roku życia (przez dziewięć lat) uczył się w Magdeburgu, w szkole filozofa Geddona (?), w tej samej, którą wcześniej ukończył święty Wojciech. Po przyjęciu święceń kapłańskich w roku 995 został kanonikiem w kapitule katedralnej w Magdeburgu. Następnie na swój dwór w Akwizgranie przyjął go cesarz Otto III (980-1002), u którego został kapelanem. Razem z cesarzem był święty Bruno w roku 996 w Rzymie. Tu poznał wielu wybitnych ludzi, między innymi świętego Wojciecha, świętego Nila z Kalabrii (910-1004), świętego Romualda (951-1027), a także przyszłych świętych Benedykta (ok.970-1003) z Benewentu i Jana (ok.940-1003) z Wenecji, dwóch z już dobrze nam poznanych, późniejszych pięciu braci męczenników. Wtedy też, na początku 998 roku, zdecydował się porzucić wspaniale zapowiadającą się karierę światową i wstąpić do zakonu. Habit przyjął w klasztorze pod wezwaniem świętego Bonifacego (672 lub 675-754) i świętego Aleksego (ok.360-411) na Awentynie. W zakonie benedyktynów przyjął imię zakonne Bonifacy (Święty Bonifacy, imię z chrzcielne Winfrid, jest patronem Niemiec, Holandii oraz Anglii). Następnie przeniósł się razem ze świętymi Romualdem, Benedyktem i Janem do pustelni Pereum koło Rawenny. Tam, jak pamiętamy, namówił świętego Benedykta i świętego Jana na wyprawę misyjną do Polski. Pamiętamy również, że miał uzyskać pozwolenie od papieża na działalność misyjną wśród pogan i dołączyć do obu świętych. Jak wiemy, tak się nie stało. Bruno po opuszczeniu klasztoru przez obu braci męczenników, z dziwnych i właściwie niewyjaśnionych przyczyn, zaczął zwlekać z pójściem do Rzymu. Sam tak o tym czasie i o samym sobie napisał: [kiedy to i Benedykt i Jan] „zaczęli wyglądać mego przybycia, ponieważ z ust papieskich miałem przynieść szacowne pozwolenie i [to] moja zachęta zaprowadziła [te] szlachetne duchy w tamte strony. Mnie zaś, który byłem winny przestępstwa i nieczysty w sposobie życia, liczne grzechy zatrzymywały, bym nie był godny pójścia tam; moich wad bowiem było więcej, a moje zalety były słabe i pomieszane z ułomnościami w myśl owego powiedzenia: Na pewno zło nie ujdzie bezkarnie, a potomstwo prawych ocaleje (Prz 11,21) A psalmista [mówi]: Splugawione są drogi jego na każdy czas[4] (Ps 10,5)[5]" Później jednak zauważa święty Bruno, że jednak dobrze zrobił, gdyż chociaż pragnął odejść, a jego słabość charakteru mu w tym przeszkadzała, to jak sam powiada: „bardzo obawiałem się - czego obawiać się należy - aby nie zniesławiła mnie myśl diabelska, jeślibym porzucił celę, spodziewając się czegoś większego i na próżno odbył drogę, nie znalazłszy w swych rękach żadnego z poszukiwanych skarbów, jak napisano: Jest droga, co komuś zdaje się słuszna, a w końcu prowadzi do zguby (Prz 16,25)[6]". Aż dopiero męczeńska śmierć, i to na terenie Włoch, dobrze znanego mu zakonnika o imieniu Rudolf (?), z którym razem jadał i z którym podczas rozmów jak najdalsi byli od tematu śmierci, tak przeraziła Brunona, że wreszcie sam zaczął do siebie mówić: „Dlaczego dalej stoisz (...). Już nie zwlekaj, ruszaj w drogę! Lepiej będzie, jeśli głosząc Chrystusa, umrzesz w kraju pogan, aniżeli pewnego dnia bezowocnie tutaj[7]". Po paru dniach, dodatkowo jeszcze zachęcony przez opata, udał się do Rzymu, gdzie „papież Sylwester II (ok. 945-1003) mianował Brunona „arcybiskupem pogan" (archiepiscopus gentium), to znaczy dał mu prawo prowadzenia misji na niewyznaczonych konkretnie obszarach pogańskich. Nadto udzielił mu paliusza...[8]". Paliusz był oznaką potwierdzającą godność oraz dawał prawo wyświęcania nowych biskupów misyjnych, stąd być może zapis Galla Anonima (1066-1145) o dwóch metropolitach w Polsce tego czasu, (drugim był Radzim Gaudenty (960 lub 970 - 1006 lub 1011) arcybiskup gnieźnieński). Po otrzymaniu tej godności od papieża udał się zimą 1002 roku do Ratyzbony, gdzie prawdopodobnie król potwierdził jego inwestyturę. Święcenia od Arcybiskupa Magdeburga Taginona (970-1012) otrzymał dopiero w roku 1004. Wyruszając stamtąd z powodu zamętu wojennego między księciem Bolesławem Chrobrym (967-1025) a królem Henrykiem II, ominął krainę Słowian, gdzie, jak sam napisał: „para świętych braci, wielce zmartwionych, wyglądała mego przybycia, a w sercu moim nie pozostawał nawet cień wspomnienia o zwodniczym przyrzeczeniu i o grzechu, jakim było oszukanie braci. I zaniechawszy Prusów, do których ze względu na zabicie (...) świętego Wojciecha słuszniejsza przyczyna powinna była zaprowadzić, Czarnym Węgrom (...) zacząłem nieść Ewangelię z niepowodzeniem i słabymi siłami[9]". Święty Bruno dalej tak pisze o sobie: „Rzeczywiście [byłem], jak napisano, daleko od mego zbawienia, ponieważ w niedługim już czasie Łaskawy Pan Bóg chciał nagrodzić swoje mężnie walczące sługi [tu Bruno mówi o nadchodzącym już wkrótce zabójstwie jego dwóch przyjaciół, świętego Benedykta i świętego Jana], lecz nie godziło się, abym ja, pies, przyszedł do świętych (...) [jak] wieprz do pereł (...) gdyż nie chciałem pójść do tych, którzy oczekiwali mnie z tak wielkim strapieniem (...) nie chciałem żyć jak święty ze świętymi, wybrany z wybranymi, lecz raczej jako wędrowny mnich kierujący się własną wolą i jako przebiegły obłudnik oddany próżnej sławie (...). I podczas gdy przyjemność była mi prawem i z upodobaniem błądziłem w moich pragnieniach, idąc ze światem (...), błąkając się, poszedłem za pociągiem serca mego, aby mnie nie znalazło godne zabiegów zbawienie Boże, według owych słów [psalmisty]: Z przewrotnym, przewrotnym się staniesz (Ps 17,27). [oraz] Słodyczą jego niech będzie robak, a niech go zapomni miłosierdzie (Hi 27,20) To jest niebezpieczeństwo zgodne z tym, na co zasługują przewrotni[10]". Tu zaczął uzasadniać święty Bruno swoje tak ostre w stosunku do siebie słowa i nawet upokarzające samokrytyczne obelgi, których trochę jeszcze znajdziemy w jego autobiograficznych komentarzach i w których bez pardonu poniża sam siebie za swoje naganne w tym czasie postępowanie. Olbrzymi szacunek musi budzić tak wielka pokora tego człowieka, który, pamiętajmy, był książęcego pochodzenia, obracał się na cesarskim dworze, kto wie, może był nawet krewnym samego cesarza, a i w samym Kościele stał bardzo wysoko, był przecież arcybiskupem. (Są też opinie mówiące, że był tylko biskupem mającym prawo mianowania czy wyświęcania innych biskupów). A mimo to tak niskie miał mniemanie o sobie i w taki właśnie sposób potrafił się oceniać. Nasz bohater był Niemcem, ale jak widzimy wyjątkowym, potwierdzeniem tego może być fakt, że odważył się krytykować własnego króla, walczącego z Bolesławem Chrobrym, pisząc do niego: „Lecz oby bez utraty łaski króla wolno było tak powiedzieć: czy godzi się prześladować lud chrześcijański a żyć w przyjaźni z pogańskim? Co za ugoda Chrystusa z Belialem? Jakie porównanie światła z ciemnością (...) Czy nie uważasz tego za grzech, gdy chrześcijanina - zgroza mówić to - zabija się na ofiarę pod chorągwią demonów[11]?". A jednocześnie, w tym samym liście wychwala księcia polskiego Bolesława Chrobrego takimi słowami: „Jeśliby kto powiedział, że do tego księcia [Bolesława Chrobrego] odnoszę się z uczuciem wierności i serdecznej przyjaźni, prawda to. Rzeczywiście kocham go jak duszę moją i więcej niż życie moje[12]". Bezsprzecznie, dziwny to był Niemiec. Warto przypomnieć, jak po udzieleniu pomocy świętemu Benedyktowi, który zrzekł się funkcji opata w Pereum, został razem z nim, za to „przestępstwo" nago na oczach wszystkich współbraci wybatożony. We wstępie do Żywotu pięciu męczenników, święty Bruno pisząc o sobie, jeszcze bardziej uwidacznia swoją pokorę, pisząc w taki sposób: „I nie potępiaj też tego, dobry Jezu, że ośmielam się sławić ich sprawiedliwość [chodzi tu oczywiście o świętych męczenników], ja, który skutkiem błota zabijających mnie występków już dawno cuchnę jak zdechły pies i w gęstym błocie moich grzechów - biada mi! - z rozkoszą leżę jak brudna świnia. Jeśli ja, ubogi w zdolności, niezdolny do czynu, o tym, co dobre, w zły sposób mówię, wybaczcie, proszę, sędziowie, których jakaś nadzwyczajna miłość pozwala mi ważyć się na to. Jeśli ja, taki dziwoląg, o sprzecznych obyczajach, ideałów nie potrafię opiewać - chcę przynajmniej szczekać. Byłoby to godnym potępienia, jeślibym patrząc na święte sprawy i wiedząc o nich, pomijał je milczeniem. (...) Niekiedy nie jest rzeczą pożyteczną mówić o doskonałości, lecz zawsze wielki jest pożytek z jej rozważania. Jeżeli [nawet] osioł mówi o dowodach potęgi i miłosierdzia Pana (w Księdze Liczb mamy scenę, w której oślica Balaama (?), widząc Anioła Pańskiego, który stanął na ich drodze, nie chciała iść dalej, mimo że właściciel ją okładał kijami, aż Bóg otworzył jej usta i przemówiła do niego, a wtedy i on zobaczył Anioła (Lb 22,21-34), dlaczego nie mieliby mówić ludzie, których według proroka mały chłopiec w duchu pobudza, (Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał (Iz111,6)), przypominając o zbawieniu tym, którzy starają się żyć uczciwie[13]?". Obecnie jesteśmy bardzo wdzięczni świętemu Brunonowi za jego pisarską twórczość, dzięki której mamy możliwość poznania tak wspaniałych ludzi, jak święty Wojciech czy pięciu braci męczenników, ale także i samego autora tych pięknych średniowiecznych dzieł. Wracając do dalszych dziejów świętego Brunona... otóż, po pobycie wśród Węgrów, gdzie jak napisał w liście do króla Henryka II, długo siedział daremnie, wyruszył „w drogę do Pieczyngów, najokrutniejszych ze wszystkich pogan[14]". (Pieczyngowie był to związek plemion azjatyckich, tzw. kaganat lub chaganat, którym rządził Chan, zajmujący obszar na wschód od Węgier i na południe od Rusi Kijowskiej). Włodzimierz Wielki (958-1015), książę kijowski, u którego miesiąc przebywał święty Bruno, na próżno, wbrew woli świętego, próbował go zatrzymać, a który, według własnych słów naszego bohatera: „usilnie zabiegał o to, abym nie szedł do tak nierozumnego ludu, gdzie dusz wcale nie pozyskam, lecz znajdę jedynie śmierć, i to najhaniebniejszą. Wreszcie, gdy na to nie mógł poradzić (...) wiódł mnie osobiście z wojskiem aż do samej granicy swego państwa (...) gdy ja z towarzyszami szedłem naprzód, a on ze swymi dostojnikami postępował [z tyłu] (...) ja niosłem krzyż Chrystusa, objąwszy go rękami (...) [po przekroczeniu granicy]. Dwa dni szliśmy i nikt nam nie szkodził. Trzeciego dnia (...) wszystkich ze zgiętymi karkami prowadzono na stracenie (...) w następną niedzielę (...) wzywają nas na zebranie. Smagają nas jak konie. Nadbiega niezliczone pospólstwo z oczyma krwi żądnymi i wydaje przeraźliwy krzyk: tysiącem toporów, tysiącem mieczów dobytych z pochwy nad naszymi karkami grożą, że potną nas w kawałki. Dręczono nas aż do nocy, wleczono w różne strony, dopóki możni [tego] kraju, którzy w walce wydarli nas z ich rąk, wysłuchawszy naszego oświadczenia [nie] przekonali się jako ludzie rozsądni, że wkroczyliśmy do ich kraju w dobrym zamiarze. Tak jak rozkazał przedziwny Bóg i najdroższy [święty] Piotr (?-64/67), pięć miesięcy pozostaliśmy wśród tego ludu i obeszliśmy trzy części; z czwartej, której nie tknęliśmy, przyszły do nas lepsze wieści. Gdy chrześcijaństwo przyjęło się mniej więcej w trzydziestu duszach, za zrządzeniem Boga zawarliśmy pokój, którego, jak oni mówili, nikt prócz nas nie mógłby zawrzeć. „Ten pokój - powiadają - jest Twoim dziełem. Jeśli on będzie trwały, jak zapewniasz, wszyscy chętnie zostaniemy chrześcijanami. Jeżeli ów książę Rusów chwiać się będzie w zachowaniu wierności, będziemy musieli dążyć tylko do wojny, nie do chrześcijaństwa". Wobec tego wróciłem do księcia Rusów, który dla Boga czyniąc im zadość, dał syna jako zakładnika. Wyświęciliśmy też biskupa spośród naszych, którego tamten wraz ze swoim synem osadził w środku kraju. I tak na większą chwałę i cześć Boga Zbawiciela zapanowało prawo chrześcijańskie wśród najgorszego i najokrutniejszego ludu ze wszystkich pogan żyjących na ziemi. Ja zaś zwracam się teraz do Prusów, dokąd pójdzie przede mną Ten, który mnie poprzedzał, który to wszystko uczynił i teraz uczyni, łaskawy Bóg, i mój pan, najdroższy Piotr[15]". Po opuszczeniu Kijowa, jesienią w 1008 roku, przybył do Polski i już w lutym bądź marcu 1009 roku wraz z osiemnastoma towarzyszami (z których kilku wymienia ksiądz Skorupski [według zeznań mnicha Wiperta (?)] w swojej sztuce teatralnej pod tytułem „Opowieść oślepionego mnicha", (są tam Tiemicus, Aicus(?), Apichus (?), Hezych (?) i Wipert[16]). udaje się z misją do kraju Jaćwingów[17]. Tam razem ze swoimi towarzyszami, po pierwszych sukcesach ewangelizacyjnych, ginie śmiercią męczeńską. Za datę jego śmierci przyjmuje się dzień 9 marca. Opis śmierci świętego Brunona zachował się w kronikach Thietmara, który był jego krewnym. Tak krótko ją opisał: „Kiedy 14 lutego [data błędna, gdyż jak podają roczniki kwedlinburskie i magdeburskie Bruno został zamordowany 9 marca] głosił słowo Boże na granicy tego kraju i Rusi, sprzeciwili się temu tubylcy, a gdy on dalej nauczał Ewangelii, schwytali go i za to, że tak kochał Chrystusa, który jest głową Kościoła, odcięli głowy zarówno jemu, jako jagnię łagodnemu, jak jego osiemnastu towarzyszom. Ciała tylu męczenników leżały niepochowane, aż dopiero Bolesław [Chrobry], dowiedziawszy się o tym, wykupił je i w ten sposób przysporzył swemu domowi błogosławieństwo na przyszłość[18]. Ale dysponujemy jeszcze dwiema trochę bardziej rozbudowanymi relacjami z ostatnich chwil życia świętego Brunona. Jedna napisana około roku 1040, przez świętego Piotra Damianiego (1007-1072), który opisując żywot świętego Romualda, umieścił w jednym ze swoich rozdziałów opis życia i śmierci świętego Brunona, nazywając go Bonifacym, używając jego imienia zakonnego. Jest to bardzo ciekawa relacja i chociaż Piotr Damiani pomylił królestwo Rusi z Prusami, to jednak warto ją przytoczyć: „Gdy czcigodny mąż przybył do króla Rusi [chodzi oczywiście o króla Jaćwingów] i niezłomnie obstawał przy zamiarze nauczania, król, zobaczywszy, że jest on odziany w byle jakie szaty i chodzi boso, pomyślał, że święty mąż mówi to nie z powodów religijnych, lecz raczej po to, by zbierać pieniądze. Obiecał mu więc, że jeśli porzuci te mrzonki, sam hojnie i szczodrobliwie pomoże swymi bogactwami jego ubóstwu. Bonifacy zatem niezwłocznie powrócił do swej gospody, odział się godnie najcenniejszymi biskupimi strojami i tak pokazał się znów w królewskim pałacu. Król zaś, widząc go wystrojonego w tak dostojne szaty, powiada: »Teraz oto wiemy, że skłania cię do tych próżnych nauk nie chudoba twego ubóstwa, lecz nieznajomość prawdy. Jeśli jednak chcesz, aby wierzono, że to, co głosisz, jest prawdziwe, trzeba ustawić dwa wysokie stosy drew, oddzielone od siebie bardzo małym odstępem, a gdy się je podpali i będą tak rozżarzone, że będzie widać, iż obie sterty palą się jednym płomieniem, ty przejdź pomiędzy nimi. Jeśli będziesz mieć jakiekolwiek obrażenia, rzucimy cię na żer tych samych płomieni; jeśli jednak, czemu nie sposób dać wiarę, ujdziesz zdrowo, wszyscy bez trudu uwierzymy w twego Boga«. A ponieważ ten pakt przypadł do gustu nie tylko Bonifacemu, lecz także wszystkim poganom, którzy tam byli, Bonifacy, tak odziany, jakby miał celebrować liturgię mszalną, najpierw obszedł ogień z każdej strony z wodą święconą i zapalonym kadzidłem, potem zaś wstąpił w trzeszczące płomienie ognia i wyszedł z nich bez szwanku, tak że nawet nie było widać, aby najmniejszy włos na jego głowie był spalony. Wówczas król i inni, którzy uczestniczyli w tym widowisku, tłumnie rzucili się do stóp błogosławionego męża, prosząc ze łzami o łaskawość i stanowczo domagając się chrztu. I tak wielka rzesza pogan zaczęła się zgłaszać do chrztu, że święty mąż udał się nad jakieś duże jezioro i korzystając z obfitości jego wód, chrzcił lud. Król zaś postanowił, że, przekazawszy królestwo synowi, nigdy nie rozłączy się z Bonifacym, dopóki żył będzie. Natomiast brat królewski, mieszkający razem z nim, który nie chciał uwierzyć, został pod nieobecność Bonifacego przez samego władcę zabity. Inny zaś brat, który mieszkał gdzie indziej niż król, nie chciał słuchać słów czcigodnego męża, gdy ten do niego przybył, lecz rozpalony przeciwko niemu wielkim gniewem z powodu nawrócenia brata, zaraz go pojmał. Potem, bojąc się, by jeśli zatrzyma go żywcem, król nie wyrwał go z jego rąk, kazał mu [Bonifacemu] w swej obecności i wobec wielkiej rzeszy ludzi ściąć głowę. Natychmiast też oślepł i takie osłupienie opadło jego samego i wszystkich, którzy tam byli, że nie byli zdolni ani mówić, ani słyszeć, ani spełniać jakichkolwiek poruszeń właściwych człowiekowi, lecz wszyscy zastygli nieruchomo, sztywni jak kamienie. Król zaś, usłyszawszy o tym, przeniknięty straszliwym bólem postanowił nie tylko zabić brata, lecz także wyciąć mieczami wszystkich tych, którzy byli zwolennikami tej zbrodni. Lecz gdy tam prędko przybył i zobaczył ciało męczennika wciąż leżące na środku, a brata i pozostałych ludzi stojących wokół nieruchomo i bez czucia, wydało się stosowne jemu i wszystkim jego ludziom, aby wprzód się za nich pomodlić: jeśli najpierw miłosierdzie Boże przywróci im zmysły, które utracili, a potem zgodzą się uwierzyć, wybaczy się im zbrodnię i zostaną żywi, jeśli zaś nie, wszyscy zginą od miecza pomsty. Gdy więc trwała już długo ta modlitwa, zanoszona zarówno przez samego króla, jak i przez pozostałych chrześcijan, osłupiali ludzie nie tylko odzyskali zmysły, lecz także śpiesznie podjęli postanowienie szukania prawdziwego zbawienia. Zaraz bowiem z płaczem proszą o odpokutowanie swej zbrodni, z wielką ochotą przyjmują sakrament chrztu, budują kościół nad ciałem wielce świętego męczennika. Jednakże gdybym usiłował opowiedzieć o potężnych dziełach tego zadziwiającego męża wszystko, co można zgodnie z prawdą przekazać, mój język zaniemógłby zapewne, zanim skończyłby się temat. Chociaż zatem cnota Bonifacego wymagałaby odrębnego pióra, jednak, dlatego staramy się go tu tak wywyższać (wraz z innymi uczniami Romualda), aby za pośrednictwem ich chwały pokazać, jak wielkim mężem był ich przesławny mistrz; aby gdy do uszu wiernych dotrze wspaniałość podopiecznych, stało się oczywiste (dzięki szkole, jaką utrzymywał), jak wybitny był ich nauczyciel[19]". Jedynym ocalałym z zabójstwa świętego Brunona i jego towarzyszy został, wspomniany mnich Wipert, którego jednak oślepiono. I ten mnich zostawił po sobie drugą równie ciekawą relację z ostatnich chwil życia naszego świętego biskupa. Niestety, relacja jego nie jest w całości traktowana zbyt poważnie. Podobnie jak urywek z relacji świętego Piotra Damianiego. Wielu współczesnych historyków pomija wymownym milczeniem cud, którego dokonał wśród pogan święty Bruno, lub używa enigmatycznego określenia próba ognia. Cud ten, choć różnie został opisany, umieszczony jest w obu tych żywotach. My wybrane fragmenty z relacji mnicha Wiperta, którą spisał w klasztorze w Tegernsee (miasto w Bawarii) August Bielowski (1806-1876) a przetłumaczył Andrzej Obrębski (1949-2018), przedstawiamy poniżej: „Kiedy wkroczyliśmy do ojczyzny, natychmiast zostaliśmy zaprowadzeni przed króla. Biskup wraz ze swymi kapelanami odprawiał Mszę świętą, głosząc słowa Ewangelii i apostołów. Król noszący imię Nethimer, usłyszawszy je, powiedział: mamy bogów, w których z czcią wierzymy. Temu, co mówicie, podporządkować się nie chcemy. Biskup, słysząc to, rozkazał, by mu przyniesiono posągi królewskich bożków i w obecności owego króla wrzucił je wielce odważnie do ognia. Ogień objął i strawił wkrótce owe pogańskie bałwany. Wzburzony król rzekł bardzo gniewnie: weźcie i w mojej obecności wrzućcie biskupa do ognia bez najmniejszej zwłoki. Jeżeli ogień spali go i zniszczy całkowicie, to bądźcie przekonani, że to, co głosi, jest z gruntu zwodnicze. Jeśli jest mianowicie odwrotnie, jak najrychlej dajmy świadectwo wiary w tego Boga. Następnie król polecił rozpalić ogromne ognisko i wrzucić do niego biskupa. Biskup tymczasem ubrany w szaty pontyfikalne umieścił swój tron wśród płomieni. Siedział na nim tak długo, dopóki jego kapelani nie odśpiewali siedmiu psalmów. Król widząc ten cud, uwierzył niezwłocznie w Boga wraz z trzystoma ludźmi i ochrzcił się. Następnie opanowany przez szatana książę tej krainy przybył konno do biskupa i bez jakiegokolwiek żalu zamęczył na śmierć biskupa i jego kapelanów. Rozkazał, by obcięto biskupowi głowę, kapelanów powieszono, a mnie oślepiono. Potem za sprawą Chrystusa widziano tam niezliczone znaki i cuda. Obecnie zaś nad ich ciałami zbudowano klasztory. Od tamtego czasu ze względu na Boga obszedłem jako podróżny liczne krainy, wzywając świętych i święte na pomoc chrześcijanom. Cóż więcej powiedzieć? Z miłości do wszystkich chrześcijan błagam o Boże wspomożenie. Niech ono stanowi osłonę dla mego życia przed waszymi grzechami i będzie lekarstwem na wieczność. Zob. http://www.kki.pl/pioinf/przemysl/dzieje/bruno/wibert.html.[20]". Ksiądz Jan Skorupski, proboszcz z kościoła świętego Jana Apostoła i Ewangelisty w Ełku, opierając się na faktach, które możemy znaleźć w tekstach źródłowych na temat życia świętego Brunona, napisał uroczą sztukę teatralną, w której zamieszcza większość ze znanych zdarzeń z życia świętego Brunona. Poniżej fragment tekstu mówiący o cudzie, którego dokonał święty Bruno. Oczywiście, dialogi tu przedstawione są napisane współcześnie, ale ponieważ są oparte na źródłach historycznych jest wielce prawdopodobne, że te rozmowy mogły tak, mniej więcej przebiegać no a oprócz tego wspaniale ożywiają postać świętego Brunona. OPOWIEŚĆ OŚLEPIONEGO MNICHA Akt Szósty, Scena Trzecia (Naprzeciwko siebie siedzą: król Jaćwingów i biskup Bruno. Obok tłumacz.) KRÓL NETHIMER Mówisz, że jesteś posłańcem Boga Najwyższego. BRUNON[21] Z KWERFURTU Przychodzimy do waszego ludu w Jego imieniu. KRÓL NETHIMER Skąd przybywacie? BRUNON Z KWERFURTU Od najwyższego kapłana, od Ojca, którego my nazywamy Świętym. Na ziemi reprezentuje on Boga. Siebie nazywa on Sługą Sług Bożych, a mieszka w centrum świata - w Rzymie. KRÓL NETHIMER My też mamy świętego kapłana, nazywamy go Kriwe. On też przebywa blisko bogów. BRUNON Z KWERFURTU Bóg jest Jedyny. Nie ma wielu bogów. KRÓL NETHIMER Wierzymy w wielu bogów, ale wiemy, że wśród nich jest jeden, którego nazywamy Pierwszym Siedzącym na Niebie. BRUNON Z KWERFURTU Czy słyszałeś królu o Jezusie, o Synu Pierwszego Siedzącego na Niebie? KRÓL NETHIMER Wieść o nim tu jeszcze nic dotarła. BRUNON Z KWERFURTU Pozwól, królu, że za ciebie i lud twój zaniesiemy przed Jezusa modlitwy do Najwyższego, do Pierwszego Siedzącego na Niebie. (Król skinął głową na znak zgody. Obok ogniska Jaćwingowie pomagają misjonarzom sporządzić ołtarz. Przynoszą dwa królewskie fotele, jeden królowi Jaćwingów, drugi wysłannikowi papieża - Brunonowi. Wokół zgromadzony lud. Przy śpiewie misjonarzy celebrowana jest liturgia Mszy świętej, podczas której Brunon wygłasza płomienne kazanie.) BRUNON Z KWERFURTU Jezus Chrystus, Syn Boga Najwyższego, zstąpił z nieba i narodził się z kobiety. Stał się podobnym do ludzi. Przyjął postać sługi. Uniżył samego siebie, gdy stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego Bóg wywyższył Go i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca. (Po zakończeniu liturgii Mszy świętej król Jaćwingów przemówił.) KRÓL NETHIMER Ładne wasze obrzędy. Piękne śpiewy. I wspaniała opowieść o Synu Najwyższego. My jednak mamy swoich bogów, których czcimy. W to, co wy mówicie, nie wierzymy. BRUNON Z KWERFURTU Pokażcie wasze bóstwa. KRÓL NETHIMER Przynieście posągi naszych bóstw. (Jaćwingowie przynoszą dwa drewniane bożki.) Wierzymy, że one nas chronią i bronią przed złymi duchami. BRUNON Z KWERFURTU (Bruno bierze drewniane figury) Jezus Chrystus, Syn Pierwszego Siedzącego na Niebie, jest silniejszy od największych złych duchów. On was obroni. (Niespodziewanie rzuca bożki w ogień. Wybucha wielki krzyk Jaćwingów. Ogień pochłania drewniane figury. Zrozpaczeni patrzą to na ogień, to na króla.) KRÓL NETHIMER (Król ze zgrozą patrzy na Brunona i zwracając się do swojego ludu rozkazuje.) Wrzucić go w ogień. (Jaćwingowie chwytają Brunona, lecz król gestem dłoni powstrzymuje ich. Po chwili dodaje.) Jeśli ogień go spali, to jego nauka jest kłamstwem. Jeśli wyjdzie z niego żywy, uwierzymy mu. Szykować stos. JAĆWING (szydząc) Postawimy mu tron w ogniu. Niech siedzi na tronie. KRÓL NETHIMER (patrzy na Brunona) Jeśli twój Bóg obroni cię przed płomieniami ognia, uwierzymy ci. Jeśli nie, nie ma twojego Boga, a ty spalisz się w ogniu. BRUNON Z KWERFURTU Nie będę prosił i wystawiał Boga na próbę. Niech tak będzie, jak On zechce. Razem z wami będę oczekiwał na to, co Pan uczyni. Dla Niego gotów jestem żyć i umrzeć. (Szykują stos. Na nim przyrządzają biskupowi tron, umieszczają go tam i przywiązują do drewnianych poręczy, Misjonarze klękają i zaczynają śpiewać psalmy. Jaćwingowie podpalają stos i chodzą, niemalże biegają, wokół ogniska i przyglądają się.) JAĆWING PIERWSZY Kolejną już pieśń zaczynają śpiewać, a on siedzi nietknięty przez ogień. JAĆWING DRUGI Ogień się go nie ima. JAĆWING TRZECI Tylko powrozy, którymi go przywiązaliśmy do tronu, spaliły się, a on i jego biskupie szaty nietknięte. KRÓL NETHIMER (z wielkim zdumieniem) Wyjdź święty Kapłanie z ognia! Jesteś Bożym człowiekiem. Pierwszy Siedzący na Niebie cudownie cię ocalił. Wyjdź, proszę! (Podchodzi do palącego się stosu i wyciąga rękę w stronę Brunona. On wstaje, bierze dłoń króla Niethimera i wychodzi z ognia.) JAĆWINGOWIE (Wielki wrzask Jaćwingów. Gromadzą się wokół Brunona. Dotykają go.) Święty, święty, święty. Syn Pierwszego na niebie ocalił go. Ogień go nie tknął. KRÓL NETHIMER (patrzy z podziwem) Co mamy czynić, aby uczcić Twojego Boga? BRUNON Z KWERFURTU Uwierzcie i ochrzcijcie się w Jego imię. KRÓL NETHIMER Uwierzyłem wraz z trzystoma ludźmi. Ochrzcijcie nas. (Nad brzegiem rzeki misjonarze chrzczą Jaćwingów.) BRUNON Z KWERFURTU (stoi z naczyniem wody w ręku) Królu, czy wierzysz w Boga Wszechmogącego i Jego Jedynego Syna Jezusa Chrystusa? KRÓL NETHIMER Uwierzyłem. BRUNON Z KWERFURTU (polewa głowę króla Niethimera wodą) Ja ciebie chrzczę, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego[22]. Niestety, jak wspomniano wcześniej, zaraz po tym wspaniałym sukcesie ginie święty Bruno wraz z towarzyszami z rąk prawdopodobnie brata nawróconego króla. Znając już żywot świętego Wojciecha i Pięciu Braci Męczenników, a teraz świętego Brunona, może pojawić się pytanie, czy ci święci męczennicy sami chcieli iść na śmierć, czy każdy z nich pragnął tej śmierci dla niej samej? Pytania o sens męczeństwa stawiano sobie już od początków chrześcijaństwa. Jedną z odpowiedzi na tego typu pytanie znajdziemy w książce Ewy Wipszyckiej i ks. Marka Starowiejskiego o męczennikach[23]. Prześladowania chrześcijan rozpoczęły się praktycznie już w czasie nauczania Pana Jezusa, od prześladowania Jego samego, a później, zaraz po Jego męczeńskiej śmierci, wszystkich Jego naśladowców. Sami chrześcijanie uważali, że „uczniowie Jezusa mają być Jego świadkami: nie tylko życia, ale przede wszystkim śmierci i zmartwychwstania. Co to znaczy świadek męki Pańskiej wyjaśnia dobrze święty Piotr: to znaczy stać się jej uczestnikiem, aby otrzymać ostatecznie niewiędnący wieniec chwały (...) chrześcijanie zdają sobie sprawę, że świadczyć (gr. martyrein) łączy się z krwią przelaną przez męczeństwo; słowo świadek (...) znaczy już (...) męczennik[24]". I owszem, męczennicy szli dobrowolnie na śmierć, zazwyczaj nie bronili się przed nią, czasami nawet byli uśmiechnięci, kiedy już byli jej bliscy, ale nie dlatego, że pragnęli tej śmierci jak samobójca czy jakiś inny straceniec, tylko dlatego, że wierzyli, że zaraz po tej męce staną przed Bogiem i nie będą musieli się wstydzić za swoje życie. Wiedzieli, że męczennik za wiarę nie jest sądzony przez Boga tak jak zwykły śmiertelnik. W większości nie chcieli zaprzeć się swojej wiary, nie chcieli oddawać czci bożkom czy iść na jakieś kompromisy. Czasami stawali w obronie innych chrześcijan. A więc nie szli tam specjalnie po śmierć, nie szukali jej rozmyślnie, oni byli tylko na nią gotowi. Wiedzieli, że niosąc Ewangelię ludom pogańskim, mogą być narażeni na różne niebezpieczeństwa, ze śmiercią włącznie. Znali przecież naukę Kościoła, która mówiła, że nie należy się samemu wydawać na męczeństwo, a tylko będąc już „wobec męczeństwa odważnie je podjąć[25]". A więc ci, którzy szukali męczeństwa dla samego męczeństwa, dla samych cierpień czy dla własnej sławy nie byli przez Kościół uznawani za męczenników. Żaden z naszych świętych bohaterów do takich nie należał, gdyż inaczej Kościół katolicki nie uznałby ich za męczenników. Sam święty Bruno tak napisał w liście do króla: „Na pociechę mówię Ci, że o ile święty Bóg raczy zmiłować się za wstawiennictwem błogosławionego Piotra, nie chcę zginąć, gdyż będąc sam w sobie nieobyczajnym i złym, pragnąłbym z łaski Bożej stać się dobrym[26]". A pamiętamy, że w rozmowie ze świętym Benedyktem w Pereum tak mówił: „Nie mów: To jest pycha dla grzeszników pragnąć męczeństwa, skoro liczni nieochrzczeni, rozpustnicy i bałwochwalcy dostąpili tej łaski, zwłaszcza, że my w tym wypadku nie szukamy świętości, lecz odpuszczenia grzechów; chrzest bowiem zmywa je, lecz przez męczeństwo wszystkie zostają zamazane[27]". Nie znamy dokładnego miejsca tej tragedii. Święty Bruno napisał, że udaje się do Prus. Wiele wskazuje na to, że mogło się to wydarzyć na terenie rozlewisk biebrzańskich, może w okolicach Łomży nad Narwią, może w okolicach Giżycka. To były kiedyś tereny Jaćwingów, plemienia spokrewnionego z Prusami i Litwinami. Wszyscy oni należeli do ludów bałtyjskich, stąd łatwo było ich ze sobą pomylić. W tym też miejscu przebiegała, mniej więcej umowna granica między Polską a Prusami. Święty Bruno już od XVII wieku jest patronem Warmii, ale w archidiecezji warmińskiej jest drugorzędnym patronem. Natomiast od 1963 roku, święty Bruno Bonifacy z Kwerfurtu, biskup i męczennik jest pierwszorzędnym patronem diecezji łomżyńskiej. Jest również patronem diecezji ełckiej oraz patronem Giżycka a także Bartoszyc. Zarówno w archidiecezji warmińskiej, jak i w diecezji łomżyńskiej mamy parafie pod wezwaniem tego świętego: parafia pod wezwaniem świętego Brunona z Kwerfurtu w Łomży, parafia pod wezwaniem świętego Brunona w Giżycku, parafia pod wezwaniem świętego Brunona z Kwerfurtu w Elblągu i parafia świętego Brunona w Bartoszycach. Dowiadujemy się też z historii kościoła pod wezwaniem świętego Michała Archanioła w Łomży, że w 1009 roku, święty Bruno z Kwerfurtu zakłada kościół na wzgórzu świętego Wawrzyńca (225-258) w Starej Łomży i wyrusza w swoją ostatnią misję ewangelizacyjną zakończoną śmiercią męczeńską[28], chociaż ten fakt jest kwestionowany. Liturgiczny obchód świętego Brunona Bonifacego przypada na dzień 12 lipca i w Polsce ma rangę wspomnienia obowiązującego, natomiast w diecezji łomżyńskiej w tym dniu obchodzi się uroczystość. Na wizerunkach najczęściej przedstawiany jest w stroju biskupa a jego atrybuty to: torba podróżna, osioł, oprawcy, topór[29]. Święty Bruno nie jest zbyt popularnym świętym nie tylko w Polsce czy w Europie, ale i w jego rodzinnym Kwerfurcie, który dzisiaj liczy ok. 12 000 mieszkańców, gdzie większość z nich to poganie a parafia katolicka liczy tam tylko 300 wiernych[30]. Podsumowując żywoty rodzimych (chociaż tylko trzech z nich było Polakami) misjonarzy, a więc Świętego Wojciecha, Świętych pięciu polskich Braci Męczenników i Świętego Brunona warto zauważyć, że ich męczeńska śmierć donośnym głosem rozeszła się po całej ówczesnej Europie i stanowiła dziejowe wydarzenia tak w naszej historii, jak i w całej historii Kościoła. Mając relikwie tych świętych Gniezno stało się dla mieszkańców Europy miejscem pielgrzymkowym. Również dla duchowieństwa przybywającego by tu zostać i służyć, było to olbrzymim zaszczytem. Oczywiście największym uznaniem cieszył się święty Wojciech, który był przyjacielem cesarza Ottona III. Jego kult dosyć mocno szerzył się również w Niemczech i we Włoszech i trochę słabiej we Francji i na Węgrzech. Wielkie znaczenie dla Polski i jej księcia Bolesława Chrobrego, miał Zjazd Gnieźnieński, gdzie obecny był Otto III, król Niemiec a zarazem cesarz rzymski. Szybka kanonizacja świętego Wojciecha pozwoliła na utworzenie podczas tego zjazdu arcybiskupstwa w Gnieźnie oraz czterech diecezji polskich, we Wrocławiu, Krakowie, Kołobrzegu, a po śmierci biskupa Ungera (?-1012), także w Poznaniu, jako czwartej. Pamiętajmy, że na metropolię kościelną, która wówczas świadczyła o samodzielności danego państwa, Czesi w swoim kraju musieli czekać ponad trzysta lat. A przecież to od nich nasze młodziutkie państwo przyjęło chrzest. Warto wiedzieć, że „Organizacja kościelna posiada[ła] w tych czasach znaczenie równoważne z państwową. Jedna uzupełniała drugą. Nie zwyczajny biskup, tylko metropolita (...) [mógł] koronować króla, bez metropolity nie ma więc korony, nie ma jedności i niepodległości państwa"[31]. Trochę słabiej od Wojciechowego rozwinął się kult Pięciu braci męczenników, ale i on pogłębiał wiarę w naszym kraju i powiększał wiedzę Europejczyków o państwie Polan. Najmniejszym uznaniem cieszył się święty Bruno z Kwerfurtu a „złożyło się na to szereg czynników, z których można wymienić: konflikt pomiędzy księciem Bolesławem, cesarzem Henrykiem II. Upadek państwa Polan, brak wsparcia ze strony następców Ottona III dla uniwersalistycznej koncepcji Europy, będącej przeciwieństwem szerzenia chrześcijaństwa po uprzednim pokonaniu pogan"[32]. Niemniej jednak należy zwrócić uwagę, że Święty Bruno poprzez swoje wspaniałe dzieła opisujące życie świętego Wojciecha i pięciu braci męczenników, został uznany jako światowej klasy kronikarz tamtych czasów oraz ambasador naszego kraju. Ten dosyć gwałtowny rozwój chrześcijaństwa w Polsce spowodował także upowszechnienie się na jej terenach języka łacińskiego. Oczywiście znało ten język nasze duchowieństwo a to pozwalało na porozumiewanie się z licznie przybywającym do naszego kraju duchowieństwem z całej Europy. I właśnie w tym języku pisał swoje dzieła święty Bruno. Warto również wiedzieć, że dzięki śmierci tych świętych misjonarzy państwo polskie zyskało własnych orędowników w Niebie. A więc mieszkańcy naszego państwa mając swoich świętych, nie musieli prosić o orędownictwo świętych z innych krajów. Dlatego, wiedząc jak wielka jest wartość tych szczątków świętych mężów, Czesi w 1038 r. podczas najazdu na ziemie polskie pod wodzą swojego księcia Brzetysława I (1002-1055), wykradli z Gniezna relikwie świętego Wojciecha i pięciu braci męczenników. Bibliografia: Abrosiewicz Maciej, Kulturowy wymiar życia immisji św. Brunona: zabytki i piśmiennictwo, art. w Studia Ełckie 9/2007, Ełk 2007, przypis 13 s. 423-424. Dost. w Intern. na str.: http://www.studiaelckie.pl/pl/09-2007 Św. Damiani Piotr, Żywot błogosławionego Romualda pustelnika i opata, Kraków 2019. Fros Henryk SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię..., Kraków 1982. Gach Zbigniew, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997. http://obcyjezykpolski.pl/bruno-iwo-leo/ http://www.diecezja.elk.pl/o-diecezji/25-relacje-i-opisy.html http://diecezja.elk.pl/zakladki/33-wspolnoty-i organizacje/index.php?option=com_content&task=blogsection&id=4&Itemid=94&limit=1&limitstart=3 http://www.katedra.4lomza.pl/index.php?k=8 http://www.gizycko.pl/wzgorze-swietego-brunona.html http://dziennikparafialny.pl/2012/wspomnienie-sw-brunona-bonifacego-z-kwerfurtu/ Marecki Józef, Rotter Lucyna, Jak czytać wizerunki świętych, Kraków 2013. Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego tł. Abgarowicz Kazimierz, Warszawa 1966. Prof. Dr Silnicki Tadeusz, Święty Wojciech Człowiek i Święty, Poznań 1947. ks. Skorupski Jan Opowieść oślepionego mnicha Warszawa 2009. Wipszycka Ewa, ks. Starowiejski Marek, Męczennicy Kraków 1988. [1] Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego, tł. Kazimierz Abgarowicz, Warszawa 1966, s. 6. [2] http://obcyjezykpolski.pl/bruno-iwo-leo/ [3] Oprac. na podst. Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię..., s. 159. [4] Tłumaczenie Psalmów wg ks. Jakuba Wujka. [5] Piśmiennictwo..., s. 192. [6] Tamże, s. 193. [7] Tamże, s. 194-195. [8] Tamże, komentarz nr 105, s. 195. [9] Tamże, s. 195-196. [10] Tamże, s. 196-197. [11] Tamże, s. 255. [12] Tamże. [13] Tamże, s. 157-158. [14] Tamże, s. 251. [15] Tamże, s. 251-254. [16] Ks. Jan Skorupski, Opowieść oślepionego mnicha, Warszawa 2009, s. 142. [17] Średniowieczna kraina leżąca między Narwią, Niemnem i Krainą Wielkich Jezior na Mazurach zamieszkała przez lud zachodniobałtycki, spokrewniony z Prusami i Litwinami. [18] Kronika Thietmara, tł. Marian Zygmunt Jedlicki, Kraków 2002 s. 168-169. [19] Św. Piotr Damiani, Żywot błogosławionego Romualda pustelnika i opata, Kraków 2019, s. 62-66. [20] Maciej Abrosiewicz, Kulturowy wymiar życia immisji św. Brunona: zabytki i piśmiennictwo, art. w Studia Ełckie 9/2007, Ełk 2007, przypis 13 s. 423-424. Dost. w Intern. na str.: http://www.studiaelckie.pl/pl/09-2007 [21] Autor w tym utworze nie używa imienia Bruno tylko Brunon, więc pozostawiamy to imię w takim właśnie brzmieniu. [22] Ks. Jan Skorupski, Opowieść ..., s. 145-149. [23] Ewa Wipszycka, ks. Marek Starowiejski, Męczennicy, Kraków 1988, s. 92-102. [24] Tamże, s. 93. [25] Tamże, s. 96. [26] Piśmiennictwo..., s. 254-255. [27] Tamże, s. 173. [28] http://www.katedra.4lomza.pl/index.php?k=8 [29] Józef Marecki, Lucyna Rotter, Jak czytać wizerunki świętych, Kraków 2013, s. 143. [30] http://diecezja.elk.pl/zakladki/33-wspolnoty-i-organizacje/index.php?option=com_content&task=blogsection&id=4&Itemid=94&limit=1&limitstart=3 [31] Prof. Dr Tadeusz Silnicki, Święty Wojciech Człowiek i Święty, Poznań 1947, s.45. [32] Maciej Abrosiewicz, Kulturowy wymiar życia immisji św. Brunona: zabytki i piśmiennictwo, art. w Studia Ełckie 9/2007, Ełk 2007, przypis 13 s. 419. Dost. w Intern. na str.: http://www.studiaelckie.pl/pl/09-2007 Powrót |